Świat"To tak jakby Polacy gadali po niemiecku!"

"To tak jakby Polacy gadali po niemiecku!"

"Polacy nie gęsi i swój język mają" - rzekł niegdyś Mikołaj Rej, pierwszy człowiek w historii, piszący wyłącznie po polsku. W tym sensie nas, Białorusinów, można by nazwać gęśmi. Z tym, że język swój mamy - lecz go nie używamy.

- Jak to jest możliwe, że Białorusini nie mówią po białorusku? - pytał mnie kiedyś zdumiony kolega ze studiów, na które przyjechałem do Polski. - To tak, jak by Polacy gadali po niemiecku!

No właśnie: jak to jest możliwe? - pytałem wtedy sam siebie.

"Language-killer"

Białoruś jest najbardziej zrusyfikowaną republiką byłego ZSRR. W żadnym innym zakątku dużego imperium język rosyjski nie odcisnął tak znaczącego piętna.

– Język rosyjski, tak jak gdzie indziej angielski, był dla mniejszych języków imperium klasycznym „language-killer” („język-zabójca”) – mówi w rozmowie ze mną językoznawca Źmicier Sauka. – Pozostałe języki w Związku Radzieckim były swoistymi egzotyzmami, które pełniły funkcję dekoracyjną. Tak, jak np. na Hawajach możemy dziś spotkać nazwy hoteli, ulic i nawet drinków w języku rdzennych mieszkańców tych wysp. Jednak to nie znaczy, że język hawajski jest tam używany i ma jakąkolwiek przyszłość – dodaje lingwista.

Język wsi

Obecność języka rosyjskiego na ziemiach białoruskich bierze swój początek jeszcze w czasach carskiej Rosji. Jednak, wraz z urbanizacją i rozwojem współczesnych środków komunikacji, prawdziwą dominację uzyskał on tu dopiero w drugiej połowie XX wieku. Siłą rzeczy ostatnią, by tak rzec, ostoją języka białoruskiego pozostała wieś.

Na przełomie lat 80-90 Białoruś uzyskała niepodległość na fali odrodzenia rodzimej kultury i właśnie języka. Jednak, w ocenie większości ekspertów, szansa na to została zaprzepaszczona w 1994 roku wraz z przyjściem do władzy Aleksandra Łukaszenki.

– Rozmawialibyśmy po białorusku, gdyby w tym języku mówiły władze, prezydent – taką odpowiedź na pytanie „Dlaczego nie rozmawiamy po białorusku?” często wypada słyszeć od zwykłych Białorusinów.

Wstyd się przyznać

Obecny lider Białorusi, były kierownik kołchozu, jest klasycznym przykładem typowego mieszkańca tego kraju, któremu wiekami wpajano wstyd do własnego języka i który, przenosząc się ze wsi do miasta, wyzbywa się przymiotów swojego pochodzenia.

Łukaszenka nigdy nie mówił w czystym języku rosyjskim i, tak jak spora część mieszkańców Białorusi, w życiu codziennym używa „trasianki” – lingwistycznej mieszanki, bazującej na rosyjskim, lecz zawierającej dużo cech leksykalnych i fonetycznych języka białoruskiego. Z tego powodu właśnie przy nim stopień rusyfikacji społeczeństwa białoruskiego osiągnął największych rozmiarów w historii. Został niemal całkowicie wyparty ze szkolnictwa, z mediów, z życia publicznego.

– 20 lat temu trudno było spotkać na Białorusi osobę, która nie rozumie języka białoruskiego – wspomina Źmicier Sauka. Owszem, większość mieszkańców miast go nie używała, ale rzadko kto miał problemy ze zrozumieniem. Dziś takich osób jest coraz więcej, przede wszystkim wśród młodych. I to jest niestety smutny owoc polityki aktualnych władz Białorusi oraz wielka tragedia młodego pokolenia Białorusinów. Ludzie urodzeni za rządów Łukaszenki już nawet nie rozumieją języka swoich dziadów i pradziadów – reasumuje językoznawca.

Język kontrkultury

Nawet specjaliści nie mogą dziś oszacować, ile Białorusinów używa na co dzień rodzimego języka. Zapewne ich liczba nie przekracza kilku procent. Pole użytkowników jest bardzo specyficzne i reprezentowane przez dwie skrajne grupy: z jednej strony to starsi mieszkańcy wsi, z drugiej – garstka wykształconych mieszkańców miast, inteligencja. Są to często osoby, które zaczęły używać języka białoruskiego w pewnym momencie swojego życia.

Zwykle są uważani za dziwaków – w sklepie, na ulicy i nawet w rodzinie. U entuzjastów, troszczących się o zachowanie języka, na porządku dziennym są sytuacje, kiedy cała rodzina rozmawia po rosyjsku, a ty z nią – po białorusku, kiedy mąż używa białoruskiego, a żona rosyjskiego, itd.

Jednocześnie w czasach Łukaszenki białoruski stał się językiem kontrkultury. Wraz ze zniesioną przez niego symboliką narodową (zastąpioną przez flagę i godło z czasów radzieckich) stał się swoistym sztandarem walki o wolność i sprzeciwu wobec autorytarnych rządów. Również dlatego używanie j. białoruskiego na co dzień nabrało podtekstu politycznego, a osoba ostentacyjnie mówiąca po białorusku od razu staje się podejrzana w oczach przedstawicieli władz.

Białoruś „drugą Irlandią”?

Prognozy odnośnie przyszłości języka białoruskiego są różne. Jedni wierzą, że Białorusini są w stanie powtórzyć drogę na przykład Czechów, którzy na początku XIX stulecia wyciągnęli rodzimy język z niebytu po kilku wiekach germanizacji. Warunkiem do tego miała by być odgórna polityka władz, które przyjdą na zmianę obecnym.

Jednak odwrotnym przykładem jest współczesna Irlandia. Większość dumnych potomków Celtów, lubiących akcentować swoją odrębność od anglików, w życiu codziennym nie używa rodzimego języka – wbrew wieloletnim wysiłkom władz tego kraju. Nie pomaga ani szkoła, ani prasa, ani telewizja.

Furtka do historii

Eksperci natomiast radzą spojrzeć bliżej. – Widzimy jak dosłownie na naszych oczach nastąpiło odrodzenie języka ukraińskiego – zauważa Źmicier Sauka. – Jego stan w momencie rozwiązania ZSRR niewiele się różnił od kondycji j. białoruskiego. Kiedyś w Kijowie osoba, mówiąca po ukraińsku, również była rzadkością. Dziś sytuacja zmieniła się zasadniczo, w dużej mierze dzięki woli tamtejszych elit rządzących – dodaje.

Z kolei autor tego artykułu nużące pytanie „Dlaczego rozmawiasz po białorusku?” w dobie, gdy większość jego rodaków tego nie robi, od pewnego czasu zbywa żartem: – Cóż, nawet jeżeli będę kiedyś ostatnią osobą na Ziemi, używającą języka białoruskiego, to przynajmniej… wpiszę się do historii.

Oby nie – dodam skromnie na koniec.

Aleh Barcewicz dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (139)