Były pracownik cenzury wytoczył proces prorektorowi Uniwersytetu Gdańskiego
• Rozpoczął się proces w sprawie naruszenia dóbr osobistych przez trójmiejskiego historyka
• Kłonczyński: nie złamałem zasad postępowania badawczego
• Brzozowska: z dokumentów, którymi dysponuje IPN wyciągamy całkowicie inne wnioski
• Wyszkowski: próbuje się upokorzyć jednego z bohaterów walki z komunizmem
19.04.2016 | aktual.: 23.04.2016 10:15
- Z dokumentów, którymi dysponuje IPN wyciągamy całkowicie inne wnioski niż pan profesor. Uważamy, że w publikacji znalazły się informacje bądź nieprawdziwe, bądź nieścisłe, które są przedmiotem powództwa i które będą przedmiotem oceny sądu w Gdańsku - mówiła przed procesem Wirtualnej Polsce mec. Monika Brzozowska, reprezentująca Tomasza Strzyżewskiego.
Sprawa dotyczy wydanej w 2012 roku książki habilitacyjnej prof. Arnolda Kłonczyńskiego pt. "My w Szwecji nie porastamy mchem". W ocenie adwokatki pojawiły się w niej treści naruszające dobra osobiste jej klienta, a konkretnie informacja, że mężczyzna był podejrzewany przez środowiska emigracyjne o współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa PRL. Tak bowiem wynika z dokumentów zarchiwizowanych przez IPN. Jednocześnie w 2005 roku ta sama instytucja nadała Strzyżewskiemu status pokrzywdzonego.
- Zadośćuczynienie, którego domaga się mój klient jest raczej symboliczne. Chodzi oczywiście o przeprosiny oraz 10 tys. zł nawiązki. Chcemy, aby sprostowanie pojawiło się w szwedzkim piśmie ''Nowa Gazeta Polska''. Tytuł ten bardzo często powołuje się na autorytet profesora i ze wzajemnością. Dlatego chcemy, aby nieprawdziwe w naszej ocenie tezy, zostały zdementowane tam, gdzie najbardziej rezonują - dodaje Brzozowska.
Podczas przewodu sądowego Tomasz Strzyżewski stwierdził, że szczególnie mocno dotknęły go pomówienia oraz kłamstwa. Jak sam zauważył, w efekcie jego działalności oraz ucieczki ucierpieć miała jego rodzina - najbliżsi mieli problemy z uzyskaniem paszportu, brat stracił pracę i został wyrzucony z partii, a także sfingowano mu proces o malwersacje finansowe, przez co trafił do więzienia.
Wyjaśnienia składane przez Arnolda Kłonczyńskigo sprowadzały się głównie do przedstawienia źródeł, na podstawie których budował swoją argumentację. Jak podkreślił sam profesor, są to głównie materiały znajdujące się w archiwach IPN, publikacje oraz wypowiedzi Strzyżewskiego.
- W pozwie, który otrzymałem, pojawiają się informacje całkowicie sprzeczne z wiadomościami wcześniej opublikowanymi w książkach oraz wypowiedziach publicznych powoda. Podobne zachowanie widzieliśmy dzisiaj na sali sądowej - sam sobie zaprzeczał, potwierdzając tylko moje tezy. Ja w żaden sposób nie złamałem zasad postępowania badawczego - mówił po posiedzeniu prof. Arnold Kłonczyński, prorektor Uniwersytetu Gdańskiego.
Na sali sądowej pojawił się Krzysztof Wyszkowski, jeden z założycieli Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, który wspiera Strzyżewskiego. W rozmowie z Wirtualną Polską zauważył, że próbuje się upokorzyć jednego z bohaterów walki z komunizmem. Działacz zarzuca Kłonczyńskiemu, że nie skonfrontował on dokumentów archiwalnych z wersją powoda. Całkowicie inaczej sprawę komentuje się na Uniwersytecie Gdańskim.
- Dla mnie to całkowicie absurdalne zarzuty. Jeżeli prof. Kłonczyński tak napisał, to pewnie ma to umocowanie w rzeczywistości - w rozmowach ze świadkami historii lub w dokumentach. Na wydziale temat ten wcale się nie pojawia. Najwidoczniej profesor się tym nie przejmuje i dobrze - ocenia jeden z pracowników naukowych Instytutu Historii UG. - O całej sprawie dowiaduję się od Pana - dodaje inny profesor.
Jak zauważa w rozmowie z Wirtualną Polską Tomasz Sadowski, prawnik i wiceprezes Fundacji ''Teneo'', procesy dotyczące naruszenia dóbr osobistych nie należą do najłatwiejszych. - Kłamstwo nie zawsze narusza dobra osobiste. Zdania prawdziwe mogą również to czynić. Dlatego sąd, badając sprawę, szczególnie pochyla się nad kwestią prawdziwości oraz rzetelności, a także kontekstu wypowiedzi, np. czy ujawnienie informacji leży w interesie społecznym lub narusza wolność wypowiedzi - dodaje Sadowski.
Kim jest Tomasz Strzyżewski? W 1975 roku został zatrudniony w Urzędzie Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Na stanowisku radcy przepracował 18 miesięcy. W tym czasie odręcznie kopiował ''Księgę Zapisów i Zaleceń'' - tajny podręcznik, zawierający wskazówki dla recenzentów. W marcu 1977 roku wyjechał na urlop. Najpierw samolotem z Krakowa do Warszawy, stamtąd pociągiem do Świnoujścia, gdzie przesiadł się na prom do Szwecji. W Skandynawii wydał po raz pierwszy ''Czarną księgę cenzury PRL''. Publikacja opisywała funkcjonowanie instytucji, która nie miała umocowania w systemie prawnym Polski Ludowej.
Termin następnego posiedzenia został ustalony na koniec czerwca. Mają się na nim pojawić w charakterze świadków, m.in. Aleksander Smolar, kandydat na prezydenta RP Grzegorz Braun oraz dziennikarka Justyna Błażejowska.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .