To była największa akcja ratowania zwierząt w Polsce. Jest akt oskarżenia za "mordownię psów"
Cztery lata po przeprowadzeniu największej w historii Polski akcji ratowania zwierząt ze schroniska prokuratura skierowała akt oskarżenia w tej sprawie. Za prowadzenie "mordowni psów" w Radysach na Mazurach odpowie trzech mężczyzn, w tym weterynarz.
13.06.2024 19:42
Był 17 czerwca 2020 r., kiedy około 100 osób weszło na teren schroniska na terenie gminy Biała Piska, niedaleko Wielkich Jezior Mazurskich. Poza przedstawicielami kilku organizacji zajmujących się zwierzętami byli to również prokuratorzy oraz policjanci.
- To była jedna wielka patelnia, te psy się tam smażyły na słońcu - mówił potem Grzegorz Bielawski z Pogotowia dla Zwierząt.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W czasie, gdy większość polskich schronisk starała się nie mieć u siebie więcej niż 200 psów, tam - na niewielkiej wsi, do której ciężko dojechać - było ich blisko 1200 (wywożono je z terenów około 50 gmin). Z lotu ptaka teren przypominał fabrykę. Wśród nich znalazło się 71, które potrzebowały pilnej pomocy medycznej. Na zajętym terenie znaleziono też 10 martwych czworonogów. W mediach od razu okrzyknięto to miejsce "mordownią psów".
Nazwa stała się popularna, kiedy animalsi zaczęli opowiadać mediom, że schronisko w ostatnich latach "zutylizowało" ponad tonę psów, a według nich "sekretem" biznesu było to, że wiele gmin musiało płacić jedną opłatę za pozbycie się czworonoga "na zawsze", a nie - jak przyjęło się w większości kraju - dniówkę za utrzymanie każdego z nich. Choć nikt już tego głośno nie mówił, to z ich rozmów z dziennikarzami wynikało, że bardziej opłacalna dla schroniska i gmin była śmierć zwierzęcia niż jego utrzymanie.
Ruszyła wielka akcja adopcyjna, która objęła cały kraj. Na pomoc zebrano 1,5 mln zł. Opinia społeczna domagała się od śledczych, by nie umorzyli po raz kolejny śledztwa w sprawie przytułku.
Szef schroniska i jego kierownik trafili do aresztu. Dziś wiemy już, że postępowanie, które wtedy ruszyło, trwało aż cztery lata, ale przyniosło skutek w postaci aktu oskarżenia z licznymi dowodami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rezultat z akcji likwidacji schroniska w Radysach
Grozi im pięć lat więzienia
Prokuratura Okręgowa w Olsztynie wysłała właśnie do sądu akt oskarżenia, który sporządziła po zebraniu masy opinii, ekspertyz, zdjęć i przesłuchaniu 580 osób. Do więzienia może trafić trzech mężczyzn.
Dwaj z nich mają to samo nazwisko. 66-letni obecnie Zygmunt D. był właścicielem schroniska, a 37-letni Daniel D. - jego kierownikiem. Obaj zostali oskarżeni o to, że przez 10 lat, prowadząc ośrodek, znęcali się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem. Grozi za to najwyższa z możliwych kar dotyczących praw zwierząt, czyli pięć lat odsiadki.
Zdaniem prokuratury świadomie zadawali cierpienie czworonogom, m.in. poprzez niezapewnienie im opieki weterynaryjnej, szczepień, trzymanie ich w ciasnych pomieszczeniach, nieraz bez odpowiedniej kwarantanny, bez ochrony przed deszczem, śniegiem i mrozem. Sporo psów nie dostawało wystarczającej ilości wody i pożywienia.
Dodatkowo starszy z panów D. odpowie za nielegalne posiadanie amunicji, a młodszy - za grożenie świadkowi.
Razem z nimi na ławie oskarżonych zasiądzie też 42-letni weterynarz Bartłomiej K. Prokuratura również zarzuciła mu znęcanie się nad czworonogami, ale bez szczególnego okrucieństwa. Grożą za to trzy lata więzienia. Przez rok, kiedy Bartłomiej K. był weterynaryjnym opiekunem schroniska, miał niewłaściwie wywiązywać się ze swoich obowiązków.
- Znęcał się nad zwierzętami poprzez dokonywanie zabiegów i operacji chirurgicznych w sposób sprawiający ból oraz utrzymywanie zwierząt w niewłaściwych warunkach bytowania, w warunkach nieleczonej choroby oraz bez udzielania im niezbędnej pomocy lekarsko-weterynaryjnej, prowadził nieprawidłową oraz nieefektywną profilaktykę i opiekę weterynaryjną w zakresie zwalczania pasożytów, czym stworzył zagrożenie dla zdrowia wobec osób opiekujących się zwierzętami - wylicza zarzucone mu czyny Daniel Brodowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.
Cała trójka w procesie będzie odpowiadać z wolnej stopy. Proces odbędzie się w Piszu.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Zobacz także