Tomasz Piątek zdradza ustalenia nowej książki o Macierewiczu. "Był pod opieką SB"
Tomasz Piątek napisał nową książkę o Antonim Macierewiczu. Poprzednia napsuła sporo krwi politykowi PiS i jego stronnikom. Wirtualnej Polsce dziennikarz zdradza najważniejsze ustalenia. - W IPN są materiały szokujące - przekonuje.
09.10.2018 | aktual.: 09.10.2018 13:41
Skończył pan prace nad nową książką "Macierewicz. Jak to się stało". Ale zacznijmy od poprzedniej. Dużo ludzi kupiło książkę "Macierewicz i jego tajemnice"?
Mamy już pełne dane, nie tylko szacunki. 230 tys. osób kupiło, możemy więc przypuścić, że przeczytało dużo więcej.
Druga będzie się cieszyła takim zainteresowaniem? Antoni Macierewicz nie jest już ministrem obrony narodowej.
Już widzę oznaki ogromnego zainteresowania nową książką. Znaczy to, że Antoni Macierewicz nadal jest przedmiotem ciekawości Polaków, a także ich obaw. Pamiętajmy, że choć teraz Macierewicz jest w odstawce, to może wrócić. Miał robić audyt w MON, później mówiło się o posadzie w Najwyższej Izbie Kontroli, ale wywołało to przerażenie w PiS. Koledzy partyjni bali się, że Antoni Macierewicz dostanie do ręki nowe dokumenty, za pomocą których będzie mógł wywierać presję na politycznych przeciwników... A jego obecna działalność wynika z jego przeszłości. Tego, co Macierewicz robi teraz, nie da się zrozumieć, jeśli się nie wie, kim był w latach 70. i 80. Stąd zainteresowanie książką, choć zapewne to nie jedyna przyczyna. Pan trochę prowokacyjnie sugeruje, że Polacy mają krótką pamięć, nie pamiętają zeszłego roku - a przecież to nieprawda. Polki i Polacy chcą zrozumieć, co się dzieje w Polsce teraz i co się działo z nią kiedyś.
Zobacz także: Ewa Kopacz: nie wiem, czy ktoś nie trzyma premiera na smyczy
Co będzie w nowej książce?
Pierwsza książka, "Macierewicz i jego tajemnice", opierała się głównie na danych z Krajowego Rejestru Sądowego - zatem na powiązaniach biznesowych i biznesowo-politycznych naszego bohatera. Nowa książka to owoc kilkunastomiesięcznego śledztwa w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej. Koncentruje się na działalności Macierewicza w okresie PRL. Znalazłem w archiwach IPN kawał nieopowiedzianej polskiej historii. Byłoby dobrze, gdyby Polacy ją znali. W IPN są materiały zdumiewające, ale dotychczas nikt się nimi nie zainteresował - albo nikt nie chciał ich ujawnić.
Z dokumentów tych wynika - a jeden z nich stwierdza to wprost! - że Antoni Macierewicz znajdował się pod swoistą ochroną Biura Studiów SB. Była to jednostka, która specjalizowała się w perfidnej dywersji wobec ruchów opozycyjnych. Tworzyła coś na kształt pseudoopozycji, która miała przyciągać przeciwników władzy i zwodzić ich na manowce, pchać w ugodowe lub przesadnie radykalne kierunki, niebędące w stanie zagrozić władzy.
Zobacz także
Oto przykład. Kapitan SB Grzegorz Bolesta skarży się, że ma za zadanie śledzić Antoniego Macierewicza, ale koledzy z Biura Studiów SB kierowani przez wysoko postawionego funkcjonariusza zabrali mu dokumenty dotyczące Macierewicza. Ale na tym się nie kończy: Biuro Studiów SB utrudnia śledzenie go na wiele innych sposób. Kapitan Bolesta skarży się, że dostaje z opóźnieniem zapisy podsłuchów.
A na koniec podaje informację więcej niż zdumiewającą. Otóż esbek zwerbował konfidenta w środowisku Antoniego Macierewicza. Od tego konfidenta miał dostać informacje, które obciążały Antoniego Macierewicza lub pozwalały na niego naciskać. Gdyby Bolesta je dostał, byłby to dla Macierewicza problem. Ale nie dostał, bo pewnego dnia do konfidenta zgłosił się nieznany funkcjonariusz. Funkcjonariusz ten powołał się na Bolestę - bez jego wiedzy i zgody - a następnie przejął te informacje, płacąc za nie konfidentowi. Ktoś z Biura Studiów SB przejął agenta - i było to "wrogie przejęcie", wrogie wobec esbeków, którzy tropili Macierewicza. Kapitan Bolesta żali się więc, że teoretycznie ma tropić i prześladować Macierewicza, ale Biuro Studiów nie daje mu tego robić...
Oczywiście, zdarzało się, że jedna jednostka aparatu bezpieczeństwa przejmowała ofiarę lub konfidenta od drugiej jednostki. Ale gdyby działo się to w normalny sposób, Antoni Macierewicz zostałby wykreślony z rejestru osób tropionych przez Bolestę. Zarejestrowano by go w Biurze Studiów. Tak się nie stało. Dlaczego? Biuro Studiów SB często robiło dziwne machinacje z rejestracją osób. Miało swoich konfidentów, których nie rejestrowało jako agentów, tylko jako osoby tropione, zwalczane przez SB. Co ciekawe, przyznaje to m.in. związany z Macierewiczem historyk Sławomir Cenckiewicz (w książce "SB a Lech Wałęsa").
Wszystko to zapewne wiąże się z inną niezwykłą okolicznością. Mimo swej wieloletniej działalności opozycyjnej, Antoni Macierewicz nigdy nie został skazany na więzienie. Komuniści traktowali go ulgowo, choć liczne jego zachowania były bardzo prowokacyjne. Podczas nalotu SB na mieszkanie kolegów, Macierewicz potrafił podpalić papiery.
Ale był internowany.
To równie dziwna historia. Choćby dlatego, że Antoni Macierewicz nie uciekł z ośrodka internowania – wbrew temu, co twierdzą jego zwolennicy. Nie wydano za nim listu gończego, nie szukano go, a przecież za ucieczkę z internowania mógł dostać 5 lat więzienia. W esbeckich papierach czytamy m.in., że... zwolniono go z ośrodka.
Inna ciekawa okoliczność z lat 80. W lecie 1984 roku Macierewicz postanowił się ujawnić, wyszedł z kryjówki, znowu zamieszkał z żoną. Niezwykle szczęśliwie wybrał moment. Zrobił to na dwa dni przed umorzeniem śledztwa ws. jego przynależności do KOR, za które groziły mu surowe kary... A następnego dnia po tym, jak Antoni Macierewicz się ujawnił, jego cichy opiekun w Biurze Studiów SB - wysoko postawiony esbek Stefan Mikołajski - nagle wyjechał do ZSRR… Niby był to wyjazd wakacyjny do Soczi, do ośrodka wypoczynkowego KGB (sowieckie cywilne służby specjalne). Ale funkcjonariusz tak się spieszył, że nie zdążył sobie załatwić porządnego skierowania (wygląda ono jak lewy dokument, bez podpisu osoby odpowiedzialnej). Tak się dziwnie składa, że w tym samym czasie i miejscu - w lecie 1984 r. w Soczi - KGB tworzyło swoją własną prawicową pseudoopozycję, tzw. stowarzyszenie Pamiat'.
Czym pana ustalenia będą się różniły od ustaleń Marcina Dzierżanowskiego i Anny Gielewskiej, którzy niedawno wydali biografię Antoniego Macierewicza i także opisują archiwa IPN?
Gielewska i Dzierżanowski wykonali dobrą robotę, ale tylko do połowy. Z jakichś przyczyn woleli nie wejść w te archiwa głębiej. W ich książce jest wiele wzmianek o tajemniczych zachowaniach Macierewicza. Pojawia się nawet pytanie, czy Macierewicz jest rosyjskim agentem. Potem jednak autorzy stwierdzają, że tu nic przesądzić się nie da. Chwilami brzmi to tak, jakby sugerowali, że Macierewicz robi dziwne rzeczy, bo ma dziwny charakter. W pewnym momencie proponują takie wyjaśnienie zagadki: Macierewicza traktowano ulgowo, gdyż w latach 80. był ugodowy, chciał sojuszu z Jaruzelskim, rozbijał jednolity front opozycji przeciw reżimowi...
W tym rozumowaniu Gielewska i Dzierżanowski znowu zatrzymują się w połowie. Przecież gdy służby specjalne zamierzają rozbijać opozycję używając kogoś jako narzędzia - to chcą kimś takim sterować. Nie puszczą go samopas, muszą jakoś go kontrolować. Zwerbować, zaszantażować lub omotać. Tym bardziej, że w komunizmie misją i zadaniem służb specjalnych było kontrolowanie wszystkiego. Co więcej, łagodniejsze traktowanie Macierewicza przez SB miało miejsce wcześniej, już w drugiej połowie lat 70. Jeszcze zanim zaczął głosić konieczność ugody z komunistami.
Też będzie Pan opisywał treść nagrań z mieszkania Macierewiczów?
Nie, tego u mnie nie będzie. Zrobiłbym coś takiego, gdyby tam były treści istotne z punktu widzenia politycznego. Mnie nie interesuje życie prywatne Antoniego Macierewicza. Interesuje mnie tylko to, dlaczego on tak bardzo szkodzi Polsce.
Jeśli chodzi o żonę, to analizuję wyłącznie sprawę jej paszportu. Ze względu na działalność jej męża, komuniści oficjalnie zakazali Hannie Macierewicz wyjazdów do krajów kapitalistycznych. Jednak na początku 80. wystąpiła ona o zgodę na wyjazd do Anglii. Esbek Kazimierz Dzienia odpowiedział na to, że Hanna ma zakaz jakichkolwiek wyjazdów, nie tylko do krajów kapitalistycznych, ale... do tej Anglii niech sobie jedzie! I pojechała. Nie uważam, żeby rzucało to cień na osobę Hanny Macierewicz - jej uprzywilejowanie wynika z uprzywilejowania męża. Traktowano go ulgowo, a razem z nim rodzinę.
Co ciekawe, funkcjonariusz Dzienia pracował z esbekiem Wojciechem Kaszkurem, który miał rodzinno-służbowe powiązania z Moskwą i KGB. Kaszkur przy pomocy Dzieni wymusił na swoich przełożonych wypuszczenie Piotra Naimskiego do Stanów w 1981 r. A Naimski to najbliższy przyjaciel Macierewicza i jego prawa ręka od końca lat 60.
Co ciekawe, w 1984 r. Naimski wrócił do Polski z USA - i nie wiadomo, jak przekroczył granicę. SB próbowała dociec, jak to się stało, że Wojska Ochrony Pogranicza (ówczesny odpowiednik Straży Granicznej) przeoczyły wjazd prawej ręki Macierewicza do Polski. Z akt wynika, że zagadki nie udało się rozwiązać.
Politycy Ruchu Palikota kilka lat temu zarzucali żonie Antoniego Macierewicza, że współpracowała z SB.
Nie znalazłem potwierdzenia dla tych twierdzeń. Wiem, że miała ona kilka kontaktów z SB, które zostały na niej wymuszone przez esbeków. Ale nic nie wskazuje na to, żeby z tych kontaktów coś wynikło. W książce piszę wyraźnie, że nie znalazłem niczego, co rzucałoby cień na postawę Hanny Macierewicz.
Niestety, znalazłem fakty, które rzucają więcej niż głęboki cień na postawę Antoniego Macierewicza.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl