"To obrazy jak po wojnie, nawet chleba nie można kupić!"
Mieszkająca w Tokio Polka kilkanaście minut temu skontaktowała się z zaniepokojonymi znajomymi w kraju. Przesłała Wirtualnej Polsce relację pełną dramatycznych szczegółów.
"Widziałam, jak mój biurowiec rusza się, jak kołyszą się przewody wysokiego napięcia i czułam, jak ziemia drży pod stopami. Japończycy nie panikowali. Po godzinie weszli do biurowca i dokończyli swoją pracę" - pisze. Dodaje, że ostatnie godziny były dramatyczne, czuć było 30 wstrząsów wtórnych, brakuje żywności w sklepach, zaczęła się "bezładna wędrówka ludów".
12.03.2011 | aktual.: 12.03.2011 19:40
Polka od około 20 lat mieszka wraz z mężem Japończykiem w miejscowości Tachikawa położonej 60 kilometrów na zachód od centrum Tokio i należącej do tokijskiego województwa miejskiego. Pracuje w stolicy Japonii. Od wczoraj znajomi z Polski i różnych stron świata próbowali nawiązać z nią kontakt. Dziś okazało się, że ostatniej nocy była zmuszona nocować w polskiej ambasadzie w Tokio. Do osób, które się o nią niepokoiły, dziś około godz. 11 polskiego czasu wysłała list.
"Przeczekałam wstrząs pod stołem”
"Dziękuję Wam za troskę. Chciałam poniższy tekst umieścić na ścianie dla wszystkich, ale jest za długi. Zdecydowałam się zatem wysłać go indywidualnie do osób, które do mnie napisały. Stad ten jego bezosobowy charakter" - pisze Internautka Wirtualnej Polski.
"W piątek, gdy Japonię nawiedziło to silne trzęsienie, znajdowałam się w centrum Tokio na czwartym piętrze 10-kondygnacyjnego biurowca. Przeczekałam wstrząs pod stołem. Mówiąc szczerze, wstrząs nie był aż taki silny. Wydaje mi się, że podobny zdarzył się już kiedyś. Trwał natomiast bardzo długo, ale zawsze takie wstrząsy subiektywnie odbierane są jako nie mające końca. Poza tym niewiele już pamiętam. To tak jak z bólem. Pamięta się, że np. ząb bolał, ale trudno odtworzyć towarzyszące temu emocje.
Po 15 minutach otrzymaliśmy polecenie opuszczenia budynku. Drugi silny wstrząs odczułam już na zewnątrz. Widziałam, jak mój biurowiec rusza się, jak kołyszą się przewody wysokiego napięcia i czułam, jak ziemia drży pod stopami."
Japończycy dokończyli swoją pracę
W dalszej części listu z Japonii czytamy: „Prawdą jest, że Japończycy nie panikowali. Po godzinie weszli do biurowca i dokończyli swoją pracę. Większych zniszczeń nie zauważyłam. Odpadła gdzieniegdzie farba ze ścian, jakaś listwa się oderwała.
"Nie miałam jak wrócić do domu. Metro i pociągi stanęły. Kursowały autobusy, jeździły taksówki, ale mnie to nie urządzało. Z centrum Tokio do domu mam około 50-60 kilometrów. Ponieważ znajdowałam się dwie stacje od polskiej ambasady, poszłam tam i poprosiłam o nocleg. Wróciłam do domu w sobotę ok. godz. 14.00. Mój mąż wrócił z pracy pieszo, szedł około trzech godzin.
Życie w Tokio dziś około południa wyglądało prawie normalnie. Jedynie niektóre sklepy i domy towarowe były zamknięte, pociągi nie jeździły wg rozkładu, niektóre linie kolejowe zawiesiły kursy."
„Jak po wybuchu wojny”
Wirtualnej Polsce kobieta opowiada o szczegółach ostatnich godzin. Trzęsienie ziemi jak zwykle przyszło nagle, współpracownice pomogły jej wejść pod stół. W pewnym momencie zaczęła się obawiać, że wstrząsy nigdy nie ustąpią. Po kilku minutach pracownikom polecono opuścić budynek, być może w obawie, że jeśli uszkodzone zostaną schody, ludzie nie będą mieli jak wyjść.
"Na zewnątrz czułam, że ziemia się trzęsie" – opowiada. "To rzadkie zjawisko. W Japonii nie ma dnia bez trzęsienia ziemi, ale najczęściej w ogóle ich nie odczuwamy. Pomyślałam wtedy, że być może to tylko moje wrażenie, podobne do tego, jakie mają ludzie po zejściu ze statku, jednak nie, ziemia trzęsła się naprawdę."
Jakiś czas po trzęsieniu ulicami miasta ruszyły setki ludzi. Nie mogąc korzystać z publicznego transportu, próbowali dostać się do domów piechotą.
"To były obrazki jak po wojnie, pozornie bezładna wędrówka ludów" – opowiada Polka. – "Widziałam np. ludzi z wielkimi walizkami, prawdopodobnie wcześniej mieli w planie podroż, trudności w transporcie zatrzymały ich na miejscu."
Oblężone były budki telefoniczne, bowiem trudno było uzyskać połączenie za pośrednictwem telefonów komórkowych. Dochodziły sms-y, ale np.:, żeby połączyć się z synem, Polka musiała wielokrotnie próbować.
W wielu punktach miasta na monitorach pokazywano informacje o zagrożeniu.
Ludzie wykupują żywność
Wczorajszej nocy w ambasadzie Polka otrzymała do swojej dyspozycji pokój gościnny. Nie mogła się skontaktować ze wszystkimi znajomymi, bo wyładowała się jej bateria w telefonie komórkowym, nie miała ze sobą ładowarki. Dziś wie, że przez cały czas u jej polskiej rodziny urywały się telefony. Na szczęście jej mamie udało się skontaktować z japońskim zięciem, który przekazał informację, że wraz z żoną są względnie bezpieczni.
Kiedy dzisiaj dotarła do domu, zorientowała się, że w okolicy nie ma dużych, widocznych zniszczeń. Na ulicach można zauważyć więcej policjantów i pracowników służb miejskich. Ze sklepów szybko znika żywność.
- Mąż właśnie przekazał mi informacje, że nie mógł kupić chleba – informuje Polka. – Od znajomych, którzy byli dziś na zakupach mam wiadomości, że żywność szybko znika ze sklepów. Niektóre osoby mają zniszczone różne domowe sprzęty – komuś potłukło się szkło, komuś zniszczyła kolekcja płyt. To jednak nic w porównaniu z sytuacją tych, którzy wczoraj byli na dotkniętych tsunami wybrzeżach.
W japońskiej telewizji non-stop podaje się w kilku językach informację o zagrożeniu kolejnymi falami tsunami. Na mapie Japonii zaznaczone są konkretne prefektury, mieszkańcom których poleca się natychmiastową ewakuację.
Co przyniesie jutro?
Polka ma świadomość, że to nie koniec sytuacji kryzysowej. Kolejne silne wstrząsy mogą nadejść w każdej chwili.
- Moje życie w Tokio już nie będzie takie samo – mówi. – Myślę, że już nigdy nie wyjdę z domu bez butelki wody, pieniędzy, naładowanej baterii w komórce i ładowarki.
Każda osoba mieszkająca w Japonii ma własny, prosty system informujący natychmiast o sile trzęsienia ziemi. Jedni stawiają na stołach szklankę z wodą i obserwują drgania na powierzchni płynu. Wczoraj, będąc jeszcze w biurze, Polka powiesiła na oparciu krzesła szalik i obserwowała jego falowanie. W domu obserwuje, czy kołyszą się sznurki na co dzień służące do zapalania lamp. Jeśli zaczną pracować jak wahadło, będzie to znak, że trzeba znów schować się pod stołem.
Konstrukcja większości japońskich domów sprawia, że nawet dość silne wstrząsy są przez mieszkańców słabo odczuwalne. Japończycy wierzą, iż specjalne rozwiązania architektoniczne pomogą im przetrwać nawet potężne kataklizmy. To dlatego zaleca się, by podczas trzęsienia ziemi zostać w budynkach.
- Znajoma akurat wczoraj odwiedzała urząd imigracyjny – mówi Polka. – Okazało się, że cudzoziemcy byli mniej zdyscyplinowani niż Japończycy, bo wszyscy uciekli na ulice.
Jak dotąd nasza rozmówczyni odczuła około 30 silniejszych wstrząsów wtórnych. Wszyscy mają nadzieję, że kolejne okażą się mało dotkliwe.