Tak, odczepcie się od Kościoła. Przestańcie powtarzać, by Kościół oddzielił się od państwa i by przestał je doić. Każdy ma prawo zabiegać o swoje, jak umie. Żądajcie oddzielenia państwa od Kościoła. To państwo przez swoje zepsucie korumpuje i demoralizuje Kościół, bo go faworyzuje w celu uzyskania ewidentnych korzyści. A nie ma takiego prawa.
Kiedy widzę toporną twarz prałata Jankowskiego, to mnie krew zalewa. Ale nie dlatego, że był tak żałosnym snobem, szpanerem i prawdopodobnie przestępcą seksualnym. To wszystko się zdarza, niestety. Rozwściecza mnie to, że cały zasmucający upadek Jankowskiego skończyłby się dawno, gdyby nie tchórzostwo państwa, jego funkcjonariuszy i wielu indywidualnych osób sparaliżowanych widokiem sutanny i krzyża.
Każdy robi to, w co wierzy. Również abp Głódź
Kiedy widzę uśmieszek "Ojca Dyrektora" to aż mnie ręce świerzbią. Ale nie dlatego, że tak bezczelnie żeruje na polskim państwie, doi tyle kasy, dostaje tyle przywilejów i zbiera takie absurdalne hołdy od urzędników publicznych. Wścieka mnie upadek mojego państwa, które przez tyle lat się do niego wdzięczy, podlizuje mu się, kupuje jego życzliwość za niebotyczne publiczne pieniądze, koncesje dawane kosztem publicznych dóbr i przymykanie oczu.
Kiedy widzę magnacko-szlagońskie obyczaje arcybiskupa Głódzia, to mnie cholera bierze. Nie dlatego, że mu zazdroszczę parku, który zabrał dzieciom i staruszkom, wódki, którą wypił, limuzyn, którymi się rozbija. Robi to, w co wierzy i to jest jego sprawa. Ale że państwo tak go obdarowuje publicznymi dobrami i że nie śmie pytać skąd bohater "Kleru" (podobnie jak wielu jego kolegów) ma na to wszystko kasę, to mnie oburza, jako obywatela.
Nie jestem antyklerykałem. Jako jeden ze świeckich redaktorów michalickiego miesięcznika "Powściągliwość i Praca" przez lata pracowałem i stykałem się z wieloma bardzo zacnymi księżmi. Znałem osobiście ks. prof. Tischnera, ks. Popiełuszkę, ks. bp. Chrapka. Miałem zaszczyt rozmawiać z Janem Pawłem II, z kardynałem Deskurem, z rodziną i współwięźniami prymasa Wyszyńskiego, z bp. Orszulikiem, ks. Zieją, z wieloma wybitnymi biskupami i księżmi. Mam wiele dobrych powodów, by tych ludzi szanować, a niektórych podziwiać. Bo wiele ryzykowali, wiele poświęcili i wiele włożyli w to, by nam było lepiej.
Nie mimo to, że w późnym PRL poznałem tylu zacnych i ofiarnych duchownych, ale właśnie dlatego, tak mnie oburza to, co niepodległa Polska zrobiła z kościołem katolickim. Bo go zdegenerowała. Jak bardzo, w ubiegłym tygodniu można było zobaczyć gołym okiem, gdy pod czujnym uśmieszkiem dyrektora Rydzyka rząd pląsał w Toruniu na melodię pieśni "Abba Ojcze", a jednocześnie w Trójmieście pęczniał skandal wokół opisanych przez "Gazetę Wyborczą" seksualnych oskarżeń wobec prałata Jankowskiego.
Patologia narastała latami
To nie stało się samo. Patologia narastała latami i dalej narasta. Im bardziej pustoszeją kościoły i prestiż duchownych słabnie, tym bardziej ekspansywnie Kościół domaga się państwowych pieniędzy i państwowego przymusu mającego wdrażać odrzucone przez większość katolików pomysły kościelnych radykałów oraz ultra radykałów Takie jak zakaz aborcji i in vitro, zakaz handlu w niedzielę, zakaz pracy w kolejne święta kościelne. Ale żądania Kościoła nie są dla mnie problemem. Każdy ma prawo żądać, czego mu potrzeba, lub czego sobie życzy. Problem powstaje dopiero, gdy państwo bezprawnie i nie bezinteresownie ulega takim żądaniom. To jest ewidentna korupcja - jeżeli nie w sensie ściśle kodeksowym, to w sensie moralnym i politycznym z pewnością.
Problem, który mam z naszym państwem nie polega jednak tylko na tym, że od czasu do czasu daje Kościołowi różne niesprawiedliwe wobec innych korzyści, których skala jest dziś wielomiliardowa. Może gorsze jest to, że funkcjonariusze państwa, którego obywatele mają liczne powody do dumy, tak tchórzliwie trzęsą portkami na widok sutanny. To jest dla mnie upokarzające. Ale jeszcze bardziej jest to upokarzające dla państwa, czyli dla Polski, w której imieniu oni występują.
To nie jest tylko problem "dobrej zmiany". PiS rządzi zaledwie trzy lata. A cała ta patologia trwa blisko trzy dekady. Od legendarnego dealu pozwalającego księżom sprowadzać zachodnie samochody bez cła, przez fatalny konkordat faktycznie wyjmujący instytucję Kościoła spod prawa, po skandaliczne działanie tzw. Komisji Majątkowej bezrefleksyjnie przekazującej instytucjom kościelnym gigantyczne majątki, do których często miały bardzo wątpliwy tytuł.
A jednocześnie wciąż działa szeroko rozpięty demoralizujący parasol ochronny nad przestępcami w sutannach. Nie chodzi tylko o przestępstwa seksualne, choć one są wciąż przez państwo tolerowane. Ani brylujący dziś w sejmowych ławach Prawa i Sprawiedliwości Stanisław Piotrowicz, który jako prokurator chronił księdza pedofila z Tylawy, ani prokurator z Elbląga, która użyła z ekspertyzy prof. Lwa-Starowicza, co jej było wygodnie, by chronić postępki ks. Jankowskiego, o ile wiadomo do dziś nie ponieśli za to żadnej kary. Takich przypadków bezkarnej urzędowej "szczególnej życzliwości" wobec coraz bardziej zdemoralizowanych duchownych jest bezlik. Większość z nich miała miejsce podczas poprzednich rządów.
Chory związek Kościół-państwo
Interesowność, tchórzostwo, nepotyzm funkcjonariuszy państwowych wywodzących się z bardzo różnych formacji politycznych sprawiły, że relacje między kościołem a państwem mają dziś w Polsce charakter mafijny. Nie myślę tylko o sytuacjach ściśle kryminalnych. Myślę o mafijnej kulturze, o patologicznym przenikaniu się różnych interesów i interesików - nawet tak banalnych, jak wymiana usług, gdy biskup czy proboszcz uświęca mszą lub obecnością faktycznie polityczną imprezę (jak miesięcznice smoleńskie, albo inspekcje min. Zielińskiego lub Macierewicza), a w zamian władza wysyła oddziały mundurowych by w godzinach pracy uwznioślali imprezy kościelne. To są zjawiska powszechne i występujące od dekad. A nie ma wątpliwości, że degenerują i państwo i Kościół.
Jak daleko ta patologia zaszła i jak bardzo naturalna się stała, było widać chociażby, gdy kapelan więzienny zaprzyjaźniony z oskarżonym o pedofilię księdzem wiedząc, iż jest filmowany, potraktował Tomasza Sekielskiego grubymi słowami na "k", a szef więziennictwa mógł tylko z nim "porozmawiać". Bo on tylko płaci kapelanowi pensję, a wyznacza go władza duchowna. Podobnie patologiczny układ działa w tysiącach polskich instytucji - między innymi w szkołach. Nie rozumiem, jak demokratyczne państwo mogło zgodzić się na to, że musi płacić, a nie ma prawa wymagać. A to stało się dawno i rozkłada wiele instytucji od lat.
I Kościół i państwo płacą za to wszystko coraz większą cenę. Kościół przez to słabnie i sprzeniewierza się swej podstawowej misji, bo kapituluje jako nauczyciel, kiedy zamiast przekonywać ludzi by postępowali zgodnie z jego wiarą, chce używać państwa, by nas do tego zmusiło. W ten sposób zamiast „uświęcać” świat i uszlachetniać człowieka - brutalizuje relacje społeczne i degeneruje człowieka do roli poddanego robiącego, co wolno a nie to co jest dobre. A państwo osłabia przez to wiarę obywateli w swoją racjonalną i uniwersalną naturę, bo demonstruje, że niezbyt wiele trzeba, by je skorumpować i skłonić do przyznania różnych specjalnych przywilejów. To jest niebezpieczne, bo skoro Kościół może, to inni też próbują budować sobie z państwem takie "specjalne relacje" i korupcyjna presja na urzędników staje się powszechna, a uleganie jej jest legitymizowane.
Gdy to wszystko widać tak dobrze, jak ostatnio, najłatwiej jest reagować wchodząc w
stare antyklerykalne buty. To nie jest bezzasadne, bo różni biskupi i księża wciąż się kompromitują słowami i czynami. Coś takiego się w polskim Kościele instytucjonalnym stało, że od paru dekad nie szło tam zbyt wielu mądrych i szlachetnych. A jeśli nawet tam byli, to nie koniecznie oni najsprawniej awansowali. Teraz widać skutki tej negatywnej selekcji.
To moje państwo, nie Kościoła
Kościół jest instytucją prywatną. Jako obywatel nie mam żadnego prawa ingerować w jego suwerenne decyzje personalne. Natomiast państwo jest moje. Przynajmniej w jakiejś cząstce.
Od państwa, jako obywatel, mam prawo oczekiwać, że będzie działało w interesie ogółu i że będzie wszystkich mniej więcej równo traktowało. Widząc patologię naszego własnego państwa jako obywatele mamy obowiązek żądać by się poprawiło i przestało demoralizować innych. A jakoś ciągle mu to uchodzi na sucho, bo obywatele milczą choć wiedzą doskonale, co się między państwem a Kościołem dzieje. Ta zmowa milczenia nareszcie teraz pęka. Trzeba ją ostatecznie zerwać przywołując do porządku państwo.
To jest może trudniejsze, niż zrzędzenie, że "Kościół to" albo "Kościół tamto", ale tylko tak można zatrzymać demoralizację państwa i Kościoła, a nas samych uchronić przed jej ponurymi skutkami.