Tragiczny finał świątecznej zabawy. 22‑latek zmarł w szpitalu
W szpitalu w Gdańsku zmarł 22-latek, który czasie świąt trafił tam z powodu zatrucia dopalaczami. Sprawą zajmuje się prokuratura. To kolejny taki przypadek w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
W nocy z 25 na 26 grudnia 22-latek spędzał czas w jednym z klubów w Sopocie ze swoimi znajomymi z Niemiec i Wenezueli. Zabawa zakończyła się fatalnie dla trzech osób, które około godziny 4. nad ranem po zażyciu nieznanej substancji zostały zabrane przez karetkę pogotowia.
Funkcjonariusze od początku podejrzewali, że mogło dojść do zatrucia dopalaczami. Imprezowicze mieli je dostać w postaci płynu od nieznanego mężczyzny. Wkrótce po zażyciu u wszystkich pojawiły się negatywne objawy, aż do utraty przytomności.
Dwie osoby - 22-letnia Niemka i 30-letni Wenezuelczyk - zostały wyleczone i szybko wyszły ze szpitala. Lekarzom nie udało się natomiast uratować życia 22-letniego mieszkańca Gdyni.
Prokuratura Rejonowa w Sopocie prowadzi śledztwo w tej sprawie. Śledczy oczekują na opinie z zakresu toksykologii, aby ustalić faktyczną przyczynę śmierci.
Dopalacze wciąż śmiertelnie niebezpieczne
Najprawdopodobniej dopalacze były również przyczyną śmierci 21-letniego studenta z Bydgoszczy. Mężczyzna zmarł w połowie grudnia w szpitalu pomimo godzinnej reanimacji. Znaleziono przy nim charakterystyczne saszetki.
Z kolei w październiku podczas zabawy w gdańskim "falowcu" z powodu ostrego zatrucia po zażyciu niebezpiecznych substancji zmarł 23-letni mężczyzna. Jego rówieśnik po zażyciu narkotyków lub dopalaczy wypadł z długiego tarasu prowadzącego do poszczególnych mieszkań w budynku. Zginął na miejscu. Trzeci z imprezowiczów stracił przytomność, ale przeżył.
Do szpitali trafia coraz więcej młodych osób po zażyciu tzw. dopalaczy. Często reakcje organizmu na zawarte w nich substancje są bardzo gwałtowne. Ofiary tracą przytomność, a ich stan lekarze określają jako ciężki. Inspektorzy sanitarni prowadzą regularne kontrole w miejscach, gdzie były sprzedawane dopalacze. Ich właściciele prowadzą przeważnie inną, legalną działalność, ale zdarza się, że wciąż sprzedają zakazany towar "spod lady". W miejsce zamkniętych punktów, powstają nowe.
Problem polega również na tym, że ustawodawca określa substancje, którymi obrót jest zakazany, ale skład tzw. dopalaczy wciąż ulega zmianie.