Trump jak Brexit. Wybory w USA to początek końca Zachodu?
• Wybór Donalda Trumpa stawia pod znakiem zapytania jedność i trwałość zachodniego sojuszu
• Europejskie obawy budzi prorosyjska orientacja polityki zagranicznej prezydenta elekta
• Eksperci mają nadzieję, że jego polityka zmieni się pod wpływem jego republikańskich współpracowników
• Nie ma jednak wątpliwości że mamy do czynienia z kryzysem Zachodu - mówi Michał Baranowski
09.11.2016 | aktual.: 09.11.2016 13:36
Po Brexicie, świat zachodni przeżył w środę kolejne trzęsienie ziemi - lub, jak to określili internauci w mediach społecznościowych - "Trexit". Wybór Donalda Trumpa - kandydata który podczas kampanii wielokrotnie chwalił Władimira Putina i innych antyzachodnich autokratów, podważając jednocześnie zasadność utrzymywania sojuszy - to według wielu bolesny cios w zachodni porządek. Niektórzy twierdzą, jak publicystka "Washington Post" (a prywatnie żona Radosława Sikorskiego)
Anne Applebaum, wybór Trumpa to wręcz zagrożenie dla "istnienia Zachodu jaki znamy". Z tego powodu w Europie zarówno obywatele, jak i rządzące elity z wielką obawą spoglądały na sytuację za oceanem. Teraz, kiedy wybór Trumpa stał się faktem, wśród wielu przeważają fatalistyczne wizje przyszłości. Ale czy są one uzasadnione?
Zdaniem Michała Baranowskiego, eksperta think tanku German Marshal Fund, wybór Trumpa jest dużym problemem dla świata zachodniego. Ale są też powody by wierzyć że "prezydent Trump" niekoniecznie będzie się kierować programem "kandydata Trumpa".
- Mam przede wszystkim nadzieję, że jako cała klasa analityczno-polityczna my się wszyscy myliliśmy na jego temat. Nie da się ukryć jednak, że optyka, którą prezentował w kampanii, jest bardzo trudna dla sojuszników Stanów Zjednoczonych - mówi Baranowski. - Jedno światełko w tunelu jest takie, że republikanie z głównego nurtu politycznego, którzy początkowo odżegnywali się od Trumpa, teraz będą próbować zjednoczyć swoją partię i przynajmniej do pewnego stopnia kontrolować i korygować politykę prezydenta elekta. - dodaje.
Problem w tym, że podczas kampanii wyborczej proces ten działał w drugą stronę: to ludzie tacy jak były burmistrz Nowego Jorku Rudy Giuliani czy były spiker Izby Reprezentantów Newt Gingrich, przejmowali stopniowo optykę i retorykę Trumpa, powtarzając wygłaszane przez kandydata republikanów pochwały dla Putina i jego poglądy na sprawy zagraniczne. Jak mówi Baranowski, dużo będzie zależeć od tego, kto wejdzie do gabinetu Trumpa. Szczególnie kluczowe będzie stanowisko Doradcy ds. Bezpieczeństwa Narodowego, który zwykle ma największy wpływ na politykę zagraniczną administracji. A wśród potencjalnych kandydatów na to stanowisko są zarówno "mainstreamowi" republikanie, jak senator Jeff Sessions, który popiera wspieranie sojuszników i twardą postawę wobec Rosji, jak również generał Mike Flynn, częsty gość kremlowskiej telewizji Russia Today.
- Nie da się jednak ukryć, że zwycięstwo Trumpa to kolejne zwycięstwo buntu przeciw systemowi i z pewnością elity międzynarodowe, które podtrzymują ten liberalny porządek, nie potrafią znaleźć odpowiedzi na tę falę. Jeżeli tak zdefiniujemy problem, to bez dwóch zdań mamy do czynienia z kryzysem Zachodu - mówi Baranowski.