To jest prawdziwa liczba ofiar epidemii. Aptekarz odkopał ją z danych GUS
Już prawie 90 tys. zgonów nadmiarowych odnotowano w tym roku w Polsce. To zarówno oficjalne jak i te wymykające się statystykom Ministerstwa Zdrowia dane na temat liczby ofiar COVID-19. Z opracowania Łukasza Pietrzaka, farmaceuty, który analizuje zgony, wynika, że koszty społeczne niewprowadzania obostrzeń w województwach lubelskim i podlaskim są zatrważające.
- Nie rozumiem, dlaczego politycy z taką satysfakcją mówią, że w woj. lubelskim i podlaskim już spadają zakażenia. Poradziliśmy sobie z falą zakażeń bez dodatkowych obostrzeń i trudnych decyzji. W ciągu pięciu tygodni szczytu IV fali zmarło tam o 70 proc. więcej ludzi niż zazwyczaj. To potworny rachunek za ignorancję i brak decyzji ograniczających epidemię - mówi Wirtualnej Polsce Łukasz Pietrzak, farmaceuta i kierownik warszawskiej apteki, który w trakcie epidemii zajmuje się analizą danych o śmiertelności wśród Polaków.
Oficjalnie Ministerstwo Zdrowia potwierdziło w 2021 roku ponad 54 tys. zgonów związanych z COVID-19. Według Pietrzaka prawdziwa liczba ofiar na ten moment to jednak 89,6 tys. Tyle wynosi liczba tzw. zgonów nadmiarowych, czyli odbiegających od średniej z lat przed epidemią. Rozmówca WP obliczył je na podstawie danych Głównego Urzędu Statystycznego. Wyciągnął z GUS liczbę wszystkich zarejestrowanych zgonów od 2000 r. i porównał liczbę zgonów od początku pandemii do średniej z pięciu poprzednich lat.
Polska jednym z niechlubnych liderów Europy
Jego zdaniem obraz, który wyłania się z tego porównania jest zatrważający i świadczy o skali depopulacji Polski. W trakcie epidemii, czyli od marca 2020 roku, łączna liczba ofiar (zgony nadmiarowe) to 178 tys. osób. W 2021 roku do połowy listopada zmarło w sumie 450 tys. osób (łącznie, ze wszystkich przyczyn) - te zgony na poniższym wykresie oznaczone są wybijającą się mocno czarną linią. To rekord w stosunku do poprzednich lat, który na koniec roku najprawdopodobniej zaokrągli się do pół miliona. Przerywana linia pokazuje z kolei skalę zgonów od początku pandemii, ale z odjęciem ofiar COVID-19 ujętych w oficjalnych rejestrach - ta linia nadal znacząco wybija się ponad statystyki z poprzednich lat, co pokazuje, jak dużo zgonów umknęło covidowym raportom.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
- Rządzący politycy powinni być szczegółowo rozliczani przez media z tragicznego bilansu epidemii. Na tle innych europejskich krajów jesteśmy jednym z liderów. Możliwe, że wyprzedzają nas tylko Bułgaria i Węgry - mówi dalej Pietrzak.
To aluzja do wypowiedzi ministra zdrowia Adama Niedzielskiego. Przed tygodniem w wywiadzie dla RMF FM szef resortu powiedział, iż nie ma potrzeby zaostrzania restrykcji. - Przypadek lubelskiego i Podlasia pokazuje, że postępowanie, które wdrażamy, jest racjonalne, pragmatyczne i póki co się sprawdza - dowodził.
500 ofiar dziennie. Ciężko zagląda się w szczegóły
- Obserwujemy, że epidemia przetacza się na zachód kraju, za falą zakażeń kroczy w odstępie dwóch tygodni fala zgonów i zmiata ludzi - mówi dalej Pietrzak.
- Kiedy Ministerstwo Zdrowia podaje informację o 500 zgonach dziennie, ta liczba niewiele mówi o samych ofiarach. Można jednak zajrzeć do bardziej szczegółowej ministerialnej bazy BASIW i tam są informacje o osobach z konkretnych miast i powiatów na Lubelszczyźnie. Są dzieci, 20- i 30-latkowie, bez chorób współistniejących. Jak się patrzy na ten gąszcz zapisów, aż trudno o tym myśleć. Stają przed oczami dramaty rodzin - zwierza się farmaceuta.
Tłumaczy, że wśród zgonów nadmiarowych są zarówno osoby ze zdiagnozowanym COVID-19, jak też i te, które postanowiły przechorować w domu, omijając testy i których zgony umknęły oficjalnym statystykom covidowym. Pozostałe ofiary to pacjenci z innymi problemami, którzy w momencie kryzysu służby zdrowia nie otrzymali na czas pomocy lekarskiej.
- Zgony nadmiarowe nasilają się wraz z falami zakażeń, ale na przykład latem nie było ich tak wiele. Dlatego właśnie te dane najlepiej dokumentują rzeczywistą liczbę ofiar epidemii. Nie da się im w żaden sposób zaprzeczyć, bo opierają się o raporty z urzędów stanu cywilnego - tłumaczy Pietrzak.
- Kiedy minie pandemia, jeszcze przez lata będziemy widzieli w statystykach ofiary aktualnego kryzysu w służbie zdrowia, czyli przypadki śmierci po niewykrytych nowotworach i nieleczonych chorobach przewlekłych - podsumowuje rozmówca.