Tuning jak w BMW Sebastiana M. Samochody po przeróbkach to zagrożenie
BMW Sebastiana M. osiągało prędkość ponad 300 km/h dzięki usunięciu blokad prędkości. Eksperci alarmują, że samochody, które przeszły tego typu modyfikacje, stanowią poważne zagrożenie na drogach. Apelują o zmiany w przepisach.
Co musisz wiedzieć?
- Modyfikacje w BMW Sebastiana M.: Samochód został przerobiony, by osiągać prędkości ponad 300 km/h, co przyczyniło się do tragicznego wypadku.
- Eksperci ostrzegają: Tuning zwiększający osiągi pojazdów stwarza poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa na drogach.
- Propozycje zmian: Specjaliści sugerują wprowadzenie surowszych regulacji dotyczących modyfikacji pojazdów.
Sebastian M., który spowodował śmiertelny wypadek na autostradzie A1, prowadził zmodyfikowane BMW zdolne do rozwijania prędkości przekraczającej 300 km/h. Biegły powołany przez prokuraturę ocenił, że tuning auta – w tym usunięcie ogranicznika prędkości i zwiększenie mocy silnika – zmienił je w "samochód wyścigowy", który nie powinien poruszać się po drogach publicznych.
Jak zaznaczono w opinii, modyfikacje "miały istotny wpływ na zaistnienie, przebieg i skutki wypadku", a kierowca "nie był w stanie uniknąć wypadku" przy prędkości dochodzącej do 329 km/h.
Nielegalne modyfikacje to problem systemowy. Zdaniem ekspertów, z którymi rozmawiała "Rzeczpospolita", tuning zagrażający bezpieczeństwu wymyka się spod kontroli, bo nie jest odpowiednio regulowany ani sprawdzany. Diagnostyka techniczna nie obejmuje m.in. pomiaru mocy silnika, a podrasowane pojazdy mogą jeździć bez przeszkód.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ciężarówka przygniotła samochód na A1. 9-latek w szpitalu
Samochody po przeróbkach zagrażają życiu
– Przerobione samochody służą do jazdy na torze, w wyścigach, ale nie na drogach publicznych – mówi "Rzeczpospolitej" Rafał Ziółkowski z PZMOT. – Każdy pojazd po modyfikacji powinien być dokładnie zbadany na wyznaczonych stacjach diagnostycznych - dodał.
Choć zwiększanie mocy silnika nie jest w Polsce jednoznacznie zakazane, to powinno być zgłaszane i zatwierdzane – co w praktyce często się nie dzieje.
Wskazują również, że obecnie prawo nie pozwala skutecznie karać piratów drogowych za samą jazdę z ogromną prędkością. – Wystarczyłby taki przepis, że samo rozpędzanie się do 200–300 km/h jest nielegalnym wyścigiem zagrożonym więzieniem. Tak jest to traktowane np. w Niemczech – uważa Łukasz Zboralski z Brd24.pl.
ŹRÓDŁO: "Rzeczpospolita"