Tragedia pod Smoleńskiem nie pogorszy stosunków z Rosją
Ambasador RP w Federacji Rosyjskiej Jerzy Bahr oświadczył, że tragedia pod Smoleńskiem nie stanie się przyczyną pogorszenia stosunków między Rosją i Polską. Powiedział też, że ma nadzieję, iż Moskwa odtajni wszystkie dokumenty dotyczące zbrodni katyńskiej.
13.04.2010 | aktual.: 13.04.2010 18:16
Bahr wyraził również nadzieję, że Rosjanie w końcu zmienią nazwę Kaliningradu (dawniej Królewca). Wyjaśnił, że podpis Michaiła Kalinina, ówczesnego przewodniczącego Prezydium Rady Najwyższej ZSRR, widnieje pod dokumentem, na mocy którego NKWD w 1940 roku rozstrzelało polskich oficerów.
Polski ambasador mówił o tym w blisko godzinnej rozmowie z jednym z najbardziej znanych rosyjskich dziennikarzy Władimirem Poznerem, nadanej w nocy z poniedziałku na wtorek przez państwową telewizję Kanał 1 (dawniej ORT).
Bahr ocenił, że "to, co wydarzyło się (pod Smoleńskiem), choć brzmi to paradoksalnie, jest cząsteczką fundamentu czegoś nowego i dobrego". - Zobaczyliśmy Rosjan takimi, jakimi nie spodziewaliśmy się ich zobaczyć. Między nami na przyszłość otworzyła się nowa przestrzeń solidarności - powiedział.
- Wraz z bólem pojawiła się nadzieja, że każda ofiara ma sens. Nie oczekiwaliśmy takiej szerokiej reakcji, a gdy zobaczyliśmy to wszystko, poczuliśmy, że uczestniczymy w czymś bardzo ważnym, dotyczącym nas wszystkich - wskazał dyplomata. Bahr wyznał, że "teraz przekonał się, iż powiedzenie, że 'Moskwa nie wierzy łzom', jest nieprawdziwe". - Widziałem te łzy, a za łzami - myśli i uczucia. Rosja otworzyła się z najlepszej strony - oznajmił.
Ambasador wyraził nadzieję, iż strona rosyjska odtajni wszystkie dokumenty dotyczące mordu na polskich oficerach. - Dlaczego nie zamknąć tej sprawy, jeśli wiadomo o niej tak wiele? Po co nam znaki zapytania w sprawie Katynia? - zapytał.
Bahr poinformował, że wkrótce kończy swoją misję w Moskwie, a po powrocie do Polski zamierza przejść na emeryturę. Zdradził też, że w swoim domu stworzy rosyjską izbę, w której znajdzie się m.in. jego kolekcja związana z Kaliningradem-Koenigsbergiem. - Jestem specjalistą od tego miasta. Całe życie się nim zajmowałem - wyjaśnił.
- Jako ambasador nie powinienem tego mówić, jednak proszę - znajdźcie wreszcie jakąś nową nazwę dla tego miasta. Mam na myśli to, że Kalinin był jednym z tych, którzy podpisali się pod decyzją o rozstrzelaniu polskich oficerów - dodał.
Pozner także wyraził nadzieję, że z tych dramatycznych wydarzeń może zrodzić się co pozytywnego. - Historia Katynia dowodzi, że prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw. To może być po 10, 70 czy 100 latach. Ale wyjdzie na jaw - podkreślił.
Rosyjski dziennikarz zaznaczył, że "mówi to tym, którzy nie chcą słyszeć prawdy lub znając ją, nie chcą o niej mówić, usprawiedliwiając to poczuciem patriotyzmu lub miłością do swojego kraju". - Patriotyzm i miłość nie mogą mieć kłamstwa jako fundamentu. Taki fundament prędzej czy później się rozpadnie. I wówczas rozpadnie się również patriotyzm i miłość do kraju - wyjaśnił.
Zdaniem Poznera, "historia Katynia nie pozostawia wątpliwości, że prawda zawsze przebije się na zewnątrz". - Nie ulega wątpliwości, że Stalin był zbrodniarzem. I nie tylko Stalin. Ludzie, którzy go otaczali, też byli zbrodniarzami. Ludzi takich były nie setki, nie tysiące, lecz miliony. Dlatego, że partia, na której czele stał i która podejmowała decyzje, była partią zbrodniczą - oświadczył.
Publicysta przyznał, że "jest mu nieprzyjemnie o tym mówić, jednak kiedyś trzeba to powiedzieć". - Dopóki będzie opór wobec prawdy, dopóki nie będzie się jej pozwalać wydostać się na zewnątrz, dopóty będzie to jak kajdany na nogach kraju. Kraj nie zdoła poczynić szerokiego, swobodnego kroku. Prawdę trzeba powiedzieć. I im szybciej, tym lepiej - wskazał. - Będzie to jasny dzień nie tylko dla Rosji. Dowodzi tego to, co stało się z Katyniem - podkreślił Pozner.