Trwa ładowanie...
19-02-2010 15:30

To początek końca Donalda Tuska?

Najpierw Donald Tusk podjął decyzję o niekandydowaniu w wyborach prezydenckich. Teraz, zamiast samemu wskazać kandydata, zwołuje partyjne prawybory, w których kandydat ma być wyłoniony z duetu Komorowski-Sikorski. – Tuska pociąga ryzyko, o czym świadczy wiele z podejmowanych przez niego działań. Postawił wszystko na jedną kartę, nie kandydując w tych wyborach, a wystawiając mniej znanych od siebie polityków. Gdyby Lech Kaczyński, czy ktokolwiek spoza Platformy, został prezydentem, to byłby to początek końca kariery Tuska – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską politolog dr Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego.

To początek końca Donalda Tuska?Źródło: PAP
d44t689
d44t689

Kandydat na prezydenta z ramienia Platformy Obywatelskiej będzie znany "przed Wielkanocą" – poinformował niedawno premier Donald Tusk. Zostanie on wyłoniony w partyjnych prawyborach. Kandydatami są Bronisław Komorowski i Radosław Sikorski. Wynik internetowych prawyborów będzie wiążący. O wadach i zaletach takiego rozwiązania, silnej potrzebie ryzyka Donalda Tuska i ewentualnych scenariuszach tegorocznych wyborów, rozmawiamy z dr. Rafałem Chwedorukiem, politologiem z Uniwersytetu Warszawskiego.

WP: *Anna Kalocińska: Donald Tusk zrobił dobrze, ogłaszając prezydenckie prawybory?*

Dr Rafał Chwedoruk: – I tak, i nie. Dobrze, bo w ten sposób pokazuje, że Platforma jest partią demokratyczną. Działa to również jako element zwiększenia zainteresowania opinii publicznej wyborami, jak i polską polityką w ogóle.

Dużą wadą takiego rozwiązania jest fakt, że rywalizacja obu polityków, zamiast ideowa, będzie przede wszystkim wizerunkowa. Zarówno Komorowski, jak i Sikorski, mają bardzo podobne poglądy. Przy czym nie mówię tu oczywiście o dotychczasowym doświadczeniu politycznym. Odnoszę wrażenie, że oprócz doraźnego czynnika, którym niewątpliwie jest tuszowanie afery hazardowej, mamy do czynienia z próbą swoistego testowania opinii publicznej. To znaczy, w przypadku Komorowskiego, chodzi o neutralizowanie wyborców lewicowych, tak, żeby powtórnie nie popełnić błędu z roku 2005. Przedstawiany jest on jako polityk umiarkowany, który od kilku lat nie wypowiada się źle o SLD. Sikorski natomiast z jego rodowodem twardej antykomunistycznej prawicy, jest w tych prawyborach kontynuacją eksperymentów, które już miały miejsce w przypadku Mariana Krzaklewskiego. Chodzi o ewentualne kłanianie się części wyborców PiS i pokazywanie, że w Platformie tradycyjny wzorzec antykomunistycznej prawicowości również jest obecny.

d44t689

WP: Kto będzie faworytem polityków PO?

– Nie ulega wątpliwości, że miażdżącą przewagę głosów zdobędzie Komorowski. Jest liderem przede wszystkim wśród tych działaczy partii, którzy działają w niej na co dzień.

Zauważmy, że prawie zawsze wybory parlamentarne w Polsce wygrywa opozycja. Tak samo jak w wyborach prezydenckich z reguły wygrywa nie ten, kto jest faworytem (poza rokiem 2000 i reelekcją Aleksandra Kwaśniewskiego). Platformie groziła sytuacja, w której kandydatem w wyborach byłby naznaczony przez elity partyjne Komorowski. Wówczas Sikorski mógłby z łatwością trafić do opinii publicznej jako lubiany przez nią dysydent, jako ktoś, kto działa wbrew establishmentowi własnej partii, kto jest niezależny, nie boi się itd. Mogłoby to uderzyć w wizerunek partii Donalda Tuska, która już z samej swojej nazwy jest pro-obywatelska. A tak, prawybory, których wyniki tak naprawdę są już przesądzone, zamykają krytykom PO usta. Nawet osoby, które sympatyzują z Sikorskim – jak Jarosław Gowin – nie będą miały tak silnych argumentów, co w sytuacji, w której to zarząd partii wskazałby Komorowskiego.

WP: Tusk popełnia błąd, nie kandydując w wyborach?

d44t689

– W zasadzie każdy ekspert mówi o tym, że gdyby Lech Kaczyński – czy w ogóle ktoś spoza Platformy – został prezydentem, mogłoby to oznaczać katastrofę dla Tuska.

Sądzę zresztą, wbrew licznym analizom, że Tusk ma w sobie bardzo silny instynkt ryzyka. Świadczy o tym wiele z podejmowanych przez niego działań. Tegoroczne wybory są nie pierwszą i myślę, że nie ostatnią sytuacją, w której stawia on wszystko na jedną kartę. Pamiętajmy, że jego polityczny rozwód z bliskim mu środowiskiem Unii Wolności – partii hołubionej przez media, która miała stały 10-procentowy elektorat – i rozpoczynanie wszystkiego od nowa, wiązało się z gigantycznym ryzykiem. Podobnym zresztą do tego, które miało miejsce po wyborach w roku 2005, kiedy PO miało pewną perspektywę współrządzenia z PiS-em, przy czym od początku wiadomo było, że to Platforma będzie cieszyła się większą sympatią, choćby – tak ważnych dla każdego ugrupowania politycznego – środków masowego przekazu. A mimo to Tusk zdecydował się wejść na wojenną ścieżkę, ryzykować kolejną kadencję walcząc w opozycji w imię tego, żeby później – niemal samodzielnie – sięgnąć po władzę.

Myślę, że decyzja o niekandydowaniu w wyborach prezydenckich jest właśnie takim zagraniem z gatunku ryzykownych. O tyle łatwiejszym dla Tuska, że Platforma jest obecnie partią rządzącą. Posiada więc on takie narzędzia do uprawiania polityki, których nie miał nigdy wcześniej. WP: Myśli Pan, że prawybory mogą negatywnie wpłynąć na wewnątrzpartyjne stosunki?

d44t689

– Jestem przekonany, że nie będzie miało to większego znaczenia. Celem Platformy – jeśli chodzi o jej funkcje jako partii – jest stanie się partią władzy. Taką, która będzie w stanie rządzić dłużej niż cztery czy osiem lat. Partią, która w znacznej mierze stopi się z aparatem zarówno władzy państwowej, jak i samorządowej. A taka partia musi być różnorodna. Tak było na całym świecie – od słynnej meksykańskiej Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej, po włoską chadecję w okresie powojennym. Żeby stać się partią władzy, trzeba zneutralizować opozycję. Jak to zrobić? Odbierając część wyborców i działaczy.

Platforma świadomie wystawia dwóch polityków, kojarzonych z innymi taktykami partii. Komorowski – umiarkowany, były członek Unii Demokratycznej, współpracujący w kwestiach obrony narodowej z politykami SLD, a z drugiej strony Sikorski, z jego pobytem w Afganistanie, amerykańskimi kontaktami itd. Tak właśnie buduje się partię władzy. W obecnych poczynaniach PO nie widziałbym słabości, a raczej konsekwentne, dostosowywanie struktur partii i systemu do długofalowego celu PO.

Inną rzeczą jest to, czy budowa takiej partii władzy będzie akurat dla rozwoju demokracji korzystna. Pod tym względem na pewno korzystniejsze byłoby, żeby obaj politycy Platformy – zarówno Komorowski jak i Sikorski – zasadniczo różnili się pod względem ideowym. Żeby wywołali jakiś zasadniczy spór tak, by w świadomości obywateli pojawiła się wiedza o tejże różnorodności.

d44t689

Obaj politycy są lubiani przez główny nurt mediów. Na swój sposób można powiedzieć, że Platforma, która miała kandydata z poparciem ok. 40% w postaci Tuska, nagle ma dwóch kandydatów, z których każdy będzie miał teraz ok. 20%. Może będą mieli mniejsze poparcie od Tuska, ale zbliżone.

WP: Czy z pewnych względów – na przykład takich, że Sikorski ma duże poparcie wśród ludzi młodych – nie byłoby lepiej, gdyby to on został reprezentantem PO w wyborach prezydenckich, niż – jak Pan sugeruje – Komorowski?

– Odpowiadając na to pytanie, przypomnę, że prezydentem Warszawy jest dziś Hanna Gronkiewicz-Waltz, angażująca się kiedyś w ruchy religijne. Przez co postrzegana była jako konserwatystka, pozornie daleka od sposobu myślenia większości polskiej młodzieży. Mimo to, jak się później okazało, bez głosu młodych ludzi przegrałaby w starciu z Kazimierzem Marcinkiewiczem o prezydenturę stolicy. Wyniki sondażu pokazują – co może być odbierane jako pewnego rodzaju paradoks – że jej zwolennikami są przede wszystkim osoby w wieku 18-24 lat. To pokazuje, że zwycięstwo w wyborach jest przede wszystkim zasługą PO jako partii i jej wizerunku, a nie polityka.

d44t689

Podobnie z Sikorskim. Może się on podobać bardziej niż Komorowski, ale tylko jak polityk PO. Jeśli mielibyśmy niezależnego Sikorskiego i Komorowskiego jako kandydata PO, to wygrałby Komorowski. Sikorski w ogóle nie istniałby w świadomości społecznej. O zwycięstwie decyduje tak naprawdę stempel partyjny, a Platforma – bez głosów najmłodszych pokoleń – prawdopodobnie byłaby w Polsce partią numer dwa, za PiS-em.

WP: Wróćmy jeszcze na chwilę do prawyborów. „Gazeta Wyborcza” insynuuje, że w ten sposób Tusk „odsuwa od siebie odpowiedzialność za wynik prezydenckiego wyścigu”. Podpisałby się Pan pod tym stwierdzeniem?

– Faktycznie, decyzję Tuska o niekandydowaniu postrzegam jako pewną formę ucieczki. Przy czym nie jest to, moim zdaniem, taka ucieczka, o jakiej pisze Wyborcza. Politycy partii Tuska są świadomi tego, że żelazny elektorat PO jest liczniejszy od żelaznego elektoratu PiS. Jakiego kandydata by więc nie wystawili w tych wyborach, to i tak będzie on faworytem. To jest kazus wyborów w Warszawie, kiedy kampania Hanny Gronkiewicz-Waltz była fatalna, a Kazimierza Marcinkiewicza znakomita (zrobił wszystko, co mógł, pozyskał wszystkich zwolenników, do których PiS mógł dotrzeć), a mimo to Platforma i tak skazana była na zwycięstwo. Myślę, że PO liczy na powtórkę tego scenariusza w skali ogólnopolskiej.

d44t689

Nawet jeśli kandydatem z ramienia Platformy będzie ktoś mniej popularny niż Tusk, to w oparciu o jej żelazny elektorat – jak i brak możliwości czerpania przez Lecha Kaczyńskiego z wyborców innych partii w drugiej turze – skazani są na zwycięstwo.

Tusk w ten sposób ratuje trochę sam siebie. Jako kandydat na prezydenta podlegałby nieustannej krytyce opozycji. Te argumenty, które mogłyby być bardzo silne wobec Tuska, nie zawsze mogą być zastosowane do obu kandydatów PO, zwłaszcza do Komorowskiego. Choćby afera hazardowa jest tak naprawdę sprawą dawnego Kongresu Liberalno- Demokratycznego, a więc partii Tuska. A członkiem KLD nie był ani Komorowski, ani Sikorski. Nie ulega wątpliwości, że opozycja – za sprawą afery hazardowej – dostała potężną broń, z której będzie mogła korzystać przez wiele miesięcy. A pamiętajmy, że być może głównym atutem PO jest Tusk. Więc być może jest to próba ratowania Tuska jako polityka niemal nieskazitelnego, za cenę rezygnacji przez niego z prezydentury. I za cenę tego, że wybory prezydenckie będą przez niego pewnie trochę bardziej emocjonujące niż się na to zanosiło.

Myślę, że działań PO nie determinuje obawa o wynik wyborów prezydenckich. Raczej mamy do czynienia z próbą ratowania Tuska jako polityka, jego autorytetu, kosztem tego, że nie zostanie on prezydentem. Ot, takie mniejsze zło.

Myślę, że PO nie chodzi o wynik, bo oni są go prawie pewni. Niezależnie od tego, który kandydat z ramienia partii startuje. Więc to jest raczej próba ratowania Tuska jako polityka, jego autorytetu, kosztem tego, że nie zostanie on prezydentem. Jak i tego, że ten wynik w wyborach może nie będzie tak imponujący, jak gdyby startował Tusk. Ot, takie mniejsze zło. WP: Przyjmijmy scenariusz, że do wyborów stają Komorowski i Lech Kaczyński, przy czym Komorowski wygrywa. Jakie niesie to za sobą zmiany dla Polski, zarówno na płaszczyźnie krajowej, jak i zagranicznej?

– Myślę, że to, kto zostanie prezydentem, będzie miało zdecydowanie większe znaczenie dla polityki wewnętrznej niż zewnętrznej. Wszyscy kandydaci – niezależnie od partii – tak naprawdę są niewolnikami lat 80. i 90., kiedy to wchodzili do polityki i kiedy kształtował się ich obraz świata. Różnice między nimi są w tej chwili wyłącznie ilościowe. Dopiero ktoś wywodzący się z młodszego pokolenia, kto kiedyś będzie odpowiadał za polską politykę zagraniczną, będzie mógł różne schematy przerwać. Poza tym pamiętajmy, że jeśli wygra kandydat PO, co zostanie potwierdzone w wyborach parlamentarnych, to zapewne czeka nas zmiana w konstytucji, która uczyni odpowiedzialnym za politykę zagraniczną wyłącznie premiera.

Jeśli PO wygra zarówno wybory prezydenckie, jak i parlamentarne – zwłaszcza, gdy sama będzie mogła tworzyć rząd lub konstytucję z jakimś koalicjantem – będzie to oznaczało zmianę ordynacji wyborczej w wyborach do parlamentu, co jest dużo ważniejsze od wyboru prezydenta. Bo tak naprawdę prezydent i tak ma ograniczone kompetencje. Natomiast zmiana ordynacji i przejście na jednomandatowe okręgi byłoby rewolucją. To oznacza natychmiastową anihilację pomniejszych partii, jak PSL czy SLD.

WP: Lech Kaczyński wystartuje w wyborach?

– Myślę, że tak. Jego nieobecność mogłaby zostać uznana za przyznanie się do niepowodzenia, jak i zdestabilizować PiS przed wyborami parlamentarnymi, równie ważnymi, o ile nie ważniejszymi, dla tego ugrupowania. Myślę, że gdyby Lech Kaczyński podjął decyzję o niekandydowaniu, to przynajmniej od roku miałby przygotowany jakiś alternatywny plan polityczny. Musiałby się przecież jakoś ze swojej decyzji wytłumaczyć, na przykład kwestiami zdrowotnymi. Skoro nic takiego nie ma miejsca, to, moim zdaniem, dobitnie świadczy to o tym, że Lech Kaczyński będzie ubiegał się o reelekcję.

WP: Istnieje możliwość, że zmieni – choćby nieznacznie – dotychczasowy kurs rządzenia?

– Uważam, że opinia o Lechu Kaczyńskim w istocie w Polsce jest opinią o drugiej fazie rządów PiS-u. Wszystko to, co się stało wówczas, zwłaszcza te negatywne aspekty, zostało przypisane Lechowi Kaczyńskiemu. Paradoks polega na tym, że trudno powiedzieć do końca, jakim prezydentem jest Lech Kaczyński. Patrzymy bowiem na niego nie tyle jak na prezydenta, co również poprzez pryzmat partyjny.

Moim zdaniem nie jest tak łatwo – mówimy o horyzoncie kilku miesięcy – mówić o zmianie wizerunku Lecha Kaczyńskiego. Zauważmy, że PiS próbowało kilka miesięcy przed wyborami do Parlamentu Europejskiego troszkę zwrócić się ku centrum, zmieniło retorykę. Jednak w trakcie samej kampanii, by zmobilizować najwierniejszych wyborców przywrócono wyrazistsze aspekty programu.

Podobnie jest z Lechem Kaczyńskim. W sytuacji, w której stałby się on prezydentem kochającym wszystkich wokół, prezydentem, który byłby tylko notariuszem wypełniającym papierki i poklepującym się z Donaldem Tuskiem przyjaźnie po ramieniu, to mogłoby to zdemobilizować elektorat PiS, elektorat, który jest niezadowolony z rządów PO, który w różny sposób boi się o swoją pozycję społeczną, utrzymanie poziomu zamożności, obawia się niektórych przemian kulturowych w świecie. I w ten sposób Lech Kaczyński mógłby w znacznej mierze pozbawić sam siebie zaplecza.

Rozmawiała Anna Kalocińska, Wirtualna Polska

d44t689
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d44t689
Więcej tematów