Trzecia rocznica tragedii koło stacji "Niamiha"
W czwartek odsłonięto w Mińsku tablicę
pamiątkową poświęconą ofiarom tragedii w przejściu podziemnym do
stacji metra "Niamiha". Przed trzema laty stratowały się tutaj na
śmierć 53 osoby.
30.05.2002 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wciąż nie ustalono kto ponosi odpowiedzialność za tragedię.
30 maja 1999 r., podczas miejskiego festynu tysiące młodych ludzi chciało się schronić w przejściu podziemnym przed nagłym deszczem. Biegnący z przodu upadli na schody i zostali stratowani. Milicjanci, którzy mieli pilnować porządku, chowali się w tym czasie przed ulewą w samochodach.
40 dni po wypadku na miejscu tragedii wzniesiono pamiątkową instalację: na marmurowych schodach splecionych 40 róż i 13 tulipanów z brązu. Na marmurowej tabliczce, również literami z brązu, napisano: "53 blizny na sercu Białorusi".
To cytat z wypowiedzi prezydenta Aleksandra Łukaszenki, w której uznał on, że winnych tragedii nie ma, a śmierć kilkudziesięciu nastolatków, głównie dziewcząt, to "nieszczęśliwy zbieg okoliczności".
Być może z powodu tych słów prokuratura, która dochodzenie wszczęła już w dniu wypadku, przez ponad dwa lata nie potrafiła wskazać winnych. Tak przynajmniej uważają rodziny ofiar skupione w organizacji "Centrum Niamiha`99".
Rodzice nastolatków poczuli się też oszukani, kiedy pod koniec zeszłego roku prokuratura przekazała do sądu sprawę przeciwko dwóm oficerom milicji winnym - jej zdaniem - zaniedbania obowiązków podczas zajść w przejściu podziemnym do metra. Sąd jednak umorzył sprawę uznając, że uległa przedawnieniu.
Jak powiedziała przewodnicząca "Niamiha`99" Natalia Nowakouskaja, rodzice będą teraz pozywać do sądu władze stolicy o odszkodowanie. Chcieli to zrobić już wcześniej lecz wszystkie pozwy cywilne były oddalane z uwagi na prowadzenia sprawy karnej.
Chcemy też doprowadzić do wybudowania na miejscu tragedii prawosławnej świątyni. Odsłoniętą dziś tablicę traktujemy jako pierwszy krok. Musi tu powstać miejsce, w którym będziemy mogli wspomnieć nasze dzieci, zapalić za nie świeczkę - powiedziała Nowakouskaja.
Tymczasem władze Mińska nie zgadzają się na żadną świątynię. Ich zdaniem wystarczająca jest tablica z nazwiskami ofiar ozdobiona prawosławnym krzyżem i cytatem z Ewangelii św. Jana.
Merostwo planuje zlikwidowanie swoistego memoriału, tworzonego przez ostatnie trzy lata prze rodziny, przyjaciół i znajomych ofiar w przejściu podziemnym do metra "Niamiha". Na granitowych ścianach przejścia widnieją dziesiątki tysięcy napisów: wierszy, wspomnień, obietnic i wyznań. Na ścianach zdjęcia ofiar, na posadzce zaschłe dawno kwiaty i niedopalone świeczki. (iza)