PublicystykaTurystka do ratownika: "Będzie miał pan przes**ne". To dobrze, że tacy ludzie chodzą w góry

Turystka do ratownika: "Będzie miał pan przes**ne". To dobrze, że tacy ludzie chodzą w góry

Co roku malutkie polskie Tatry szturmują dziesiątki tysięcy ludzi. Wśród nich tacy, jak zmęczona 29-latka, która usiłowała szantażować ratowników TOPR, by prędko po nią przyjechali, bo jak nie, to ona im kłopotów narobi. I dobrze, niech "cepry" idą w góry. Szybko się nauczą pokory.

Turystka do ratownika: "Będzie miał pan przes**ne". To dobrze, że tacy ludzie chodzą w góry
Źródło zdjęć: © PAP | Grzegorz Momot
Michał Gostkiewicz

Przełęcz Zawrat, 2159 m n.p.m., kilka lat temu, zima. Wreszcie piękna pogoda po kilku dniach zamieci śnieżnej, trudne warunki, na szlakach niezwiązany śnieg, łatwo i o upadek, i o lawinę. Stoję, podziwiam widok. Nagle krzyk: "Matko boska, leci! Człowiek spadł!".

Patrzę. Spada. Kilkadziesiąt metrów w dół. Bezwładne ciało turysty obija się o skały wystające spod śniegu. Wygląda to strasznie.

Dzwonimy po TOPR. Nie mija nawet kwadrans, a charakterystyczne biało-czerwone "śmigło" wypada zza gór. Leci od strony Rysów, prosto z kolejnej interwencji. Tego dnia, jak się okaże, będzie ich jeszcze kilkanaście. A widok wycieńczonych twarzy ratowników w schronisku w dolinie Pięciu Stawów zostanie ze mną na długo.

Helikopter zawisa jak ważka nad miejscem upadku. TOPR-owcy desantują się na linach niczym żołnierze sił specjalnych. Ten profesjonalizm to efekt całych lat treningów. Cała operacja trwa kilka-kilkanaście minut, śmigło podrywa się znad doliny i ciężko ranny człowiek – jak się potem okaże: żaden nowicjusz, miał odpowiedni sprzęt do wędrówek w zimie – leci już do szpitala.

To od takich przypadków przede wszystkim jest TOPR.

Zawsze, gdy czujemy zmęczenie, ale nic sobie nie zrobiliśmy, nie złamaliśmy, nie zwichnęliśmy, nie naciągnęliśmy, słowem, jeśli bolą nas zmęczone mięśnie, a nie naderwane ścięgna, nie dziwmy się, jeżeli ratownicy lojalnie uprzedzą, że będzie trzeba trochę poczekać.

Poczekać, bo być może w tej samej chwili ktoś znajduje się w sytuacji zagrożenia życia. Może wisi na ścianie, ranny, a jedynym, co go trzyma przy życiu, jest lina, którą jest przypięty – ale nie może iść ani w dół, ani do góry. Może spadł z wysokości, jak ten biedak, którego ja widziałem, i potrzebuje jak najszybszego przewiezienia na stół operacyjny. Może złamał nogę w trudno dostępnym miejscu i sam nie zejdzie, a nie ma przy sobie sprzętu umożliwiającego nocny biwak w górach na dużej wysokości? A może ma – po prostu – zawał serca, bo źle dobrał poziom wysiłku do swojej kondycji i stanu zdrowia? Tego samego dnia w Tatrach ratownicy pomagali m.in. turyście z urazem głowy ( rozcięty łuk brwiowy, zawroty, wymioty), turystce ze złamaną nogą czy taternikowi, który odpadł od ściany, uderzył o skały, doznał urazów kręgosłupa oraz ręki i stracił przytomność.

Tak, oczywiście jeżeli ktoś skręci kostkę w najłatwiejszej tatrzańskiej dolince, ratownicy też pomogą. Ale w momencie, gdy muszą podjąć decyzję, do którego przypadku lecieć najpierw, to, droga zmęczona turystko, której nic się tak naprawdę nie stało, twój przypadek będzie obsłużony w późniejszej kolejności. A ty nauczysz się tego, czego ci najwyraźniej zabrakło: pokory. Góry uczą jej jak nic innego na świecie. W górach nie ma miejsca na „płacę i wymagam”. W górach nie ma miejsca na zachowywanie się jak panisko i król świata. Reality check: gór to nie rusza, one stoją sobie dalej, choćbyśmy nie wiem ile zapłacili i wymagali. I nie ma w górach miejsca na wyjęte wprost z prymitywnych rozgrywek wewnątrz korporacyjnych „no to naskarżę komu trzeba i będziesz miał problemy”.

Wielu powie: ludzie są głupi, nic się nie uczą i nawet taka przygoda ich nic nie nauczy. Ja jednak wierzę w lecznicą moc Tatr. Potrafią one bowiem w niewytłumaczalny do końca sposób leczyć z lekkomyślności, egoizmu i braku kultury. Oczywiście nie wszystkich, ale nie ma co po raz setny narzekać, że powinno się ograniczyć wstęp do Tatrzańskiego Parku Narodowego. Nie trzeba też – i nie wolno - obrzucać naszej turystki obraźliwymi komentarzami, jak to się w sieci – nie pierwszy raz – stało. Bo jakie kryterium przyjąć do decyzji: kogo wpuszczać, a kogo nie wpuszczać na szlaki? Ziemia należy do nas wszystkich i trudno komukolwiek zabronić wypraw górskich.

Tak, nie ma się co łudzić, ludzie niedoświadczeni w góry chodzić będą. Jak inaczej mieliby nabyć doświadczenie? Jak mieliby złapać górskiego bakcyla? Czytając o szlakach w podręcznikach, oglądając w zaciszu domowym górskie filmy? Chyba jednak łatwiej zostać niewolnikiem gór zachwycając się zachodem słońca na grani Kasprowego lub słysząc cudowne chrupnięcie śniegu i lodu pod przypiętymi do butów rakami.

A im więcej się chodzi, im więcej się widzi, im więcej sytuacji zobaczy się na własne oczy, im więcej się usłyszy wieczorem w schronisku – tym szacunek dla ratowników TOPR rośnie. Dobrze więc, że w góry chodzą nawet tacy, którzy potrafią powiedzieć ratownikowi, że będzie miał przesr..ne. Drugi raz na pewno tak nie powiedzą. Zwłaszcza, że tym razem dyspozytor zamiast TOPR-owców powiadomił policję.

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)