Asystent Adamowicza: leżałem z mordercą na jednym oddziale
Michał Wlazło, asystent prezydenta Pawła Adamowicza, był z nim na scenie, kiedy doszło do brutalnego morderstwa. - Zobaczyłem krew na rękach prezydenta. Zbiegłem ze sceny i krzyczałem: "pomocy!". Ścięło mnie - mówi w rozmowie z WP.
12.02.2019 | aktual.: 12.02.2019 21:55
Sebastian Łupak: Zasypiasz w nocy?
Michał Wlazło: Teraz już tak. Najgorsze są teraz nie noce, a wieczory. Muszę mieć zajęcie – wtedy nie myślę. Ale gdy wieczorem wracam do domu i zajęć nie ma, to wtedy jest gorzej. Wszystko wraca…
Co pamiętasz?
Widzę ten obraz, z tamtej niedzieli… weszliśmy na scenę. Pan prezydent powiedział, że Gdańsk jest szczodry, Gdańsk dzieli się dobrem. Z prawej strony nadbiegł mężczyzna, który pchnął szefa. Pierwsza myśl: to pracownik obsługi sceny, pewnie chroni prezydenta, bo stoi za blisko wybuchów pirotechnicznych. Odsuwa prezydenta, żeby ten się nie poparzył. Stałem tak, w konsternacji, a ten człowiek zaczął chodzić wokół sceny. Noża nie widziałem. To działo się za szybko. Jak podszedłem bliżej do pana prezydenta, zobaczyłem krew na jego rękach i spodniach. Zleciałem ze sceny, krzycząc: "Pomocy! Ochrona! Karetka!" Zadzwoniłem do Magdy Skorupki Kaczmarek, rzecznik prezydenta, że szef został raniony. Wszedłem znów na scenę. Prezydent był reanimowany. Magda powiedziała: "uspokój się, Michał, ja już jadę". Chwilę stałem, widziałem reanimację. Zadzwoniłem jeszcze do Marka Bonisławskiego, byłego asystenta, mojego poprzednika. I wtedy się gorzej poczułem…
Zemdlałeś?
Powiedzmy, że mnie ścięło, ale cały czas byłem przytomny. Trafiłem do szpitala. Na sali 10 osób. Nagle widzę, że wiozą jeszcze kogoś. Pełno policji. Pielęgniarki powiedziały mi, że przywieźli tego napastnika… rzekomo miał jakiś atak padaczki…
Morderca leżał z tobą na oddziale?!
Ścianę obok, na tym samym piętrze. Około drugiej w nocy wypisałem się więc sam ze szpitala.
Nie chciałeś być w tym samym miejscu, co on?
Nie! Nie mam potrzeby przebywać tam, gdzie on, ani dowiadywać się, co nim kierowało, jaki miał motyw. Chcę o nim jak najszybciej zapomnieć.
Trudno zapomnieć. Wchodzisz do Urzędu Miasta, a tu zdjęcia prezydenta na każdym kroku…
Na szczęście to zdjęcia uśmiechniętego, żyjącego prezydenta. Tak jest łatwiej.
Masz traumę?
Walczę, żeby z niej wyjść. Spotykam się z psychologiem. Rozmawiamy o wszystkim, czasem nawet o duperelach, żeby oczyścić głowę, żeby nie wracać do traumy. Ale zapomnieć ciężko. Chodzimy teraz z panią prezydent Dulkiewicz w różne miejsca, gdzie chodził prezydent. Wtedy przypomina mi się, co robił, z kim się spotykał.
Ile masz lat?
Mam 22 lata. Byłem radnym młodzieżowej rady miasta. Skończyłem Technikum Chemiczne, potem studiowałem chemię. Przerwałem studia, żeby zostać asystentem prezydenta. To był styczeń 2018.
Jak wyglądała rozmowa kwalifikacyjna?
Pan prezydent pytał o szkołę, czym się interesuję, co mnie denerwuje w mieście, o rodziców, o rodzeństwo. I kazał mi przeczytać książkę Aleksandra Halla "Zła zmiana". Powiedział, że za dwa tygodnie mnie przepyta. I rzeczywiście: przepytał.
Dobra książka?
Polecam! Pokazuje Polskę teraźniejszą, ale też odwołuje się do Sierpnia 1980.
Z prezydentem przepracowałeś w sumie…
Rok. Bez dwóch tygodni. W sumie rok był ciężki: to był w końcu czas kampanii wyborczej. Uczyłem się przy nim. Moje zadania to było głównie pilnowanie czasu i kalendarza prezydenta. Musiałem mu często przerywać te rozmowy z ludźmi, bo było następne spotkanie. Był otwarty, bardzo do ludzi. Wstawałem o 6.30, o 8 byłem w pracy i nigdy nie wiedziałem, czy skończę o 18 czy 21. Prezydent miał swój kalendarz papierowy, a ja swój – elektroniczny. W poniedziałek uzupełnialiśmy nasze kalendarze. Prezydent często mówił: Michał, dopisz jeszcze godzinę 18, 18.30, 19 i 20.30. Pojedziemy jeszcze tam i tam. Na pewno nie było monotonnie.
Był pracoholikiem?
Kochał Gdańsk i pracę dla miasta. Pracowaliśmy w zasadzie w każdy weekend. Wtedy między spotkaniami szliśmy do kawiarni. Pytał o rodzinę, o naukę. Kazał mi skończyć studia. Zapisałem się więc na administrację.
Czytaj też: Magdalena Adamowicz popiera kandydaturę Aleksandry Dulkiewicz. Ale nie pojawi się w kampanii
Jak ładował baterie?
Ludzie! Spotykał się z nimi, dyskutował i to dawało mu energię.
Musiał mieć momenty, gdy puszczały mu nerwy. Na przykład, gdy dziennikarz TVP Info Łukasz Sitek atakował go na ulicy pod Sejmem?
Miał stalowe nerwy. Czasem tylko musiał… no powiedzmy, musieliśmy odejść na chwilę na bok, żeby się uspokoić. Ale ten hejt dawał mu motywację do walki.
Mieliście praktycznie non stop w urzędzie na głowie albo agentów CBA albo TVP oddział Gdańsk.
No tak, śmialiśmy się, że dla CBA przygotujemy w urzędzie osobny gabinet do pracy, tak często tu byli. Szczególnie w okresie przedwyborczym. To była nagonka. Znosił to. Zdążył się do tego przyzwyczaić.
Testament Adamowicza według Ciebie to…
Otwartość, szacunek i miłość do drugiego człowieka. Wierzył w dialog, w rozmowę z każdym.
To był tylko twój szef?
Też drugi ojciec.
Co teraz zrobisz bez niego?
Będę współpracował z panią Dulkiewicz. Więc będę miał drugą matkę… życie toczy się dalej. Trzeba kontynuować dzieło szefa.