To nie ta Madonna

Matka Boża Częstochowska ma twarz piosenkarki Madonny – to okładka pisma „Machina”. To typowa prowokacja, która przez wywołanie skandalu ma zachęcić ludzi do kupienia pisma. A jednak ten plan pokrzyżowała... grupka młodych ludzi.

To nie ta Madonna
Źródło zdjęć: © WP.PL

17.02.2006 | aktual.: 17.02.2006 11:28

Spod welonu Matki Bożej Częstochowskiej wylewa się... blond fryzura. Piosenkarka Madonna, znana ze skandali seksualnych, ma czarny płaszcz w złote lilie i złotą aureolę. Trzyma na ręku swoją córkę, która podobnie jak Jezus unosi w górę dwa palce. Żeby parodia była pełna, w oczy bije też umieszczony obok tytuł „Cycki”. – Uznaliśmy, że trzeba bronić wartości, które są o wiele ważniejsze niż my sami – mówi pani Joanna. – Dzisiaj żadnej grupy ludzi nie wolno obrażać, tylko chrześcijan można. W dzisiejszą kulturę Zachodu jest wpisana jakaś Chrystofobia. Czy mamy przepraszać za to, że jesteśmy katolikami? Pomyśleliśmy więc, że trzeba głośno powiedzieć: „Jestem katolikiem i nie przepraszam za to. Szanuj mnie i moją wiarę” – mówi. Joanna i ludzie podobnie myślący skrzyknęli się więc i założyli w Internecie stronę tolerancja.net. Ogłosili na niej... bojkot firm, które zamieściły reklamy w czasopiśmie „Machina”. Zachęcili, żeby katolicy wysyłali kulturalne listy do tych firm z informacją o przyczynach bojkotu.
Listy chodzą setkami

I lawina ruszyła. Pierwszego popołudnia na ich stronę zajrzało siedemset osób. Drugiego dnia 5 tysięcy. Trzeciego 14 tysięcy. – A czwartego dnia już nie mogliśmy ich policzyć, bo padł nam serwer ze względu na przekroczony limit przesyłu... Ludzie wysyłają codziennie do tych firm setki listów. Jesteśmy zaskoczeni, że nasza akcja ma taki rozmach, nie byliśmy na to przygotowani – uśmiecha się Piotr, jeden z pomysłodawców bojkotu.

Efekty akcji są piorunujące. Współpracę z »Machiną« wstrzymali dwaj potentaci: firmy Orange i Philips. Rzecznik Orange Jacek Kalinowski uprzejmie odpowiedział na listy: „Szanowny Panie, prezentując swoją ofertę handlową magazyn Machina nie przedstawił nam swojej okładki, niestety. Jego przedstawiciele nie wspominali również o tym, że zamierzają drwić z czyichkolwiek uczuć religijnych (...). Zrezygnujemy z publikowania kolejnych reklam w tym magazynie”. Listę firm, które nie wycofały reklam z „Machiny”, można wciąż znaleźć na stronie internetowej: tolerancja.net.

„Nie było i nigdy nie będzie naszym celem obrażanie niczyich uczuć religijnych czy jakichkolwiek innych. Jesteśmy zdziwieni próbą takiej interpretacji” – napisał jednak w oświadczeniu Piotr Metz, redaktor naczelny „Machiny”. – Jasne, oni nie wiedzieli, że Polacy szanują Matkę Bożą. I to niecały rok po śmierci Papieża – kiwa głową jeden z twórców strony tolerancja.net. – Przecież nawet w kulturze popularnej największą obelgą jest obelga wobec twojej matki. Większą niż przeciwko tobie samemu – mówi.

Wejście przez skandal

Do tej pory metoda wejścia na rynek przez prowokację w Polsce działała. Kiedyś na ekrany wchodził „Ksiądz”, film tak słaby, że w normalnych warunkach nie wybrałby się na niego pies z kulawą nogą. Ale otoczka skandalu sprawiła, że grupy starszych ludzi przyszły na małe pikiety pod kinami. Pokazała to telewizja, a wtedy bilety na „Księdza” zaczęli kupować zaciekawieni ludzie.

Być może na coś podobnego liczyli wydawcy „Machiny”. Jednak ludzie zamiast demonstrować, uderzyli ich w najczulszy punkt: w kieszeń. „Machina” próbuje więc przekonać inne media, że wyrażanie sprzeciwu wobec takiej okładki to cenzura i zagrożenie wolności. – Ale przecież wolność człowieka tam się kończy, gdzie zaczynają się słuszne prawa innych ludzi! – mówi Joanna. – To przykre, że radykalne środowiska lewicowe rozumieją wolność tak: „nam wolno wszystko, a wam, katolom, nic” – stwierdza. – Czy redakcja tłumaczyłaby wolnością sztuki żartobliwą okładkę z ofiarami tragedii katowickiej? – pyta. Kim są ludzie, którzy wymyślili bojkot? – 95 procent z nich w życiu nie widziałam, znamy się z Internetu. Mają najróżniejsze zawody. To młodzi ludzie, sądząc po głosach – mówi Joanna. Wolą nie podawać swoich nazwisk, bo zaczęły przychodzić listy z pogróżkami. W Ameryce w takich bojkotach biorą udział już nie tysiące chrześcijan, ale miliony. – Bojkot to wielka broń. Bez przemocy i obrażania kogokolwiek mówimy: moje
pieniądze są tak samo dobre jak twoje. To nie wszystko jedno, kogo wspieram moimi pieniędzmi. Jeśli jakaś firma wspiera na przykład programy aborcyjne, to ja przez kupienie ich produktu pośrednio się do tego dokładam. Niech firmy same ocenią, czy opłaca im się wykluczać chrześcijan z grona swoich klientów – mówi Joanna.

Czy będą następne takie akcje? – Dostaliśmy taki ogrom głosów wsparcia, że nie możemy już powiedzieć: „to niepotrzebne”. Jednak za wcześnie mówić o innych akcjach. Ta się jeszcze nie skończyła. Mamy nadzieję, że następne nie będą konieczne – mówi Joanna.

Piotr Legutko, publicysta, współpracownik GN

Wydawca „Machiny” całkowicie świadomie sprofanował na okładce pisma Czarną Madonnę. Zrobił to, by przyciągnąć uwagę mediów i przebić się do publicznej świadomości z informacją o powrocie tytułu na rynek (co nie jest rzeczą łatwą). Jego ostentacyjne zdziwienie, czy wręcz zaskoczenie faktem, że obraził uczucia religijne milionów Polaków, nie są niczym innym, jak tylko dalszą częścią starannie wyreżyserowanej kampanii promocyjnej. Nie mamy tu do czynienia z jakimś nieporozumieniem, brakiem wrażliwości czy wyobraźni, ale z przeprowadzoną „na zimno” prowokacją. Z wyreżyserowanym skandalem. Świadczy o tym choćby staranny wybór obiektu profanacji. Chodzi przecież nie tylko o słynący cudami obraz, ale o symbol tożsamości patriotycznej i religijnej, ważny dla większości Polaków. Wstrząśnięci prowokacją ojcowie paulini w specjalnym komunikacie przypomnieli, iż znak Ikony Jasnogórskiej pełnił w czasie rozbiorów nawet rolę godła narodowego. Wykorzystanie go na okładce jako „oprawy” dla gwiazdy współczesnej popkultury
nie mogło pozostać niezauważone. Skandal i rozgłos był gwarantowany, zwłaszcza w czasie, gdy głównym tematem debaty publicznej są granice wolności słowa. I o to wydawcy chodziło.

Ta sprawa na pewno nie dotyczy granic wolności wypowiedzi artystycznej. Jest klasycznym przykładem nadużywania tej wolności w sposób całkowicie świadomy, celowy. Nie ma tu mowy o kontrowersji, wszystko jest jasne. Oczywiście bywa często tak, że symbole religijne funkcjonują w sferze publicznej, zwłaszcza reklamowej, jako pozbawione kontekstu znaki, a twórcy korzystający z nich nie mają ani złych intencji, ani nawet świadomości, że naruszają jakieś tabu. Na tej zasadzie wszystkie kampanie związane z okresem Bożego Narodzenia obficie czerpią z ikonografii religijnej. Bez względu na porę roku, można zresztą bezkarnie igrać w reklamach z diabłem i aniołem, przebierać aktorów w habity i sutanny, nie urażając niczyich uczuć, co najwyżej dobry smak. Istnieje jednak niepisana granica, której się w reklamach nie przekracza. Jest nią symbolika będąca bezpośrednim obiektem kultu. Mnich kuszący pleśniowym serem nie należy do sfery sacrum, ale już Czarna Madonna zdecydowanie tak. Umieszczenie Jej wizerunku na okładce
pisma w masce gazowej (jak to przed laty zrobił tygodnik „Wprost”) zostało uznane za ewidentne przekroczenie granic wolności wypowiedzi. Od tamtej awantury symbolika z samego centrum wiary, najważniejsze dla chrześcijan pojęcia i obrazy pojawiały się w polskich reklamach tylko wtedy, gdy ich twórcy świadomie dążyli do wywołania skandalu.

Przemysław Kucharczyk

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)