Trump zaatakował na Twitterze znanego obrońcę praw obywatelskich
Prezydent elekt Donald Trump skrytykował na Twitterze demokratycznego deputowanego do Izby Reprezentantów Johna Lewisa za kwestionowanie jego zwycięstwa wyborczego. Atak na Lewisa, który jest weteranem ruchu praw obywatelskich, spotkał się z powszechnym potępieniem.
14.01.2017 | aktual.: 15.01.2017 06:54
Lewis oświadczył w ub. piątek, że nie weźmie udziału w inauguracji prezydentury Trumpa 20 stycznia ponieważ nie uważa go za prawowitego prezydenta. - Sądzę, że Rosjanie pomagali temu człowiekowi w zwycięstwie. Pomogli też zniszczyć kandydaturę Hillary Clinton - powiedział Lewis w programie telewizji NBC "Meet the Press".
Trump napisał w odpowiedzi w sobotę na Twitterze, że Lewis, który reprezentuje w Izbie południowy stan Georgia, "powinien przeznaczać więcej czasu na pomaganie i odbudowę jego okręgu wyborczego, który jest w opłakanym stanie...(nie wspominając o przestępczości)zamiast fałszywie narzekać na wyniki wyborów". - Wszystko tylko słowa, słowa, słowa - brak działania lub rezultatów. Smutne! - dodał.
Lewis jest jedną z czołowych postaci ruchu na rzecz praw obywatelskich czarnoskórych Amerykanów z lat 60. ub. wieku. Jest też ostatnim żyjącym politykiem, który przemawiał podczas słynnego Marszu na Waszyngton z 1963 r. pod przewodem zamordowanego później pastora Martina Luther Kinga.
Podczas marszu Lewis doznał w miejscowości Selma, w stanie Alabama, poważnego urazu głowy kiedy policja dokonała brutalnej interwencji. Później poświęcił swoje życie walce o równe prawa Afroamerykanów.
Atak Trumpa spotkał się z potępieniem licznych polityków, celebrytów i innych znanych osobistości a także licznych zwolenników Lewisa. W sobotę kilka tysięcy demonstrantów przemaszerowało ulicami Waszyngtonu do pomnika Martina Luthera Kinga wznosząc okrzyki: "Bez sprawiedliwości nie ma pokoju !".
Jedna z gwiazd nowojorskiego Broadwayu, czarnoskóra Jennifer Holliday, wycofała się z zapowiedzianego występu podczas inauguracji prezydentury Trumpa 20 stycznia. Oświadczyła, że nie zdawała sobie sprawy, że jej występ mógłby zostać interpretowany jako wyraz poparcia dla Trumpa.
Wypowiedź prezydenta elekta skrytykowali również liczni demokratyczni członkowie obu izb Kongresu.