Makowski: "Trzaskowski chce tworzyć 'nową Solidarność'. Najtrudniejsze dopiero przed nim" [OPINIA]
Budowa ruchu społecznego, zapowiedziana w środku sezonu wakacyjnego, to pierwsze realne wyzwanie dla Rafała Trzaskowskiego po zakończeniu kampanii. Sprawdzian jego zdolności jako lidera, który tym razem nie startuje w prezydenckim sprincie, ale w biegu długodystansowym. Pytanie jak wiceprzewodniczący PO chciałby stworzyć ruch, który de facto może przerodzić się w konkurencję dla jego partii?
Są takie wiece, które choć można byłoby sobie darować, zorganizować trzeba. Bo taka jest wyższa polityczna konieczność, potrzeba chwili, bo kampania domaga się klamry. Do tej kategorii idealnie wpisuje się przemówienie Rafała Trzaskowskiego w Gdyni, który w piątek wieczór u boku samorządowców oraz przewodniczącego PO Borysa Budki, wraz ze swoją małżonką Małgorzatą zapowiedział budowę "nowej Solidarności".
A właściwie nie "nowej Solidarności", ale bliżej nieokreślonego ruchu społecznego, który równocześnie nie będzie oznaczał wygaszenie projektu Platformy Obywatelskiej, ale "gromadzenie obywatelskiej energii" - gdzieś na boku działania partii. - Z samorządowcami, z ośrodkami analitycznymi, z ludźmi dobrej woli, razem zbudujmy ruch, który umożliwi obronę społeczeństwa obywatelskiego. Pod koniec lipca powiem Wam o szczegółach. W sierpniu, w 40 rocznicę Solidarności spotkamy się w Gdańsku - zapowiedział Trzaskowski. Tylko co to właściwie oznacza?
Przecież bezpośrednio przed nim dosyć długo o odbudowie szyldu PO, otwarciu się na młodych i poważnych przetasowaniach w partii opowiadał Borys Budka. Ba, sam prezydent stolicy stwierdził nawet w pewnym momencie, że partie polityczne mają swoją rolę do odegrania, i jeśli ktoś ich nie lubi, powinien się do nich zapisywać, aby były "bardziej uśmiechnięte". Tylko który to już rebranding Platformy? Które "nowe otwarcie"? Które z kolei "zakasanie rękawów", ruszenie na wieś, rozmowa z mieszkańcami Podkarpacia i ściany wschodniej?
Choć Rafał Trzaskowski, osiągając dobry wynik w wyborach prezydenckich specjalnie wyjścia nie ma i musi iść za ciosem, my musimy poczekać przynajmniej do przełomu sierpnia i września, aby ocenić, na ile jego zaangażowanie będzie realne, a na ile pozorowane. W końcu nadal jest włodarzem stolicy i jak sam obiecał, będzie na tym odcinku "pracować na 100 procent". Jak podobną obietnicę można połączyć z jednoczesnym planem tworzenia realnego ruchu społecznego, który zbiera podpisy pod inicjatywami ustawowymi? Przecież to jest równoległe zadanie na pełny etat.
Na marginesie przemówienia w Gdyni, w którym pełno było ogólników, słynnego już "słuchajcie kochani", haseł w stylu "róbmy swoje", "wstańcie, chodźmy, zwyciężajmy" - zastanawiają mnie zwłaszcza dwie rzeczy, na które Trzaskowski, co zrozumiałe, nie odpowiedział. Po pierwsze, co z jego ruchu społecznego ma się narodzić? Przecież dobrze wiemy, że podobne inicjatywy właściwie zawsze stanowią mniej lub bardziej udane podwaliny pod partię polityczną.
Skoro Platforma nie zwija sztandaru, a co najwyżej go przemalowuje, jak te dwa byty mają obok siebie funkcjonować? Sama Platforma powstała z resztą właśnie jako ruch zbierający podpisy pod referendum 4XTAK. To na dłuższą metę są pomysły, które się politycznie kanibalizują. I co śmieszniejsze, jak ta "nowa Solidarność" ma być pozapartyjna, skoro stworzy ją wiceprzewodniczący największej partii opozycyjnej?
I teraz druga wątpliwość. Owszem, ponad 10 mln głosów na Rafała Trzaskowskiego to wynik imponujący. W jego skład wchodzą jednak miliony głosów wyborców Szymona Hołowni, Krzysztofa Bosaka, Władysława Kosiniaka-Kamysza, Roberta Biedronia. To nie jest tak, że nagle pół polski zagłosowała za nim, i pod jego przywództwem ruszy teraz zredefiniować polską politykę. Przecież w tych samych zawodach równolegle, również tworząc ruch i w przyszłości partię, działa już aktywnie wspomniany Hołownia. I jest o wiele bardziej wiarygodny od Trzaskowskiego. Zbytnia defragmentacja nigdy nie służyła opozycji w wyborach, a tutaj szykuje się podobny scenariusz.
Wysłuchałem z uwagą propozycji Rafała Trzaskowskiego, jest dla mnie czymś pewnym, że nie można ich spisywać na straty, a to, co wydarzy się po wakacjach będzie ciekawym epizodem i być może podwaliną pod przyszłość polskiej opozycji. Na razie jednak, zbyt wielkich nadziei na to nie mam.
- Zrobiliśmy wszystko, co można było zrobić, żeby wygrać wybory. Po drugiej stronie była machina państwa, które postanowiło utrudniać walkę na równych zasadach. Wyciągniemy z tego wnioski i następnym razem zwyciężymy - mówił w piątkowy wieczór Trzaskowski. A wcześniej przez pięć lat tej "machiny" nie było? Propagandową TVP Jacka Kurskiego założono specjalnie na wybory prezydenckie? Jeśli tak wygląda stopień refleksji i przygotowania do starcia po stronie części opozycji, nie dziwię się, że co wybory musi zaczynać od nowa.
Marcin Makowski dla WP Opinie