"To będzie nasz Super Bowl". Tak się głosuje w USA
Amerykański system wyborczy różni się znacznie od tego w Polsce. Władze odpowiedzialne za przeprowadzanie wyborów starają się tłumaczyć, jak wygląda ten proces, żeby uniknąć oskarżeń o fałszerstwa. Ów problem towarzyszy wyborom w 2024 roku głównie w związku oskarżeniami Donalda Trumpa dotyczącymi tych poprzednich.
- Wtorek to będzie nasz Super Bowl - mówi Wendy Sartory, inspektor wyborczy w hrabstwie Palm Beach na Florydzie o finale wyborów prezydenckich 5 listopada. - Nasze wybory zaczęły się ponad dwa tygodnie temu. Wyborcy na Florydzie mają możliwość oddawania głosów już na dwa tygodnie przed 5 listopada. Są trzy drogi do oddania swojego głosu: listownie, osobiście w punkcie wczesnego głosowania albo osobiście 5 listopada - tłumaczy Sartory.
W samym tylko hrabstwie Palm Beach swoje głosy oddało już ponad 60 proc. uprawnionych do głosowania. Tylko w tym jednym hrabstwie zarejestrowanych jest łącznie ponad 800 tys. wyborców. - To rekord - mówi krótko urzędniczka. Zdecydowana większość z nich oddała głosy osobiście - ponad 542 tys. osób.
To oznacza, że do 5 listopada z oddaniem głosu czeka tutaj nieco mniej niż 40 proc. wyborców. - To wielka liczba - podkreśla Sartory.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podobnie rekordowe notowania zauważono w największym mieście Wisconsin - Milwaukee. - W mieście wcześniej swoje głosy oddało ponad 80 tys. wyborców. Zdecydowana większość z nich zrobiła to osobiście w 10 punktach - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską burmistrz miasta Cavalier Johnson.
Skąd takie zainteresowanie wcześniejszymi wyborami? - Zarówno Demokraci, jak i Republikanie zachęcają do wcześniejszego głosowania - podkreśla burmistrz. - Wcześniej była to głównie domena Demokratów. Ja także oddałem już głos. Nie wiesz, co wydarzy się we wtorek. Może twój samochód się zepsuje? Albo dzieci się nagle rozchorują? Nie ma co zwlekać i czekać do ostatniej chwili - mówi.
Transparentność ponad wszystko
Sposoby głosowania budzą jednak niepokój części wyborców. Głównie są one podsycane za sprawą Donalda Trumpa i jego twierdzenia o fałszerstwach, które pozbawiły go urzędu w 2020 roku. Podobne zdanie na ten temat ma wielu wyborców Republikanów - ten temat jest ciągle żywy, o czym przekonaliśmy się na wiecu Trumpa w Milwaukee.
Podobne wątpliwości mają także na Florydzie. - Patrzymy władzy na ręce - mówi Eduardo Videl z Brygady Wyborczej, organizacji zrzeszającej obserwatorów wyborczych.
Z czego wynikają te wątpliwości? Dotyczą one głównie procesu liczenia i rejestracji głosów. Dlatego właśnie organy odpowiedzialne za przeprowadzenie wyborów na Florydzie kładą taki nacisk na bycie jak najbardziej transparentnym. - Zapraszamy obserwatorów takich jak Brygada Wyborcza do swojej siedziby, żeby zobaczyli jak przebiega ten proces. Nie mamy nic do ukrycia - zapewnia Roberto Rodríguez, inspektor wyborczy w Miami. Całość odbywa się w najwyższym rygorze bezpieczeństwa.
- Zawsze powtarzamy, że jeśli macie jakieś wątpliwości w związku z całym procesem, to zapraszamy. Proszę, zobaczcie sami. To działa doskonale. Brygada Wyborcza nigdy nie miała żadnych pretensji do naszego działania i w rozmowie z nami jej członkowie otwarcie przyznają, że jesteśmy w pełni transparentni i nie mają zastrzeżeń. Co innego mówią natomiast publicznie, gdy kwestionują uczciwość procesu wyborczego - podkreśla.
A jak wygląda ten proces? Głosy oddane przed 5 listopada są zapieczętowane w kopertach, które następnie są otwierane i segregowane. Koperty otwierają skierowani do tego pracownicy. Następnie głosy przepuszczane są przez maszynę, która segreguje je - nie licząc przy tym, na kogo wskazali wyborcy. - Maszyna rozdziela głosy na ważne, nieważne i te budzące wątpliwości - podkreśla Sartory, która pokazuje nam nową siedzibę komisji w Palm Beach.
- Wyłapywane są także uszkodzone karty, które muszą zostać poddane komisyjnej weryfikacji. Karty np. przedarte, są duplikowane - odbywa się to komisyjnie, żeby istniała pełna zgodność z oryginałem. Duplikat ma wtedy ten sam numer, co oryginał, dzięki czemu w mgnieniu oka możemy porównać obie karty do głosowania - tłumaczy.
Sam transport głosów odbywa się natomiast w eskorcie policji. - W procesie nie ma miejsca na fałszerstwa. Weryfikujemy też głosy oddane drogą pocztową. Na podstawie przedłożonego dokumentu i podpisu - pokreśla natomiast Rodríguez.
Karta wyborcza na Florydzie różni się od tej w Wisconsin. Wszystko związane jest z tym, w jakich sprawach jeszcze wypowiedzieć muszą się mieszkańcy danego stanu. Na Florydzie np. równolegle z wyborami prezydenckimi odbywa się referendum dot. zalegalizowania marihuany i zapisania prawa do aborcji w stanowej konstytucji.
- Stawiamy na edukację i transparentność. Tak chcemy przekonać wyborców, że proces jest w pełni bezpieczny i nie ma miejsca na kwestionowanie wyników - dodaje.
Z Miami Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski