Obszar byłego niemieckiego obozu "Stutthof" zostanie sprawdzony w poszukiwaniu artefaktów
• "Chcemy przeszukać część obozu znajdującą się poza obszarem muzeum"
• Więzień: żadna relacja nie odda tego, co działo się w obozie
• Łącznie do obozu trafiło 127 tys. ludzi
- Sprawa nabrała większego rozgłosu niż było to warte. Zdania mówiące, ze w lesie leżą eksponaty była mocno na wyrost. Wszystkie artefakty zebraliśmy w ciągu dwóch dni. Większość to śmieci. Cześć obozu znajduje się poza terenem aktualnie funkcjonującego muzeum. Chcemy przeszukać ją, aby uniknąć w przyszłości podobnych sytuacji. Czekamy obecnie na obiecane na ten cel środki - mówi Wirtualnej Polsce Piotr Tarnowski, dyrektor Muzeum Stutthof w Sztutowie.
O sprawie zrobiło się głośno w październiku ubiegłego roku, gdy pojawiła się informacja o rzeczach należących do więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych, które znajdowały się w lasku nieopodal muzeum. Znajdować się tam miały, m.in. buty i menażki. Nie wiadomo, w jaki sposób artefakty trafiły w to miejsce. Najprawdopodobniej zostały zepchnięte przez spychacz w latach 60., gdy przygotowywano plac do organizacji muzeum.
Obóz Stutthof był najdłużej działającym niemieckim obozem koncentracyjnym na obszarze współczesnej Polski. Swoją zbrodniczą działalność rozpoczął 2 września 1939 roku. Wówczas do Sztutowa przyjechała pierwsza grupa 150 Polaków, aresztowanych dzień wcześniej w Gdańsku. Ich zadaniem było karczowanie lasu i przygotowanie 4-hektarowej działki pod budowę pierwszych dziesięciu baraków. Szacuje się, że łącznie do obozu trafiło 127 tys. osób, z czego 68 tys. zmarło. Pierwszy oddział Armii Czerwonej wkroczył do obozu 9 maja 1945 roku.
- W Sztutowie łączą się dwa światy. Ten pokazujący najgorszą stronę ludzkiej natury oraz drugi, lepszy, gdzie pośród okropieństw dochodziło do cudów. Cudów ofiarności i pomocy, gdy człowiek okazywał się człowiekiem. Żaden komiks, żadna relacja nie odda tego, co działo się w obozie - relacjonuje w rozmowie z Wirtualną Polską Felicjan Łada, który do obozu trafił w 1943 roku.
Opuszczenie obozu przez Niemców nie oznaczało wcale zakończenia zbrodniczych praktyk. Po zajęciu Pomorza przez Armię Czerwoną pojawił się problem mniejszości niemieckiej. Z prostym rozwiązaniem kwestii przesiedleń wystąpił szef Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Gdańsku Grzegorz Korczyński. Podpułkownik zaproponował, aby pozostających na Pomorzu Niemców przetransportować do obozu i poddać fizycznej likwidacji.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .