Tłumaczyła, że w brzuchu ma wodę. We wsi widziano kolejne ciąże, ale nikt nie pytał gdzie są dzieci
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ciecierzyn-Piekło to mała wioska z jednym sklepem i kościołem. Wszyscy się tu znają, ale jak teraz mówią, za wyjątkiem podejrzanej o zabójstwo swojego dziecka Joanny J. - Mało inteligentna była. Nie było o czym gadać, ale wszyscy jej wierzyli w tę wodę - mówi jedna z mieszkanek.
Do makabrycznego odkrycia w tej małej wsi w powiecie Kluczborskim doprowadziły podejrzenia pracownic opieki społecznej. Widziały podejrzaną w ciąży, ale potem narodzin nikt nie zgłaszał.
Jak informuje prokuratura w Kluczborku, według ustaleń śledczych dziewczynka przyszła na świat 30 listopada. Tego samego dnia została uduszona w reklamówce. Joanna J. podczas piątkowego posiedzenia sądu przyznała się do winy. Wcześniej wszystkiemu zaprzeczała. Sąd zdecydował, że trafi na 3 miesiące do aresztu.
Według ustaleń reporterów RMF-FM, na posesji gdzie 27-letnia Joanna mieszkała ze swoim partnerem, policja odnalazła zwłoki 4 noworodków. To jednak doniesienia nieoficjalne, których nie potwierdza prokuratura.
- Na razie mogę tylko powiedzieć, że prokuratura wszczęła i prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa noworodka płci żeńskiej. Na tę chwile nie mogę potwierdzić doniesień medialnych dotyczących kilku innych noworodków. Zarzut dotyczy jednego dziecka, mogę jednak powiedzieć, że sprawa ma charakter rozwojowy - mówi WP Anita Dąbrowa-Derda, prokurator rejonowa w Kluczborku.
#
- To szok dla wszystkich. Ja nie wiem jak to było, bo osobiście jej nie znałam. Czasami tylko spotykałam ją jak czekała na autobus przywożący jej dziecko z przedszkola. W ciąży jej nie widziałam, ale ludzie plotkowali, że rodzi i oddaje to adopcji - mówi jedna z mieszkanek wsi, która jak pozostali nasi rozmówcy pragnie zachować anonimowość.
Ciecierzyn i Ciecierzyn-Piekło to małe sąsiadujące ze sobą wioski. Nie ma tu pięknych domów i dużych gospodarstw. Przeważają skromne budynki poprzetykane domami, których gospodarze w ogóle nie dbają o obejścia. Mniej więcej w środku Ciecierzyna-Piekła - tuż obok stawu - stoi biały dom z numerem 16. To tu mieszkała Joanna J. ze swoim partnerem.
Na podwórku kilka samochodów z brytyjskimi tablicami, tuż za oborą przy drzewie sporych rozmiarów dół z resztką policyjnej taśmy. To tu zostały zakopane zwłoki noworodków.
- Nikt się nie spodziewał, że zrobi coś takiego. Tłumaczyła się podobno, że się jej przytyło. Nikt z wioski nie wnikał czy to prawda, to chyba jej chłop powinien wiedzieć co się tam dzieje. Tym bardziej, że to jego dom - mówi kolejny z sąsiadów, który zgodził się na rozmowę.
Nie jest jednak łatwo porozmawiać z kimkolwiek. Wioska robi wrażenie wymarłej. Drzwi zdecydowało się otworzyć zaledwie parę osób. Większość z nich powtarza, że nic nie wie, niczego nie widziało i Joanny w ogóle nie zna. No chyba że z widzenia, ale to tylko na przystanku.
W ciągu kilku godzin usłyszałem po wielokroć: ”Nie chce się wypowiadać, mało ją znałam. Moje dziecko gdzie indziej jeździ do szkoły”. ”Ja jej w ogóle prawie nie widziałam ja chodzę do pracy, mąż chodzi do pracy i tak na zmianę”.
- Ja tam w ogóle za kościół nie chodzę, to i nie wiem co się tam dzieje. Ludzie pod sklepem różne rzeczy gadają, ale kto by tego słuchał. Ja jej nigdy z brzuchem nie widziałam - mówi sąsiadka mieszkająca zaledwie dwieście metrów od domu gdzie policjanci dokonali makabrycznego odkrycia.
Kolejna mieszkanka Ciecierzyna zapewnia, że jakby postawić przed nią 4 dziewczyny, to nie byłaby wstanie wskazać Aleksandry J.
Woda w żołądku
#
Jak to jednak możliwe, by w takiej małej wsi, nikt niczego nie zauważył. Po kolejnych kilku rozmowach oczywistym staje się, że kolejne ciąże podejrzanej były tu częstym tematem rozmów. Okazuje się też, że mieszkają tu ludzie, którzy jednak ją znali.
- Niezbyt inteligentna była. Nawet nie można było pogadać na poważniejsze tematy. Widziałam ją z brzuchem, ale tłumaczyła, że jej się w żołądku woda zbiera. Jak brzuch znikał to mówiła, że jej odsysali - mówi nasza kolejna rozmówczyni.
Jak dodaje mieszkańcy wsi plotkowali z kolei, że te kolejne dzieci po prostu oddaje dalej do adopcji. - Ja to myślałam, że może wstyd jej za to było i dlatego, te rzeczy o wodzie opowiada. Tak żeby nikt jej za złe nie miał i wstydu nie było dla niej, że dzieci oddaje. Chyba wszyscy jakoś chcieli w to wierzyć. Ostatni raz widziałam ją w czerwcu czy sierpniu, to miała trochę tego brzucha - mówi.
Zaraz jednak dodaje, że pewności nie ma, bo ”za bardzo nie wychodzi na wioskę, więc szczegółów nie zna”.
Stojący tuż obok niej młody mężczyzna decyduje się w końcu dodać coś od siebie. - Jak dla mnie to ludzie w większości w to wierzyli co ona mówiła. To jednak mała wioska i byli i tacy szukający najgorszego scenariusza. Ostatecznie to oni mieli rację - wyjaśnia.
"Opieka społeczna musiała wiedzieć od dawna co się dzieje"
#
Jak zgodnie przyznają mieszkańcy, którzy zdecydowali się na rozmowę Joanna nie miała tu przyjaciół. Siedział głównie w domu ze swoim partnerem, z którym ma kilkuletnie dziecko w wieku przedszkolnym.
- Ale jego też nie było widać za dużo po wsi, bo to kierowca tira. Jeździ to i rzadko bywa w domu. Teraz też chyba go nie ma - dodaje kobieta opowiadająca nam o wodzie w brzuchu.
Rzeczywiście pod numerem 16, nikogo nie ma, a najbliżsi sąsiedzi nie są skorzy do rozmowy. Od kolejnego mieszkańca tej opolskiej wsi dowiadujemy się, że widział oskarżoną w ciąży jeszcze w tym roku i to całkiem niedawno.
- Ten jeden raz widziałem, ale wszyscy gadali, że w zeszłym też tak było. Ona jest z Bogacicy koło Kluczborka. Podobno ma tam rodzinę i siostrę, ale z tego co słyszałem, rodzina też z nią nie gada - mówi mężczyzna w średnim wieku.
Z rozmów z sąsiadami Aleksandry J. wyłania się bardzo nieciekawy dla tej społeczności obraz. Większość zaprzecza, że kolejne ciąże widziało. Bardziej otwarci rozmówcy przyznają z kolei, że wszyscy o tym plotkowali. Nikt jednak nie zareagował. Nikt nie zapytał gdzie są te dzieci. Nikt nie poinformował policji czy opieki społecznej.
Zresztą o tej ostatniej jedna z mieszkanek Ciecierzyna ma nienajlepsze zdanie. Wprawdzie to ostatecznie za sprawą jej pracownic kobieta została zatrzymana.
- Mi się wydaje, że jednak opieka społeczna musiała wiedzieć od dawna co się dzieje. Przecież są tuż obok w Byczynie. Oni są dobrze rozeznani. Tu zresztą każdy każdego zna. Pewnie opieka wiedziała, ale nie wiem dlaczego nic nie zrobili. Nam z kolei trudno było uwierzyć, że ona coś złego robi tym dzieciom - mówi kobieta.