Trzej esbecy zeznają: Gilowska nie była agentem
Zyta Gilowska nie była agentem - uważają
trzej byli oficerowie SB, którzy zeznawali w procesie
lustracyjnym b. wicepremier. Ona sama ma satysfakcję, "że
świadkowie mówią prawdę". Wyrok może zapaść już 23 sierpnia.
Czwartek był drugim dniem jawnego procesu Gilowskiej podejrzanej o "kłamstwo lustracyjne". Przed Sądem Lustracyjnym zeznawali trzej przełożeni Witolda Wieczorka, oficera SB z Lublina, który w środę zeznał, że w 1986 r. fikcyjnie zarejestrował Gilowską jako tajnego współpracownika.
Jestem przekonany, że Gilowska nie była agentem; to obraźliwe - powiedział Zygmunt Lebioda, kierownik "niemieckiej" sekcji lubelskiego kontrwywiadu. Uważa on, że jest niemożliwe, by Wieczorek mógł pozyskać Gilowską, "bo był na to intelektualnie i operacyjnie za słaby". To utopia, fikcja i rzecz niemożliwa - dodał. Nie można być niższym poziomem intelektualnym od swojego kontaktu - oświadczył, co wywołało wesołość na sali.
Według świadka, Wieczorkiem kierowały "przyziemne motywy" - chciał się wykazać w pracy, że pozyskał agenta. Zdaniem Lebiody, mógł dostać za to nagrodę albo premię. Niedorzecznością nazwał Lebioda tłumaczenie Wieczorka, że zarejestrował Gilowską jako agenta, by chronić ją i jej męża przed SB - bo wystarczyło zarejestrować ją jako tzw. "zabezpieczenie operacyjne".
Lebioda dodał, że do momentu przesłuchania przez Rzecznika Interesu Publicznego nie miał żadnej wiedzy o TW "Beata". Kompletnie nie kojarzyłem TW "Beata" z nazwiskiem Gilowskiej - powiedział. Byłem zszokowany w momencie okazania mi przez rzecznika dokumentów sprawy Gilowskiej - dodał.
Zeznał, że nigdy nie z zetknął się z fikcyjnym rejestrowaniem tajnych współpracowników, ani z fikcyjnymi informacjami agentów. W naszym wydziale była duża dyscyplina - dodał.
Świadek przyznał, że opracował jeden z meldunków dla MSW z 1986 r. na temat Niemca Gerda Leptina, znajdujący się w aktach sprawy lustracyjnej Gilowskiej, którego źródłem była TW "Beata". Musiałem uzyskać tę informację drogą służbową, jako kierownik sekcji zajmujący się kierunkiem niemieckim - wyjaśniał. Meldunek ten miał adnotację "spisano ze słów TW Beata", a "źródło jest sprawdzone". Spytany przez sąd czy wyjaśniał, co to za źródło, odparł, że nie, bo przyjął do wiadomości, że to informacja od agenta.
Lebioda, który został negatywnie zweryfikowany w 1990 r., dziwił się, jak Wieczorek przeszedł tamtą weryfikację.
Inny świadek, przełożony Wieczorka były naczelnik wydziału kontrwywiadu Janusz Gembala, oświadczył, że "według jego wiedzy" - opartej m.in. na środowych zeznaniach Wieczorka, Gilowska nie była tajnym współpracownikiem. Zaprzeczył, by Wieczorek informował go o jej fikcyjnej rejestracji. To wierutne kłamstwo; wiem, jaką krzywdę zrobił on pani Gilowskiej - dodał.
Gembala nie rozumie, po co Wieczorek miałby fikcyjnie rejestrować Gilowską. To byłoby zakładanie sobie sznura na szyję - oświadczył Gembala. Podkreślił, że nikt nie naciskał na Wieczorka, by miał więcej agentów. Jego zdaniem, nie było też finansowego sensu takiej operacji. Wieczorka nazwał "solidnym rzemieślnikiem". Był dosyć skryty, bałaganiarz, a ja lubiłem mieć porządek w aktach - mówił zarazem o podwładnym.
Przyznał, że "mogło się zdarzyć", iż Wieczorek wykorzystywał informacje uzyskane na drodze towarzyskiej od Gilowskiej, jako zdobyte od swego agenta. Zarazem jako "skandaliczną" określił sytuację, w której oficer SB przedstawiłby coś, co uzyskał w rozmowie towarzyskiej, jako doniesienie agenta. Dodał, że w takiej sytuacji oficer mógłby co najwyżej napisać, że uzyskał informacje od "kontaktu operacyjnego", bo dana osoba nie wiedziała, iż rozmawia z oficerem służb specjalnych PRL.
Jeśli źródło nie ma świadomości, że udziela informacji SB, to nie jest źródłem - zeznał Gembala. Wyraził przypuszczenie, że Wieczorek pomylił pojęcia TW z kontaktem operacyjnym, lub kontaktem obywatelskim - które to kategorie nie musiały wiedzieć, że odbiorcą ich informacji jest SB. Dodał, że dla zabezpieczenia danej osoby, by nie interesowały się nią inne wydziały SB, wystarczyło zarejestrować ją jako kontakt operacyjny, lub zabezpieczenie operacyjne. Gembala zeznał, że był zaskoczony, gdy zobaczył wniosek o zwolnienie go z tajemnicy państwowej co do Gilowskiej. Powiedziałem wtedy, że nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek wcześniej stykał się z tym nazwiskiem - mówił sądowi. Nie spotkałem się w mojej pracy z kryptonimem TW "Beata" - dodał.
Wierzyłem Wieczorkowi - tak Gembala uzasadnił swój podpis pod meldunkiem operacyjnym dla MSW opartym na informacjach Wieczorka, że doniesienie na temat niemieckiego naukowca pochodzi od "Beaty". Musi być pewne zaufanie - podkreślił. Tłumaczył, że przy wysyłaniu meldunków do MSW zawsze pytał oficerów o źródła informacji, bo MSW mogło zawsze poprosić np. o rozszerzenie informacji lub zażądać spotkania ze źródłem. Świadek mówił też, że "pisanie nie było mocną stroną Wieczorka". Nie był literatem - ocenił swojego podwładnego Gembala.
Gdy sąd zwrócił mu uwagę, że jednak zetknął się w swej pracy z kryptonimem "Beata" w tym meldunku, ten żachnął się: Przecież to coś innego.
Gembala mówił, że nie zetknął się z fikcyjnym źródłem informacji w swym wydziale. Jego zdaniem, łatwo byłoby wykryć fikcyjnego agenta, bo informacje od niego były weryfikowane w innych źródłach - nie tylko osobowych, ale także z podsłuchu, obserwacji, lub kontroli korespondencji. Trudno byłoby zaś wykryć sytuację, w której oficer wkładał w usta agenta informacje uzyskane z innego źródła - dodał esbek.
Świadek był zaskoczony prasowymi informacjami po wybuchu sprawy Gilowskiej, iż były nieprawidłowości przy dysponowaniu funduszem operacyjnym lubelskiej SB w latach 80. Zawsze był obowiązek pokwitowania pieniędzy przy nagrodzie finansowej dla agenta; nie kwitowano prezentów - wyjaśnił Gembala. Dodał, że nie słyszał, by agent nie znał swojego kryptonimu, bo z reguły był z nim ustalany. Twierdził, że w jego wydziale nie było nacisków na kandydata do współpracy, na to by ją podjął. Nie werbowano też na podstawie materiałów kompromitujących - dodał.
Gembala "przy okazji" ujawnił, że lubelski kontrwywiad "opiekował się" kilkunastoma członkami arabskiej organizacji terrorystycznej "Czarny Wrzesień" po jej zamachu na izraelskich sportowców podczas olimpiady w Monachium w 1972 r. Nie zdradził szczegółów.
Trzeci świadek, oficer SB Marian Rapa zeznał, że w żadnym kontekście pracy operacyjnej nie spotkał się z nazwiskiem Gilowskiej. Dodał, że nigdy nie spotkał się z tajnym współpracownikiem o kryptonimie "Beata".
Świadek powiedział, że nigdy nie spotkał się też z fikcyjną rejestracją. Pytany, czy były takie rejestracje w jego wydziale, odparł, że "za nikogo ręczyć nie może". Do mnie nikt nie zwracał się o fikcyjne zarejestrowanie osoby, by uchronić ją przed działaniami innego wydziału SB - dodał Rapa.
Przyznał zarazem, że oficer, który miał więcej źródeł informacji, był lepiej oceniany przez przełożonych. Zeznał też, że Wieczorek w pracy "chciał wykazać, że jest lepszy od innych".
Szanujący się oficer kontrwywiadu nie powinien zlecać zadań swojemu źródłu podczas rozmów towarzyskich - oświadczył esbek. Zaznaczył, że "w jego wydziale nie werbowano agentów na podstawie kompromitujących materiałów".
Rapa powiedział, że oficerowie danej jednostki SB sami typowali, które akta zostaną przejrzane podczas kontroli ministerialnej. Chodziło o to, żeby się pochwalić - dodał. Część akt do kontroli była jeszcze wybierana losowo, ale nie było obawy, że kontrolujący pójdą na spotkanie ze źródłem - podkreślił.
Świadek zeznał, że istniała możliwość odstąpienia od formalnych zasad rejestracji agentów, jeśli ktoś nie chciał napisać zobowiązania do współpracy, ale chciał przekazywać SB informacje._ Musiał z tego powstać jednak raport dla przełożonego_ - dodał.
Gilowska nie chciała komentować tych zeznań. Powiedziała jedynie: Z satysfakcją stwierdzam, że świadkowie mówią prawdę. Nazwała zaś "cyrkiem" utajnianie przez sąd części zeznań esbeków, które według niej nie różnią się niczym od części jawnych (pewne akta sprawy nadal są "ściśle tajne", gdyż IPN ich nie odtajnił).
O zrozumienie dla stresu, jakiemu podlega osoba lustrowana, apelował do mediów jej obrońca mec. Piotr Kruszyński. Powiedział, że nie interesują go motywy, jakimi kierował się Wieczorek, rejestrując Gilowską, ale to, że "pięć źródeł dowodowych stwierdziło już, że nie była ona agentem". Przyznał, że gdyby Gilowska podlegała lustracji na nowych, przyjętych w lipcu przez Sejm zasadach, byłaby to "zgroza".
W piątek będzie zeznawał kolejny świadek - były szef lubelskiej SB Antoni Kowalski. Sąd nie wykluczył końcowych wystąpień stron na kolejnym terminie procesu - 23 sierpnia.
Czwartkową rozprawę transmitowały TVN24 i TVP3. W związku ze środową transmisją w TVN24 sąd z "przykrością stwierdził", że ta stacja nie zwróciła się o zgodę na nią. Ponieważ żadna ze stron nie sprzeciwia się transmisji, sąd zgadza się na nią. Należałoby jednak przynajmniej zwrócić się do sądu o zgodę - zaznaczyła przewodnicząca składu sędzia Małgorzata Mojkowska. (mj,bart,sm)
Więcej na ten temat w serwisie Wydarzenia.wp.pl