Atakują z lądu i powietrza. Wojska Putina próbują wedrzeć się do Siewierodoniecka

Rosjanie próbują zdobyć jeden z ostatnich dużych punktów oporu Ukraińców w obwodzie ługańskim w Donbasie. Szef lokalnych władz przekazał, że trwa wielka bitwa o Siewierodonieck. Miasto jest atakowane przy pomocy artylerii i lotnictwa.

Atakują z lądu i powietrza. Wojska Putina próbują wedrzeć się do Siewierodoniecka
Atakują z lądu i powietrza. Wojska Putina próbują wedrzeć się do Siewierodoniecka
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | ALEXANDER ERMOCHENKO / Reuters / Forum
Maciej Zubel

26.05.2022 | aktual.: 27.05.2022 01:59

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Szef władz obwodu ługańskiego Serhij Hajdaj podkreślił, że mimo natarcia znacznych sił wroga, ukraińska armia wciąż stawia opór. Główne walki toczą się w okolicach liczącego ponad 100 tys. mieszkańców Siewierodoniecka, a samo miasto wciąż nie zostało przejęte przez Rosjan.

"Nasi obrońcy walczą w okolicy Zołotego i Kateryniwki. W Toszkiwce rasiści (Rosjanie - red.) zostali pogonieni, Siły Zbrojne Ukrainy umocniły pozycje" - napisał Hajdaj.

Podkreślił, że zacięte walki trwają też o kontrolę nad trasą Lisiczańsk-Bachmut, która jest teraz główną drogą łączącą Donbas z resztą Ukrainy.

Zobacz też: Rosja przyłączy Białoruś? Niepokojąca analiza. "Łukaszenka pod ścianą"

Hajdaj przekazał, że Rosjanie ostrzeliwują ten odcinek, chcąc odciąć siły ukraińskie od zaopatrzenia oraz zablokować możliwość ewakuacji mieszkańców oraz przewożenia transportów humanitarnych.

Mimo zaciekłych ataków wroga przejazd tą drogą - choć bardzo niebezpieczny - to jednak wciąż jest możliwy.

"Oddział bandytów". Rosjanin opisał wszystko żonie

Tymczasem na jaw wychodzą kolejne dowody bestialstwa, którego dopuszczają się Rosjanie w Ukrainie. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy przechwyciła kolejną rozmowę rosyjskiego żołnierza z żoną. Rosjanin chwali się w niej, jak za pomocą granatów "sprzątają piwnice", w których przed ostrzałem schronili się cywile.

- Wiesz jak? Nie pytamy, kto tam jest. Rzucamy granatami. Mamy oddział zwany "oddziałem samobójców" i "oddziałem bandytów" - mówił żonie żołnierz, który był w obwodzie charkowskim.