"Trzask spadających na podłogę szczęk", gdy Polska wstępowała do NATO
- Mnie się zdawało wtedy, że wystarczy wola polityczna - przyznał płk Andrzej Derlatka, oficer wywiadu, w odpowiedzi na pytanie Patrycjusza Wyżgi, w jaki sposób wstępuje się do NATO i Unii Europejskiej. - Potem się okazało, że to tak nie jest, że to są wysokie schody i trzeba się wdrapywać - dodał gość programu WP "Didaskalia". - Jest 11 umów dotyczących członkostwa w NATO, z których 9 dotyczy sfery cywilnej - tłumaczył. Jak podkreślił, NATO to pakt nie tylko wojskowy, to także "klub krajów demokratycznych z gospodarką rynkową, który szanuje demokrację, prawa człowieka itd. A przy okazji się zbroi, jeśli jest potrzeba, albo się rozbraja, jeśli nie ma takiej potrzeby". Derlatka opowiadał o swoim udziale w negocjacjach ws. członkostwa Polski w NATO. Zdradził, że nie było ważne, ile mamy czołgów, samolotów, broni. - Chodzi o podstawowe sprawy: o cywilną kontrolę nad armią, o to, że armia musi być częścią państwa, a nie - państwem w państwie. Musi podlegać regułom, które my uważamy za słuszne i my wszyscy się do tych reguł stosujemy - relacjonował rozmowy z przedstawicielami NATO. Derlatka przyznał, że ówczesne wyobrażenie Polaków o NATO było zupełnie inne. - Słychać było trzask szczęk spadających na podłogę. Nasi generałowie nie mieli wówczas czasu na czytanie tego typu informacji. Nikt im tego nie przekazał - skomentował pułkownik.