To mogła być przyczyna zachowania matki Madzi
- Obawiam się, że po sekcji okaże się, że mała Madzia zamarzła, a nie zmarła wskutek urazu – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską psycholog dr Aleksandra Sarna. Pytana o przyczyny zachowania matki Madzi - jeśli wersja kobiety o wypuszczeniu dziecka z rąk potwierdzi się - odpowiada, że kobieta mogła działać pod wpływem zespołu stresu ostrego, albo – z chęci chronienia siebie.
03.02.2012 | aktual.: 08.02.2012 14:03
Dr Sarna wskazuje na dwie przyczyny ewentualnego działania matki Madzi. Mógł być to zespół stresu ostrego, czyli odpowiedź organizmu na nagłe bardzo traumatyczne wydarzenia, jak właśnie wypuszczenie dziecka z rąk. – Jest on na tyle silny, że człowiek faktycznie nie wie, co robi – mówi ekspertka. Zaznacza, że nie ma reguł, a zespół może przebiegać bardzo indywidualnie. – To zależy i od czynników socjalizacyjnych, i od wydarzenia, więc reakcje mogą być bardzo różne – podkreśla.
Za drugą ewentualną przyczynę zachowania mamy Madzi ekspertka uważa chęć chronienia siebie. – Nie wątpię, że matka kochała to dziecko. Natomiast jest coś silniejszego niż miłość macierzyńska i jest to przede wszystkim chęć chronienia siebie: zachowania życia, zdrowia czy wolności – mówi psycholog. Przy czym zaznacza, że chronienie siebie ponad chronienie dziecka jest wyrazem pewnej patologii, np. rozwoju osobowości
- Jestem przekonana, że to był przypadek – tak psycholog odnosi się do ewentualnej możliwości umyślnego spowodowania śmierci dziecka. Zaznacza, że cokolwiek nie byłoby przyczyną działań matki, faktycznie odczuwała ona ból po stracie dziecka.
Myślę, że mąż wiedział
Psycholog nie wierzy, że najbliżsi członkowie rodziny nic nie wiedzieli o poczynaniach matki Madzi: – Cała ta akcja stworzenia okoliczności porwania wymagała udziału osób trzecich. Nie ma więc takiej opcji, że nikt nie wiedział. Myślę, że mąż wiedział.
Pytana, czy zachowanie męża też można tłumaczyć szokiem, odpowiada, że nie. – Szczególnie, że od początku sprawiał wrażenie dość opanowanego, zdystansowanego. To, że na badaniu wariografem nic nie wyszło, nie przekonuje mnie. To nie jest jakieś supernarzędzie. Był to natomiast bardzo dobry chwyt na to, żeby matka pękła. Nabrała przekonania, że prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw – zaznacza.
Psycholog zwraca też uwagę, że dziecko mogło jeszcze żyć po tym, jak wypadło matce z rąk. - Dzieci są tak "zaprojektowane", że, na szczęście, potrafią tego typu nieszczęśliwe wypadki przeżyć. Obawiam się, że po sekcji okaże się, że mała Madzia zamarzła, a nie zmarła w skutek urazu. I wtedy mama Madzi naprawdę oszaleje - mówi ekspertka.
Magda zaginęła we wtorek 31 stycznia, wieczorem. Jej matka twierdziła, że została napadnięta, straciła przytomność, a gdy się ocknęła, dziewczynki nie było już w wózku. W czasie przesłuchań kobieta mówiła też, że miała wrażenie, iż w czasie jej spaceru z dzieckiem w stałej odległości szedł za nimi wysoki mężczyzna. Podała jego pobieżny rysopis, ale policjantom nie udało się zebrać wystarczająco dużo informacji, by przygotować jego portret pamięciowy.
Na konferencji detektyw Rutkowski powiedział, że matka dziecka przyznała, że zdarzył się wypadek. Dziecko wysunęło jej się z rąk i upadło, uderzając główką o próg. Wcześniej matka Madzi odmówiła badania wariografem, ponieważ była w złym stanie psychicznym. Z kolei badaniu został poddany ojciec sześciomiesięcznej dziewczynki, jego wynik był pozytywny - mówił Rutkowski.
Mama Madzi twierdzi, że zwłoki dziecka zakopała pod drzewem, ale nie była w stanie określić dokładnie miejsca. Nie chciała też osobiście wskazać miejsca ze względu na zły stan psychiczny.
Rutkowski: zachowanie matki nie było normalne
Krzysztof Rutkowski na konferencji prasowej (przeczytaj całość: "Chciała ukryć dziecko, żeby nie zostało znalezione")
powiedział, że zachowanie matki nie było normalne; chodziło o poddanie się badaniom wariografem: - Dla nas, badania wariograficzne nie stanowią dowodu winy, natomiast reakcje przed badaniem są istotne i ważne.
Detektyw powiedział, że dzień poprzedzający badanie zachowywała się nerwowo. Rozbiła mężowi głowę drzwiami. Czuła, że może być coś, co wykaże jej winę. Katarzyna przyznała się również, że wchodziła na stronę internetową o tym, jak przygotować się do badań wariograficznych. - To tragiczna sytuacja dla rodziny. Według mojej wiedzy mąż nie miał o niczym pojęcia - mówi detektyw.