"Kaczyński po Smoleńsku stracił rozum"
Jak mogliśmy przeczytać w "Anatomii słabości", z punktu widzenia Tuska przedsmoleńska sytuacja była nieskończenie stabilna. "Żyjemy, grillujemy, może sielanka trochę została zakłócona, bo pojawił się kryzys, ale z drugiej strony wyspa nadal pozostała zielona. Władza nie musiała się wysilać, aby obronić swój sukces. PiS okazuje bezradność, ale tłamsimy go bez wysiłku i z dużą przyjemnością" - tłumaczył. Po Smoleńsku wszystko się nagle zmieniło, zapanował chaos. Sytuacja przerosła Tuska - i psychologicznie, i politycznie".
"Psychologicznie, bo on miał nieczyste sumienie. Oczywiście nie w tym sensie, że z Putinem podkładał bombę. Jednak doskonale wiedział, że jego działania były grą na osłabienie Lecha Kaczyńskiego. (...) I nagle z tego wszystkiego wyszła śmierć. Jeżeli ktoś nie jest psychopatą, a przecież premier nim nie jest, trudno nie mieć po czymś takim wyrzutów sumienia. Z kolei politycznie sytuacja przerosła Tuska dlatego, że on nie przywykł do rządzenia. Do mierzenia się z rzeczywistością. Pojechał do Smoleńska nieprzygotowany, pogubiony, bez planu, dając popis kompletnej amatorszczyzny" - mówił Ludwik Dorn.
Tymczasem Jarosław Kaczyński po Smoleńsku "stracił rozum, stracił rozsądek, stracił instynkt". "Czy miał prawo szaleć? Miał. Uważam, że zarówno w odniesieniu do jego zachowania w tamtym okresie, jak też w odniesieniu do jego zachowania w okresach późniejszych, zarzut, że 'Jarosław Kaczyński gra trumnami' jest głupi i godny pożałowania" - oceniał. I stwierdzał, że jeżeli można Kaczyńskiemu postawić jakiś zarzut to właśnie taki, że... nie gra on trumnami! "Widać w nim tylko czystą emocjonalną reaktywność. Zarówno tuż po katastrofie, jak też potem" - twierdził Dorn.