Tusk miał być wściekły. Ministra odpowiada
- Nie było ani żadnego rozkazu, zakazu, nakazu ani żadnej wściekłości - przekazała Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, pytana o reakcję Donalda Tuska na kontrowersyjną sprawę spotu z jej udziałem. Według szefowej Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, "była to normalna, merytoryczna rozmowa".
Jak w sobotę pisała Wirtualna Polska, kancelaria premiera zakazała emisji spotu promującego program "Aktywny Rodzic", którego bohaterką była ministra Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Donald Tusk miał uznać, że niewiele różni się on od tego, co robiła poprzednia ekipa z Prawa i Sprawiedliwości. Rozmówcy w materiale WP zaznaczyli, że zarówno premier, jak i Centrum Informacyjne Rządu było zaskoczone nagraniem. Nie wiedzieć o nim mieli też członkowie Lewicy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Apel o wpłaty na PiS. Polacy reagują: "Pięć groszy bym nie dała", "Myślę o 1000 zł"
"Do tej pory było to czymś zupełnie standardowym"
W niedzielę tę sprawę skomentowała na antenie TVN24 sama ministra. Zapytana o rozliczenie spotu, przekazała, że "lepiej nazywać ją podsumowaniem", a nie spowiedzią, nawiązując tym samym do wcześniejszych słów Tuska, który zwrócił uwagę, że z racji zbliżającej się rocznicy wyborów 15 października powinno dojść do "spowiedzi powszechnej" z dotychczasowych działań rządu.
- Kiedy zbliża się rocznica wyborów, to cały rząd i każdy resort powinien móc podsumować, co udało się zrobić - powiedziała Dziemianowicz-Bąk.
Jak dalej dodała, "w tym sensie Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej ma się czym pochwalić", jednocześnie zwracając uwagę, że "trzeba ocenić też to, czego nie udało się zrobić lub co posuwa się zbyt wolno". - I takie obszary oczywiście w naszym resorcie także są - podkreśliła.
Zapytana bezpośrednio o danie swojej twarzy spotowi, przekazała, że MRPiPS nie tylko programy przygotowuje i wdraża, ale także musi je promować.
- Do tej pory czymś zupełnie standardowym i normalnym było to, że w tę promocję zaangażowani są także osobiście ministrowie, bo to w końcu oni biorą odpowiedzialność za programy - dodała. Podkreśliła, że chodzi o "normalne warunki, nie warunki po rządach PiS-u, po szeregu nadużyć w czasie kampanii wyborczej".
- To niezwykle ważna różnica. Następne wybory za trzy lata, nie jesteśmy nawet w przededniu kampanii - podkreśliła ministra, zgadzając się jednak, że "w warunkach, które odziedziczyliśmy po PiS-ie, jest niezwykle istotne, żeby zachować szczególną ostrożność".
"Spokojna rozmowa na temat przyszłości"
O samej rozmowie, którą miała odbyć się z Donaldem Tuskiem w sprawie spotu, powiedziała, że była to "rozmowa, która nie odbyła się w cztery oczy, która była spokojną rozmową premiera na temat przyszłości i tego, jakie nowe standardy komunikacji i polityki informacyjnej rządu będą się wykuwały".
- Wnioski z tej rozmowy są takie, że te standardy będą jednolite dla wszystkich ministerstw, niezależnie od tego, kto do jakiej partii politycznej przynależy, czy za jaki program odpowiada.
Dopytywana o to, czy nieprawdą są doniesienia, że premier się "wściekł", poznając kulisy sprawy, poinformowała:
- Nie, ja muszę szczerze powiedzieć, że tak często czytam, że premier się wściekł, że na kogoś nakrzyczał, że myślę, że ta rzeczywistość medialna od rzeczywistość rządowej się bardzo rzadko pokrywają - stwierdziła Dziemianowicz-Bąk, dodając:
- Absolutnie nie, nie było ani żadnego rozkazu, zakazu, nakazu ani żadnej wściekłości. Była normalna, merytoryczna rozmowa, w której premier zażyczył sobie - i ja się zgadzam w pełni z panem premierem - żeby w przyszłości ta polityka informacyjna rządu była lepiej skoordynowana - przekazała.
Zapytana, czy premier "miał żal, że nie wiedział" o takiej formie spotu, powiedziała: - O żale pana premiera trzeba pytać jego samego, ja nie odnotowałam żadnego żalenia się z jego strony.
"Do absurdalnych sytuacji dochodzi zbyt często"
- Rzeczywiście Centrum Informacyjne Rządu powinno kontrolować czy koordynować politykę informacyjną całego rządu i mam nadzieję, że tak będzie, że wszystkie ministerstwa będą mogły liczyć na to wsparcie ze strony CIR-u, bo do absurdalnych sytuacji, jeżeli chodzi o komunikację rządu, dochodzi niestety w mojej ocenie zbyt często - przekazała dalej. Jako przykład podała "kuriozalne, bardzo dziwne tournée medialne swojego rządowego kolegi, który przez ostatni tydzień, każdego dnia, z zaangażowaniem godnym większej sprawy, opowiadał o projektach ustaw czy pomysłach, ale nie swojego pomysłu tylko MRPiPS".
- W każdym rządzie chyba jest tak, że są ministrowie, którzy pracują i tacy, którzy wolą komentować. Ja wybrałam pracę, Ministerstwo Pracy wybrało pracę, Ministerstwo Rozwoju i pan minister Paszyk najwyraźniej póki co wybrał komentowanie - przekazała.
- Mówię tu o bardzo kontrowersyjnym projekcie ustawy, o kredycie 0 procent -powiedziała też Dziemianowicz-Bąk, podkreślając, że "ten projekt w ocenie jej, Lewicy i coraz większej części koalicjantów jest projektem szkodliwym, który podniesie ceny mieszkań".
- Jeżeli ja czymś mogłabym się odwdzięczyć panu ministrowi za te liczne rady, przestrogi, którymi raczy mnie przez media w ostatnim tygodniu, to radziłabym się zająć tym problemem we własnym ministerstwie. To powinno zajmować siedem dni tygodnia jego pracy, a na komentowanie, zgłaszanie uwag zawsze jestem otwarta, zapraszam do rozmowy w cztery oczy - przekazała też szefowa MRPiPS.
Czytaj też: