"Trzeba urn za 30 mln zł". Szef PKW komentuje pomysł prezydenta
Wygląda na to, że wybory i referendum w jednym czasie wcale nie obniżyłyby kosztów. Szef Państwowej Komisji Wyborczej tłumaczy, jak musiałoby wyglądać "połączone" głosowanie.
Prezydent Andrzej Duda 3 maja zapowiedział referendum w sprawie zmiany konstytucji. Później w wywiadzie dla tygodnika "wSieci" dodał, że mogłoby być ono połączone z wyborami w 2018 r.
Za połączeniem obu głosowań miałyby przemawiać m.in. niższe koszty. Oszczędności mogłoby przynieść połączenie komisje, w których pracuje ok. 200 tys. osób. Jak jednak powiedział w radiu RMF FM Wojciech Hermeliński, przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej, takie rozwiązanie jest niemożliwe. Przyznał, że owszem, wybory i referendum mogłyby się odbyć w jednym miejscu, ale potrzebne byłyby oddzielne komisje i urny. Jedno miejsce oznacza jednak tylko budynek. - W jednym gmachu muszą być co najmniej dwa lokale - mówił Hermeliński. - Dwie osobne sale, dwie osobne komisje i osobne urny - podkreślił.
Aby przeprowadzić referendum i wybory w jednym czasie trzeba będzie więc zatrudnić dwa razy więcej osób i zamówić dwa razy więcej urn. - Ich koszt, jak przewidujemy, wyniesie 30 mln zł, bo tyle kosztowały urny przezroczyste, które obowiązują od niedawna - podkreślał szef PKW.
Trwa ładowanie wpisu: twitter