Tylko w WP. Oficerowie BOR: "Macierewicz wozi się jak prezydent, z tą ekipą możemy sobie pozwolić na więcej"
Poprzednia ekipa się hamowała, bo bała się mediów. Z PiS możemy sobie pozwolić na więcej - mówią Wirtualnej Polsce oficerowie BOR. Borowcy przyznają, że z politykami obecnego rządu mogą jeździć szybciej, a chroniony przez Żandarmerię Wojskową szef MON "wozi się jak prezydent".
27.01.2017 | aktual.: 28.01.2017 08:14
Przedmieścia Warszawy, 2012 rok. W długim korku w piątkowe popołudnie stoją dwa czarne audi z przyciemnionymi szybami. To kolumna ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego jadąca do Wisły. Kierowca się niecierpliwi i włącza sygnał świetlny. Nawet nie waży się jednak włączyć syreny. Prezydent tego nie lubi.
Nagle limuzyny głowy państwa mijają pędzące na sygnale zielone samochody...Żandarmerii Wojskowej. - Z wyciem wyprzedził nas jakiś trzeciorzędny pułkownik - mówi WP jeden ze współpracowników byłego prezydenta. Komorowski podobnie jak Donald Tusk, gdy był premierem, nie lubił kłuć w oczy obstawą BOR- u i jazdą na sygnale.
- Poprzednia ekipa się hamowała, bała się mediów. Teraz możemy sobie pozwolić na więcej. Jeśli ten, który siedzi z tyłu daje przyzwolenie, to można ryzykować na drodze. Częściej jeździmy na bombie (na sygnale - przyp. red.) - mówi Wirtualnej Polsce funkcjonariusz BOR.
Według niego w porównaniu z rządem PO i PSL politycy PiS nie szczędzą na ochronę, a Biuro Ochrony Rządu może sobie pozwolić na większe wydatki.
Oficer BOR: Ekipy ochronne premier i prezydenta są maksymalnie rozbudowane. W użytku jest też więcej samochodów. Poprzednicy oszczędzali kosztem bezpieczeństwa, liczył się dla nich PR. Teraz przeginają w drugą stronę - mówi funkcjonariusz.
Zwraca uwagę, że szef MON, który w środę uległ wypadkowi, jechał z Torunia do Warszawy kolumną składającą się z trzech limuzyn ochraniającej go Żandarmerii Wojskowej (za ministra obrony jako jedynego z ochranianych polityków odpowiada ŻW, a nie BOR).
- Macierewicz wozi się trzeba samochodami Żandarmerii. Wcześniej tak nie było. Kolumną z trzema samochodami powinni jeździć prezydent albo premier - dodaje.
Według borowca funkcjonariusze Żandarmerii mogą sobie "pozwolić na więcej". - Nie muszą się nawet przejmować policją, bo podlegają pod MON. Sprawa wypadku będzie pewnie zamieciona pod dywan - ocenia rozmówca WP.
- Kierowcy w Żandarmerii to z reguły młode chłopaki, które nie mają odpowiedniego doświadczenia, a lubią się wyżyć i jeżdżą jak wariaci - dodaje inny.
BOR w tym względzie też ma swoje osiągnięcia. Według informacji Wirtualnej Polski nieformalny rekord borowców na 300-kilometrowej trasie z Warszawy do Katowic wynosi 1 godzinę 40 minut. Normalnie na pokonanie tej trasy potrzeba ok. 3 godzin.
Zdaniem oficerów BOR to, czy mają "ciężką nogę" na gazie zależy od podejścia polityków. - W zasadzie to ochrona powinna decydować, czy można pojechać szybciej bez narażenia pryncypała (ochranianego VIP-a), ale w praktyce wszystko zależy od jego przyzwolenia - mówi funkcjonariusz.
Drugi dodaje: - Prawnie jest to nieuregulowane. Nasze procedury są dziurawe. Powinniśmy mieć możliwość, by się powołać na konkretną procedurę i postawić na swoim, bo najważniejsze jest bezpieczeństwo - tłumaczy oficer.
W jego opinii w innych krajach stawia się większy nacisk na bezpieczeństwo, a funkcjonariusze ochrony mogą sobie pozwolić na znacznie więcej niż BOR.
- Amerykanie czy Francuzi w ogóle się nie patyczkują. We Francji kolumna jest dodatkowo chroniona przez motocyklistów z żandarmerii. Jak jakiś kierowca za bardzo się zbliży do ochranianego VIP-a, to dostaje butem po drzwiach. W Rosji posuwają się jeszcze dalej. Jak ktoś im się nie spodoba, to walą pałką po oknie. Wybijają szybę i jadą dalej - mówi oficer.
Inny zauważa, że w Polsce borowcy muszą się pilnować, a coraz większy wpływ na ich styl jazdy może mieć ryzyko nagrywania przez kierowców przekraczających przepisy rządowych limuzyn. I dodaje: Teraz każdy może trafić na You Tube. Może to przyhamuje polityków?