Tusk o swoim następcy w PO: władzę ma ten, kto ją sobie bierze
Władzę w partii ma zawsze ten, kto ją sobie bierze, a nie ten, kto ją dostał - powiedział szef PO premier Donald Tusk w wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego". Jak dodał, nie zgadza się z opiniami, iż po jego odejściu z funkcji szefa partii, Platforma Obywatelska będzie zagrożona.
19.06.2012 | aktual.: 19.06.2012 15:27
Tusk był pytany w wywiadzie dla "TP" o swoją zapowiedź niekandydowania na kolejną kadencję na fotel szefa PO. - Prędzej czy później na każdego przyjdzie czas - odpowiedział Tusk.
- Nie zgadzam się z opiniami tych, którzy twierdzą, że po moim odejściu Platforma będzie zagrożona, bo Platforma to Tusk, a Tusk to Platforma. Partia to kilkadziesiąt tysięcy ludzi, wielu z nich rozpoznawalnych, którzy w rankingach zyskują pozycję porównywalną lub lepszą ode mnie - ambitni, czasem młodsi, niektórzy z dużym doświadczeniem samorządowym - zaznaczył premier.
Przyznał, że wielu z nich namawia go, żeby działał dalej. - Sporo o tym myślę, co do zasady uważam, że osiem lat premierostwa to naprawdę bardzo dużo, szczególnie jak na polskie doświadczenia i polskie przyzwyczajenia - ocenił Tusk.
Na uwagę, że byłoby dobrze dla przejrzystości, aby wskazał swego następcę w partii, premier odpowiedział: "Na szczęście minęły już czasy dynastii".
- Z reguły jest tak, że jeśli odchodzący lider wskazuje następcę, to ten ktoś zostanie nim tylko na okres przejściowy. Władzę ma zawsze ten, kto ją sobie bierze, a nie ten, kto ją dostał. Oczywiście w nowoczesnych demokracjach "wziąć sobie władzę" oznacza zdolność zjednywania ludzi, formułowania programu, który odpowiada na wyzwania czasu, wreszcie - wygraną w wolnych wyborach - zaznaczył Tusk.
Jego zdaniem dobra polityka, dobre przywództwo polega na tym, żeby "chronić to, co już mamy i - jeśli to możliwe - dobrze rozpoznawać nadchodzące zagrożenie".
Szef rządu był też pytany, czy entuzjazm wokół Euro 2012 zepchnął na dalszy plan wojnę polsko-polską. - Dzisiaj, gdy widzimy na ulicach ludzi z biało-czerwonymi flagami, nie kojarzy się to nam z jakimś nieszczęściem ani konfliktem. Doczekaliśmy wreszcie momentu, kiedy tysiące ludzi maszeruje ulicą i skanduje hasła, które nie są skierowane przeciw komukolwiek - podkreślił premier.
Jak przyznał, nie wie, czy po Euro 2012 utrzyma się taka atmosfera. Zastrzegł jednocześnie, że nie zgadza się z opiniami, że "odpowiedzialność za polsko-polski podział rozkłada się symetrycznie, że obie strony są równie winne. - Dlatego to pytanie trzeba kierować pod adresem PiS i Jarosława Kaczyńskiego - dodał Tusk.
Na pytanie, kiedy ostatni raz rozmawiał z liderem PiS, premier odparł, że nie pamięta. - Ale po mojej stronie nie ma żadnego problemu - zapewnił.
- Problem w tym, że Jarosław Kaczyński autentyczne i bolesne emocje związane z katastrofą smoleńską przekształcił w emocje bazujące na agresji. A kiedy włączył je w program polityczny PiS, to agresja skierowała się przeciwko państwu i jego instytucjom - podkreślił.
- Trudno rządzi się w kraju, który jest przepołowiony tak negatywnymi emocjami, niszczącymi wspólnotę polityczną. Nikt nie może mnie podejrzewać o brak intencji, żeby na nowo Polskę skleić - tak byłoby lepiej dla nas wszystkich, bowiem musimy razem stawić czoło kolejnej fazie kryzysu gospodarczego - mówił szef rządu.
Pytany o brak sukcesu naszej reprezentacji na Euro 2012, Tusk powiedział, że boli go brak awansu Polski do ćwierćfinału, ponieważ - jak zauważył - naszym piłkarzom kibicowała cała Polska.
Jego zdaniem trudno mieć jednak pretensje do polskich piłkarzy. - Grali, jak najlepiej potrafili, w dwóch poprzednich meczach - z Grecją i Rosją - dali nam wspaniałe emocje i nadzieję. Nie ma co spuszczać nosów na kwintę, niech zawodnicy i kibice podniosą wysoko głowy, teraz się nie udało, ale jeszcze wszystko przed nami - ocenił Tusk.
Jak dodał, Polacy zaczynają być znani ze zdrowej gospodarki, pracowitości i dobrej organizacji. - Polska się zmienia, najwyższy czas, żeby zmienił się PZPN - przekonywał szef rządu.
Tusk przyznał też, że nie ma gwarancji, że w przyszłym roku Polska nie wpadnie w recesję. - Nikt w Europie nie ma takiej gwarancji - zastrzegł.