ŚwiatTu-154 - wrak niezgody z rosyjskiej perspektywy. Kreml prowadzi cyniczną i makabryczną grę wobec Polski

Tu‑154 - wrak niezgody z rosyjskiej perspektywy. Kreml prowadzi cyniczną i makabryczną grę wobec Polski

• W rosyjskim śledztwie ws. katastrofy smoleńskiej praktycznie nic się nie dzieje

• Kreml wykorzystuje tragedię do makabrycznej i cynicznej gry

• W ten sposób chce prowokować wewnętrzne waśnie w Polsce

• Przy okazji rosyjscy urzędnicy i kremlowskie media atakują polską stronę

• Grając na zwrocie wraku Moskwa pokazuje też wszystkim, że to ona "rządzi"

• Podobne rozgrywki prowadzi w stosunku do innych krajów

• Rosja może zdecydować się na oddanie szczątków Tu-154 tylko w dwóch przypadkach

Tu-154 - wrak niezgody z rosyjskiej perspektywy. Kreml prowadzi cyniczną i makabryczną grę wobec Polski
Źródło zdjęć: © PAP | Wojciech Pacewicz
Robert Cheda

14.03.2016 | aktual.: 14.03.2016 11:03

Aktywność rosyjskiego Komitetu Śledczego w sprawie tragedii smoleńskiej nie pozostawia złudzeń, że dochodzenie i blokowanie zwrotu szczątków samolotu Tu-154 to nic innego, jak przemyślana strategia polityczna Kremla, rozgrywana na kilku płaszczyznach. Można to udowodnić porównując działania Rosji w analogicznych przypadkach, nieograniczonych jedynie do katastrof lotniczych.

Cisza Komitetu

Instytucją, która prowadzi dochodzenie w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu Tu-154 pod Smoleńskiem jest Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej. Badając intensywność jego działań trudno oprzeć się wrażeniu, że przedłużane w nieskończoność śledztwo i motywowana nim odmowa wydania szczątków samolotu stronie polskiej (jako dowodu w postępowaniu), jest niczym innym tylko pretekstem.

Zanim przejdziemy do odpowiedzi na pytanie do czego, warto wejść na stronę Komitetu, aby przekonać się, że komunikaty poświęcone polskiemu dochodzeniu, nie mają ani statusu priorytetu, ani nie pojawiają się zbyt często. Chyba że pod tym mianem Rosjanie rozumieją okolicznościowe wpisy o przedłużeniu dochodzenia na kolejne lata, wraz z zapewnieniami, że zwrot szczątków nastąpi po zakończeniu czynności prawnych. Oczywiście z powtarzanym jak mantra zaprzeczeniami, że zarówno dochodzenie, jak i wrak nie są instrumentami gry politycznej Rosji.

Kto nie wierzy, niech wejdzie na stronę Komitetu, w zakładkę "sprawy o najwyższym zainteresowaniu publicznym". Można tam znaleźć informacje o czterech katastrofach lotniczych: samolotu Jak-42, który rozbił się w 2011 r. pod Jarosławiem z drużyną hokejową Łokomotiw Jarosław na pokładzie; Boeinga 737 pod Kazaniem w 2013 r.; Falcona prezesa francuskiego konsorcjum paliwowego Total (2014 r.); Airbusa A321, który w 2015 r. uległ zamachowi terrorystycznemu nad Synajem. Śledztwa smoleńskiego nie ma w kategorii spraw priorytetowych. Ostatni komunikat pochodził z lipca 2015 r. i dotyczył informacji o zebraniu kompletu materiałów, co miejscowe media odebrały jako zapowiedź rychłego zakończenia postępowania. W październiku tego samego roku rzecznik prasowy Komitetu Władimir Markin polemizował z polskimi prokuratorami, nie zgadzając się ich zarzutami skierowanymi wobec rosyjskich kontrolerów lotu.

Nie można powiedzieć, że Komitet jest jedyną instytucją, która zabiera głos w kwestii zwrotu szczątków. Sporadyczną aktywność podejmuje także MSZ Rosji, ustami rzecznik prasowej Mariji Zacharowej. Jest to uzasadnione naszymi interwencjami dyplomatycznymi poczynając od Radosława Sikorskiego, na Witoldzie Waszczykowskim kończąc. Jednak wypowiedzi Zacharowej nic nie wnoszą, powtarzając jedynie znaną od pięciu lat argumentację. Spoglądając na aktywność rosyjskich instytucji, wniosek o innym, niż przyczyny prawne, tle śledztwa smoleńskiego nasuwa się sam. Może nieco więcej jasności wniesie przegląd tamtejszych mediów?

Po pierwsze, stanowisko władz zakotwiczyło w przestrzeni medialnej i nikt nie poddaje w wątpliwość ani wyników dochodzenia MAK, ani poprawnych intencji Komitetu Śledczego. Są to zatem informacje, a nie odgłosy społecznej dyskusji, bo takowej w Rosji na temat Smoleńska brak. Chyba że weźmiemy pod uwagę przedstawicieli demokratycznej opozycji, takich jak prof. Andriej Piontkowski, czy Gary Kasparow, którzy w pełni podzielają pogląd o politycznej grze Kremla szczątkami samolotu. Niestety demokratyczna opozycja w Rosji jest nieliczna, co przekłada się na znikomy udział w kształtowaniu opinii publicznej. Wobec tego sprawa smoleńska nie gościłaby na łamach prasowych w ogóle, gdyby nie polska aktywność. Prasowe publikacje informują jedynie w specyficzny sposób o polskim stanowisku, a ich tonacja zbliża nas do odpowiedzi na pytanie, do czego rosyjskie władze potrzebują gry smoleńskiej.

Otóż rosyjskie media przedstawiały dotąd wnioski Komisji Jerzego Millera jako zbieżne lub tożsame z rezultatami dochodzenia MAK. Z drugiej strony, zarzuty polskich prokuratorów wobec rosyjskich kontrolerów są odbierane jako nieuzasadniony atak na wiarogodność Rosji. Zmiana władzy w Polsce oraz powołanie nowej komisji wraz z teorią smoleńskiego zamachu tylko dodały blasku prasowej tezie o polskiej, nieuzasadnionej agresji. Na tym tle obowiązkowym fragmentem każdej wiadomości stało się zapewnianie Rosjan, że Moskwa zawsze była szczera i otwarta na współpracę dochodzeniową, o czym świadczą rezultaty wzajemnej pomocy prawnej.

Ponadto odpierając polskie zarzuty o upolitycznienie śledztwa Moskwa atakuje sama, bo na przestrzeni pięciu lat, jakie upłynęły od katastrofy, nieraz zdarzały się publiczne wypady rosyjskich urzędników, że to zła wola polskich władz uniemożliwia zakończenie postępowania. Dodatkowo media rosyjskie zawsze i chętnie informują o teoriach zamachu smoleńskiego, zestawiając je z fragmentami odszyfrowanych zapisów pokładowych, wskazujących na bałagan organizacyjny tragicznego lotu oraz błędy polskiej załogi. Przykładowo w piątą rocznicę wszystkie praktycznie tytuły powieliły informację o piciu piwa na pokładzie, w pół godziny przed lądowaniem. A raczej powtórzyły tę wiadomość za Pierwszym Kanałem TV, z którego wiedzę o świecie czerpie 80 proc. Rosjan.

Nie trzeba dodawać, że obecna aktywność medialna koncentruje się wokół postaci Antoniego Macierewicza i nowej komisji smoleńskiej weryfikującej prace komisji Jerzego Millera. Na podstawie takich spostrzeżeń można dostrzec kilka płaszczyzn wykorzystania tragedii smoleńskiej przez kremlowskich strategów politycznych. Po pierwsze, sztucznie podgrzewany spór o odpowiedzialność za Smoleńsk jest potrzeby w kreowaniu obrazu Polski jako wroga Rosji. Taka Polska jest elementem szerszego wrogiego świata, co bardzo ułatwia Kremlowi sterownie nastrojami Rosjan tak, aby akceptowali politykę wewnętrzną i zagraniczną Putina. Na przykład wierzyli, że obecny kryzys ekonomiczny w Rosji to rezultat zachodniego spisku.

Po drugie, obraz zewnętrznej agresji na Rosję, którego częścią jest Polska, nabrał szczególnej ostrości po rosyjskiej aneksji Krymu. I tak kontrolowane przez Kreml media twierdzą, że polskie dochodzenie w sprawie smoleńskiej, litewskie śledztwo dotyczące odpowiedzialności Moskwy za zabójstwa podczas manifestacji niepodległościowych 1991 r., brytyjskie śledztwo w sprawie zabójstwa Aleksandra Litwinienki, a także ukraińskie oskarżenia o militarną agresję, to element wspólnego zachodniego spisku i sprawka "międzynarodowego internacjonału", czyli europejskiego wymiaru sprawiedliwości. I taką treścią epatują wysokonakładowe brukowce.

Zagadnienie ma jednak odwrotną stronę medalu, tym razem na użytek międzynarodowej opinii publicznej. Grając na polskich żądaniach zwrotu samolotu Rosja pokazuje wszystkim zainteresowanym, że to ona "rządzi" w tej części Europy i ustala własne reguły gry, zmuszając wszystkich do ich respektowania. Dla Polski to również swoisty sygnał miejsca w światowym szyku, bo Moskwa pokazuje dobitnie, że Warszawa nigdy nie będzie grała w tej samej mocarstwowej lidze co Rosja. Aby udowodnić ostatnie twierdzenie można sięgnąć po analogiczne przykłady z ostatnich lat, nieograniczone wcale do katastrof lotniczych.

Manipulacje prawem

Nie trzeba od razu sięgać do manipulacji wypadkami lotniczymi. W przypadku Ukrainy rolę analogiczną do sprawy smoleńskiej, pełni los Nadii Sawczenko. Wbrew międzynarodowym konwencjom, Sawczenko - oficer regularnej armii Ukrainy, czyli państwa broniącego się przed agresją, została potraktowana nie jak kombatant, a kryminalistka. Rosyjski sąd nad Sawczenko ma pokazać, że to Moskwa definiuje od nowa pojęcie wojny, a więc prawo międzynarodowe, a także podstawowe normy, takie jak prawo do obrony suwerenności, a w końcu dobro i zło. Stawiając oczywiście wszystkie pojęcia do góry nogami, a Ukraina i Zachód nie mają nic do dodania. Identyczną rolę odegrało porwanie estońskiego oficera wywiadu Estona Kohvera z terytorium tego kraju, dokonane przez rosyjskie służby specjalne. Do naruszenia suwerenności doszło wkrótce po wizycie w Estonii Baracka Obamy, który publicznie obiecał amerykańską obronę przed ewentualną agresją Rosji. Moskwa w swoim stylu zdyskredytowała gwarancje USA i NATO, a więc podstawowe zasady
europejskiego bezpieczeństwa.

Oczywiście manipulacje Moskwy są jak najbardziej widoczne na przykładach katastrof lotniczych. Jedynym rosyjskim kryterium dochodzeniowym jest polityczna korzyść, a nie chęć ustalenia prawdy. Gdy rzecz szła o katastrofie samolotu Falcon, na pokładzie którego zginął prezes francuskiego konsorcjum Total, Komitet Śledczy znalazł winnego w przysłowiowe "pięć minut". Został nim kierowca pługa śnieżnego, z którym zderzył się samolot podczas startu z lotniska Wnukowo. Początkowo oskarżony nie przyznawał się do winy, twierdząc, że błąd popełniło kierownictwo naziemnej obsługi, zlecając wyjazd na konkretny pas startowy. Jednak rok aresztu śledczego wyraźnie zmiękczył jego postawę i sam przyznał się do zarzutów, pozostając oczywiście jedynym winnym. Ale Kremlowi bardzo zależało na udziale konsorcjum Total w sfinansowaniu projektu gazociągu North Stream-2.

Podobna manipulacja nastąpiła podczas badania tragedii pasażerskiego Airbusa A321 nad Synajem, w której zginęły 224 osoby. Tym razem dla Rosji bardzo niewygodny był scenariusz zamachu terrorystycznego, w odwecie za operację militarną w Syrii. Zamach był ciosem w wizerunek zwycięskiej wojny bez strat własnych, zamierzonej m.in. jako instrument wzbudzenia społecznej euforii na podobieństwo efektu pokrymskiego. Tymczasem po zamachu terrorystycznym prezydent Putin stanął w obliczu utraty twarzy i obywatelskiego zaufania do prowadzonej polityki. Dlatego pomimo oczywistych rezultatów własnych i międzynarodowych badań, Kreml próbował zataić prawdę przed Rosjanami.

Na zmianę decyzji wpłynęły zamachy paryskie, wtedy strategia manipulacji katastrofą zmieniła się o 180 stopni. Moskwa uznała, że przyznanie istnienia problemu powietrznego terroryzmu, wspólnego dla Rosji i Zachodu, jest dobrą podstawą do wyjścia z międzynarodowej izolacji i wznowienia relacji z Francją. Na wszelki wypadek odpowiedzialność za tragedię przerzucono na Egipt, a równowagę psychiczną zwykłych Rosjan przywróciły efektowne, zmasowane naloty na islamistów dokonane przez rosyjskie lotnictwo.

I wreszcie, Kreml prześcignął sam siebie manipulacjami wokół malezyjskiego Boeinga zestrzelonego nad Ukrainą w 2014 r. Wspólne śledztwo prowadzone przez władze Malezji, Holandii, Belgii i Ukrainy wskazało jako sprawców rosyjskich żołnierzy obsługujących systemy rakietowe Buk, które Moskwa przerzuciła na Ukrainę w celu wsparcia separatystów. Takie wnioski potwierdziło również niezależne śledztwo organizacji pozarządowych, co postawiło Rosję w niewygodnym położeniu międzynarodowym i zmusiło Kreml do cynicznego pójścia w zaparte. Rosja zablokowała malezyjski projekt rezolucji ONZ dotyczący powołania międzynarodowego trybunału, mającego osądzić sprawców zbrodni. Jednocześnie ruszyła maszyna medialnej i eksperckiej dyskredytacji wyników dochodzenia. Kreml przedstawił własną wersję zdarzeń, wskazując jako winnego armię ukraińską. Działania Moskwy były "szyte tak grubymi nićmi", że rosyjski ekspert lotniczy Wadim Łukaszewicz odważył się stwierdzić, iż używając do manipulacji autorytetu Rosawiacji (resortu lotnictwa
cywilnego wykonującego badania na użytek śledczy), Moskwa dała Polsce poważny powód do zwątpienia w rzetelność ekspertyz przeprowadzonych po katastrofie smoleńskiej przez ten sam ośrodek.

Wracając do Smoleńska

Jeśli jedynym kryterium stosowanym przez Rosję w śledczych manipulacjach katastrofami lotniczymi jest korzyść polityczna, rodzi to naturalne pytanie o warunki, w których Kremlowi będzie się opłacało zamknąć dochodzenie smoleńskie i oddać Polsce szczątki Tu-154. Trudno prorokować, ale nasuwają się dwie okoliczności. Pierwszą, jest radykalna zmiana filozofii politycznej Rosji, a zatem strategii międzynarodowej. A to byłoby związane z równie radykalnymi zmianami personalnymi na Kremlu, na które się szybko nie zanosi. Możliwy jest także łagodniejszy wariant związany z dążeniem obecnej Rosji do poprawy relacji z USA i UE. Taką sytuację może wymusić sytuacja ekonomiczna, a ta w Rosji stale się pogarsza. Lub gest dobrej woli Kremla, ale w stosunkach rosyjsko-amerykańskich, co jest właściwą miarą dla mocarstwowych ambicji Moskwy. W obu przypadkach wiele będzie zależało od aktualnej roli Polski w kremlowskiej strategii wobec Zachodu. Oraz roli Polski w zachodnich strukturach, czyli UE i NATO. Na razie Moskwie zależy
na kreowaniu wrogiego wizerunku naszego kraju, a nawet prowokowaniu takiej wrogości, aby Warszawa stała się jednakowym i wspólnym problemem, i dla Zachodu, i dla Rosji. Cel pozostanie oczywiście ten sam - spotęgowanie podziałów, a więc załamanie europejskiej integracji. I oby oddanie szczątków samolotu nie wpisało się w taki scenariusz, szczególnie gdy obecna polityka Warszawy budzi w Europie coraz większą konsternację.

Makabryczna i cyniczna gra Rosji w katastrofy lotnicze niesie ze sobą jeszcze jeden ważny przyczynek dla Polski. Kreml doskonale zdaje sobie sprawę z emocji, a zatem podziałów, jakie katastrofa smoleńska budzi w naszym społeczeństwie i elitach władzy. Wiara lub niewiara w przyczyny tragedii i udziału Rosji, stały się niestety źródłem polaryzacji, a nawet wyznaniem wiary i kryterium przynależności do opcji światopoglądowej. To niedobrze, zważywszy na to, że taki efekt jest bodaj kluczowym elementem rosyjskiej gry wobec Polski. Prowokowanie wewnętrznych waśni w Polsce to scenariusz powielany przez Rosję od XVII w., niestety z powodzeniem. A przestroga, jaka dla polskich elit władzy płynie z gorzkiej historii może być tylko jedna - za wszelką cenę nie dać się wciągnąć w rosyjską grę.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (633)