"To jakaś kpina". Tak przedsiębiorcy oceniają pomoc rządu
Przedsiębiorcy nie mają wątpliwości, że na rządową pomoc w ramach tarczy branżowej może liczyć jedynie 10 procent polskich firm. Przypomnijmy, że wsparcie ma polegać na zwiększeniu liczby kodów PKD. - Tak źle to jeszcze nie było - mówią w rozmowie z Money.pl. I wskazują też na wyraźne nierówności w tej sprawie.
Polscy przedsiębiorcy w rozmowie z Money.pl skomentowali rozszerzenie rządowego wsparcia finansowego dla firm dla kilkunastu kolejnych branż PKD. Łącznie liczba kodów (określających branżę i rodzaj działalności przedsiębiorcy) ma się powiększyć do około 60.
Wśród nowych beneficjentów tzw. tarczy branżowej mają być m.in. branża beauty i branża handlowa – w tym sklepy meblowe, budowlane i sportowe.
Przedsiębiorcy o tarczy branżowej. "To jakaś kpina"
Właściciele firm nie szczędzą krytyki wobec rządowego planu.
- 60 kodów PKD to ciągle jest jakaś kpina. W PKD jest około 600 kodów, a rząd chce dodać kilkanaście, żeby co dziesiąty przedsiębiorca miał w ogóle prawo do jakiegoś wsparcia? - mówi w rozmowie z Money.pl właściciel firmy organizującej eventy w Poznaniu.
Rozmówca portalu wynajmuje urządzenia dla branży wystawienniczej i targowej. Jak relacjonował, jego kodu PKD nie było na rządowej liście. Ponadto jego firma nie należy też do poszerzonego spisu podmiotów, którym należy się wsparcie. Chodzi o to, że jest podwykonawcę – w związku z czym nie został objęty tarczą branżową.
- Biznes to system naczyń połączonych. Jeśli nie można organizować targów czy konferencji, to tracą nie tylko ich organizatorzy. Problemy dotykają dostawców hal, namiotów, wynajmujących powierzchnie, firm dostarczających catering, nagłośnienie, plakaty, tłumaczy, usługi sprzątania – dodaje.
Przedsiębiorcy krytykują rządowy plan pomocy. " Tak źle to jeszcze nie było"
Do krytyk przyłącza się również szewc z Łodzi. - Prowadzę działalność od 1999 roku, nasza firma to 3 pokolenia szewców. Mój dziadek przepracował w zawodzie 60 lat, ale mówi, że tak źle to jeszcze nie było – stwierdza.
Lockdown jego zdaniem znacząco wpłynął na branżę szewską. W związku z licznymi ograniczeniami ludzie mniej się przemieszczali, a więc mniej niszczyli obuwie. Wielu z nich nie ma również środków na naprawy szewskie.
- Jedyne pieniądze, jakie dostała moja firma, to 5 tys. zł z pierwszej tarczy, czasowe umorzenie ZUS-u i postojowe dla pracownika. Pieniądze rozeszły się momentalnie: faktury, pensja dla pracownika. Nie zwolnię go, bo o fachowca w naszej branży jest bardzo trudno. A nasze obroty spadły o jakieś 50-60 procent, zarabiamy tylko na bieżące wydatki – wylicza mężczyzna.
Zaznacza, że w tego rodzaju sektorach rzemieślniczych upadło już dużo firm. - Na ulicach, gdzie były zakłady szewskie czy kaletnicze, stoją dziś puste lokale – mówi.
Właściciel szkolnego bufetu: nie dostaję żadnego wsparcia
Kolejnym przykładem poszkodowanych w tym zakresie są właściciele np. szkolnych sklepików. Funkcjonują one pod PKD sklepów spożywczych. Już od kilku miesięcy nie otrzymali żadnego wsparcia. Straty natomiast są znaczące – wynikają przede wszystkim z długotrwałego zamknięcia szkół.
- W moim szkolnym bufecie 5 tysięcy złotych pomocy pokryło stratę towaru, który musieliśmy po prostu wyrzucić - relacjonował w rozmowie z portalem jeden z radomskich przedsiębiorców. Jak dodaje, w wyniku problemów finansowych musiał zwolnić 6 osób.
– Przy prowadzeniu swojej działalności wpłaciłem do ZUS 400 tysięcy złotych. Teraz nie mogę dostać nawet zwolnienia na 2000 złotych. Nie dostaję żadnego wsparcia – mówi.
"Nie jestem wrogiem Kościoła, ale gdzie tu jest równość?"
Podkreśla też, że w obowiązującym system widoczna jest niesprawiedliwość.
- Co mnie jeszcze boli? W przepisach zapisano, że osoby duchowne mogą dostać wsparcie. Nie jestem wrogiem Kościoła, ale gdzie tu jest równość? – dopytuje mężczyzna.
Źródło: Money.pl
Przeczy taj także: