Tusk powołał się na Murańskiego. "Symbol po prostu upadku"
Donald Tusk, komentując przeszłość Karola Nawrockiego, powołał się na wypowiedzi kontrowersyjnego zawodnika MMA Jacka Murańskiego. Poseł PiS Sebastian Kaleta ostro skrytykował premiera. - To pokazuje skalę desperacji Tuska przed II turą wyborów prezydenckich - ocenił.
- To postać znana, także panu Nawrockiemu - mówił premier. - Znana między innymi z walk MMA, a także aktor w niedużych rolach. Murański pod nazwiskiem: "wiem o tzw. kompromatach, hakach, którymi chwalił się Patryk Masiak - Wielki Bu, i o przełożeniu, które ma na Karola Nawrockiego" - cytował Tusk.
Jacek Murański jest postacią kontrowersyjną, więc słowa premiera wywołały oburzenie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szokujące doniesienia o Nawrockim "Coś tu jest bardzo nie halo"
Poseł PiS Sebastian Kaleta podczas konferencji prasowej stwierdził, że "Tusk popłynął" i jest to "totalna kompromitacja". - Najpierw powołał się na Jacka Murańskiego, człowieka, który ma być autorytetem w sprawie życiorysu Karola Nawrockiego i jednocześnie wyszło, że przecież Nawrocki był dwukrotnie weryfikowany przez ABW, w 2009 i 2014 roku, kiedy te służby nadzorował Donald Tusk - mówił Kaleta.
Sprawdź także: Mocne zarzuty wobec Nawrockiego. Reaguje prezes PiS
- Po 20 latach okazuje się, że po co w Polsce ABW, skoro mamy Jacka Murańskiego, największego patusa w galach freak fightów, symbol po prostu upadku, można powiedzieć, jakichkolwiek obyczajów w polskim internecie i ten człowiek jest na oczach całej Polski wskazywany jako autorytet przez Donalda Tuska. To pokazuje skalę desperacji Tuska przed II turą wyborów prezydenckich - dodał.
Grand Hotel w Sopocie i Nawrocki. Szokujące doniesienia
Portal Onet dotarł do dwóch świadków, którzy mieli współpracować w ochronie z Karolem Nawrockim. Jeden z nich miał być "bardzo bliskim" znajomym obecnego prezesa IPN przez wiele lat. Chcą pozostać anonimowi, ale Onet przekonuje, że zostali zweryfikowani i deklarują, że są gotowi złożyć zeznania przed sądem.
Mechanizm miał wyglądać tak, że goście hotelowi wybierali kobiety ze stron agencji towarzyskich, a następnie ochroniarze dzwonili do "koordynatora", który przywoził je. Stawki dla gości były dużo większe, niż na "rynku", a sutenerzy zarabiali właśnie na tej różnicy.