Terroryści motorem postępu
Zagrożenie antyterrorystyczne staje się, paradoksalnie, motorem postępu. Tyle że głównie w zakresie technik podsłuchiwania, śledzenia i podglądania.
17.08.2004 10:22
Życie pod kontrolą
Jesteśmy dumni z naszego zaangażowania w wysiłek łączenia regionalnych danych w narodowy system informacji i tworzenia sieci analiz wywiadowczych – wypalił prosto z mostu Bill Gates w 100. rocznicę urodzin George’a Orwella. Wizje antyutopistów mają szansę wkrótce się spełnić. Możliwości śledzenia społeczeństwa, jakie stwarza współczesna technika, niewiele odbiegają od najbardziej fantastycznych pomysłów literackich. W dodatku nieustanne zagrożenie terrorystyczne sprawia, że przez ostatnie kilka lat technika rozwinęła się na polu inwigilacji bardziej niż na jakimkolwiek innym.
Tłuste lata CIA
Pierwsza wojna światowa pozostawiła po sobie nie tylko zbiorowy cmentarz pokolenia europejskiej młodzieży, przyniosła również rozwój lotnictwa, motoryzacji oraz technik telekomunikacyjnych. Dzięki drugiej wojnie światowej w ciągu kilku lat nastąpił skok technologiczny, który w normalnych warunkach trwałby jedną generację. Bez zimnej wojny nikomu nie chciałoby się włóczyć po Księżycu, ciężko byłoby też przekonać rządy do gigantycznych inwestycji w badania naukowe służące przede wszystkim celom wojskowym, ale przecież także i cywilnym.
Także zagrożenie antyterrorystyczne po 11 września popchnęło technikę do przodu. “Strażnicy światowego bezpieczeństwa” zaczęli domagać się zwiększonych możliwości zarówno sprzętowych, jak i prawnych inwigilacji ludzi na masową skalę. Ryzyko kolejnych zamachów wciąż rośnie, a CIA i jej partnerzy podgrzewają atmosferę, nieustannie strasząc kolejnymi hekatombami. Dlatego można być pewnym, że bez względu na wyniki tegorocznych amerykańskich wyborów prezydenckich, władze będą przeznaczać na rozwój technik śledzenia coraz więcej środków. Już po ataku na WTC zwiększyły je 5-krotnie, z 200 milionów do miliarda dolarów.
Dzieje się to w atmosferze zgody Amerykanów na utratę prywatności w zamian za zwiększone poczucie bezpieczeństwa. W ankiecie przeprowadzonej przed trzema laty ponad 70 procent amerykańskich podatników opowiedziało się za akceptacją planów totalnej inwigilacji. Dziś poparcie to jest mniejsze, ale nikt nie ma wątpliwości – kolejne zamachy sprawią, że mieszkańcy USA będą gotowi dla bezpieczeństwa poświęcić bardzo wiele. Projekty aparatury badawczej zdolnej śledzić każdy krok człowieka, zarówno fizyczny, jak i ten w przestrzeni elektronicznej, są już wdrażane. Można się spodziewać, że po kolejnych zamachach prace nad nimi będą jeszcze bardziej zaawansowane.
– Obcięcie funduszy CIA sprawia, że Ameryka jest wystawiona na atak jak tarcza na strzelnicy – zżymał się na Clintonowską administrację Caspar Wainberger, były doradca do spraw bezpieczeństwa prezydenta Ronalda Reagana. Opinię tę podzieliła Senacka Komisja do spraw Wywiadu (SSCI). Z jej raportów z 2000 roku wynikało, że brak zaufania do służb specjalnych przez otoczenie Clinotona spowodował, iż CIA i pokrewne agendy były niedofinansowane, co narażało bezpieczeństwo państwa. Dziś niewątpliwie nikt już nie popełni takiego błędu.
Google dwie dekady wcześniej
Choć zimna wojna toczyła się w przestrzeni jak najbardziej realnej, a nie wirtualnej, wywiady zaś w dużo większym stopniu były zajęte liczeniem głowic niż śledzeniem raczkującej sieci komputerowej, to najbardziej rewolucyjny w historii projekt inwigilacji rozwinął się na przełomie lat 70. i 80. O pierwszych śladach istnienia Echelonu – bo o nim mowa – czyli systemu gromadzenia i analizowania danych, światowa opinia publiczna dowiedziała się w sierpniu 1988 roku dzięki Margaret Newsham, pracownicy amerykańskiej Narodowej Agencji Bezpieczeństwa (NSA) pełniącej służbę w znajdującej się na terenie Anglii bazie wywiadu.
Zawiadomiła ona Kongres o nielegalnym podsłuchiwaniu rozmów telefonicznych jednego z amerykańskich polityków. Sprawą zainteresowało się brytyjskie pismo New Statesman. Zaprojektowany pod koniec lat 70. system zrewolucjonizował metody analizowania zgromadzonych danych. Jego mózgiem były dwie stacje nasłuchowe, które zbierały informacje przesyłane przez satelity szpiegowskie śledzące transmisje radiowe i rozmowy telefoniczne, badane następnie przez program komputerowy. Pod tym względem Echelon przypominał nieco współczesną inteligentną przeglądarkę internetową. Tyle że o dwadzieścia kilka lat wcześniejszą od Google czy Yahoo! Z czasem brytyjsko-amerykański system był coraz bardziej unowocześniany, wzbogacany o nowe osiągnięcia technologiczne. Dzisiaj śledzi wszystko – przede wszystkim połączenia internetowe. Szacuje się, że obecnie Echelon jest w stanie przechwytywać 90 procent wszelkiego rodzaju połączeń radiowych, telefonicznych i internetowych.
W tym wszystkie rozmowy prowadzone przez telefony komórkowe. Z systemem tym współpracuje 120 satelitów szpiegowskich, przesyłających dane do centrali Narodowej Agencji Bezpieczeństwa w Maryland. Z kolei informacje przekazywane przez “szczelne”, wydawałoby się, światłowody są odczytywane dzięki tak zwanym reapaeterom, urządzeniom wzmacniającym sygnał. Techniki stosowane w Echelonie nie są tajemnicą dla innych wywiadów świata. Ale to ów system jako pierwszy zaczął przetwarzać dane na masową skalę. Początkowo Echelon był tworem amerykańsko-brytyjskim, z czasem przystąpiły do niego Nowa Zelandia, Kanada i Irlandia. Mówi się, że akces jakiegoś państwa do systemu powoduje, że USA przestaje je inwigilować za pomocą tego narzędzia.
Admirał żywcem z Orwella
Jak się jednak okazało, 11 września 2001 roku system zawiódł. Amerykańskie agencje miały wszelkie ifnormacje, by zapobiec atakowi. Tyle że były one rozsiane pomiędzy poszczególnymi, niewspółpracującymi ze sobą w dostatecznym stopniu instytucjami. Amerykańska prasa porównuje często tamtą sytuację do zabawy towarzyskiej, w której każdy uczestnik zna pojedyncze słowa składające się na zdanie, ale żaden nie zna całości przekazu. Gdyby je poznano, plany terrorystów zostałyby pokrzyżowane.
Aby sytuacja się nie powtórzyła, powołano Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Jego zadaniem jest koordynacja działań wszystkich służb i agend zajmujących się bezpieczeństwem, a także zbieranie i analiza danych spływających, między innymi, z CIA, FBI, policji stanowych, NSA (Narodowa Agencja Bezpieczeństwa specjalizująca się, między innymi, w wywiadzie elektronicznym), DIA (wywiad wojskowy) oraz firm pracujących dla rządu, na przykład Oracle, lidera na rynku baz danych.
Krótko później ze śmiałą inicjatywą wystąpił amerykański admirał John Poindexter, nie od dzisiaj znany jako “waszyngtoński jastrząb” oraz człowiek, który nie przebiera w środkach, jeśli chce osiągnąć swój cel. Na początku lat 90. był on wzywany przed senackę komisję, a później sąd w charakterze jednego z głównych oskarżonych w aferze Iran-contras [chodziło o nielegalne wspieranie nikaraguańskich partyzantów pieniędzmi uzyskanymi ze sprzedaży broni Iranowi – red.]. Najpierw skazano go na dwa i pół roku więzienia, później ułaskawiono. Poindexter powrócił wraz z ekipą George’a W. Busha na stanowisku szefa biura o iście orwellowskiej nazwie: Information Awarness Office (Biuro Świadomości Informacji). Ambitny admirał zaczął promować projekt Total Information Awarness (Totalna Świadomość Informacji). Tym razem powiało już Orwellem nie tylko w nazwie, którą zresztą później zmieniono na Terrorist Information Awarness (TIA). Program zakładał pełny dostęp wywiadu do wszystkich danych jawnych i niejawnych
przechowywanych w formie elektronicznej, dotyczących obywateli USA i osób przebywających w Stanach Zjednoczonych.
Broczenie cyframi
Członek współczesnego społeczeństwa nieustannie zostawia po sobie cyfrowe ślady. Już teraz amerykańskie instytucje, zarówno prywatne, jak i państwowe, są całkowicie zdigitalizowane. To właśnie dało asumpt do stworzenia programu TIA. Bohaterowie nakręconego przed dekadą filmu Siedem wpadają na trop psychopaty dzięki bibliotecznemu rejestrowi czytelników i wypożyczanych przez nich książek. Gdyby TIA funkcjonował, dane te automatycznie trafiłyby do centrali.
Projekt Poindextera polega, między innymi, na penetracji przestrzeni elektronicznej przez krążące po sieci crawlery (czołgacze). Dzięki skomplikowanym algorytmom będą one wyszukiwać podejrzane strony. Mają się koncentrować przede wszystkim na przepływie ludzi, pieniędzy, towarów i – co najważniejsze – informacji. Ich szczególnej uwadze podlegałyby zwłaszcza dane bankowe, o zdrowiu, rezerwacje biletów, zamówienia pocztowe, prenumeraty, zdjęcia, zeznania podatkowe, polisy ubezpieczeniowe, akta sądowe, wnioski kredytowe, podsłuchane rozmowy telefoniczne i skrzynki e-mailowe. – Jeśli terroryści będą chcieli w nas uderzyć po raz kolejny, będą musieli dokonywać transakcji. Muszą więc pozostawiać po sobie ślady w przestrzeni elektronicznej – mówił Poindexter.
Nietrudno przewidzieć, że śmiała i przyszłościowa koncepcja admirała nie wszystkich zachwyciła. Już zawiązały się ruchy społeczne przeciwko TIA. Złośliwi internauci postanowili pokazać politykowi, jak to jest być inwigilowanym. W Internecie powstały strony, na których na bieżąco komentowano, co Poindexter właśnie robi, gdzie jest, co kupił w sklepie. Zamieszczano też zdjęcia admirała, jego dane podatkowe, adres i kolejne telefony. Ostatecznie Donald Rumsfeld, sekretarz obrony USA, zapowiedział rezygnację z programu.
– Jeśli terroryści uderzą ponownie, Ameryka zrozumie potrzebę wprowadzenia TIA – odpowiedział niewzruszony Poindexter. Choć jego projekt nie został oficjalnie namaszczony przez władze, to nikt nie może zagwarantować, że nie jest on w tajemnicy wdrażany bądź już nie funkcjonuje. Wszak Pentagon do niedawna zaprzeczał także istnieniu Echelonu. Rozwój technologii sprzyja inwigilującym. Od kilku lat w miejscach publicznych montowane są tysiące kamer. W filmie Raport mniejszości Stevena Spielberga przedstawiono policyjny świat przyszłości, w którym stróże porządku publicznego mogą wyłowić każdego obywatela w ciągu kilku sekund dzięki wszędobylskim czytnikom identyfikującym tęczówkę oka. To już jest możliwe! Co więcej, za kilka lat paszporty Unii Europejskiej i USA mają zawierać skan tęczówki, linii papilarnych i zaszyfrowane zdjęcie. Planowano nawet zespolenie sieci kamer z systemem TIA. Gdyby zrealizowano ten projekt (a może już jest realizowany?), powstałoby narzędzie mogące służyć totalnej inwigilacji.
Nie dość na tym. Wkrótce zostaną wprowadzone do obiegu pieniądze wyposażone w radiochip, który będzie można odczytać z odległości kilku metrów. System taki ma zapobiec praniu brudnych pieniędzy i wprowadzaniu fałszywych do obiegu. Ale może również służyć śledzeniu legalnego obrotu pieniędzmi.
Szpieg taki jak Microsoft
A wszystko to w imię bezpieczeństwa. Echelon powstał po to, by ochronić wolny świat, choćby i niezgodnie z prawem, przed zniewoleniem. Program TAI zaprojektowano, by nic nie mogło zakłócić spokojnego snu Amerykanów. Problem w tym, że służby informacyjne, nie tylko w Polsce, mają to do siebie, że lubią wymykać się spod kontroli. Sztandarowym tego przykładem może być Forschungsamt, pierwsza nowoczesna centrala podsłuchowa powstała w Trzeciej Rzeszy.
Służyła interesom umacniającego się totalitaryzmu, ale szybko została też wykorzystana do prywatnych porachunków i rozpraw z politycznymi przeciwnikami Göringa i Himmlera. Między innymi dzięki niej udało im się skompromitować niewygodnego dowódcę sił lądowych Wernera von Fritscha i ministra wojny Wernera von Blomberga. Pierwszemu zarzucono homoseksualizm, drugiemu zaś poślubienie prostytutki. W 2000 roku Parlament Europejski oskarżył amerykański wywiad, iż szpieguje europejskie firmy, a dane przekazuje amerykańskim korporacjom. – Musimy pogodzić się z myślą, że każda rozmowa telefoniczna, każdy wysłany faks czy e-mail mogą być przechwycone przez władze USA. Powstaje pytanie: do jakich celów są one wykorzystywane? – zastanawiał się Graham Watson, przewodniczący Komitetu Praw i Wolności Europejskich.
Jeśli faktycznie tak jest, trudno mówić o uczciwej konkurencji. Konstrukcja nowego modelu samochodu, strategia negocjacyjna, plany fuzji – nic nie umknie uwadze Amerykanów, permanentnie inwigilujących sieć, w której na pewno wszystko to się znajdzie. Zresztą narzędzia pozwalające na taką inwigilację może stworzyć samodzielnie jedna z największych amerykańskich korporacji. – Jak można mówić o jakiejkolwiek konkurencji z Microsoftem – narzeka na międzynarodowym forum informatyk z pewnej amerykańskiej firmy informatycznej. – Konkurencyjny system operacyjny musielibyśmy projektować tylko na papierze, a porozumiewać się chyba za pomocą znaków dymnych. Z kolei francuskie ministerstwo obrony narodowej zarzuciło Microsoftowi współpracę z Pentagonem w szpiegowaniu świata. Poszkodowany przez Amerykanów czuł się, między innymi, francuski koncern zbrojeniowy Thompson. Zdaniem przedstawicieli firmy, to przez elektroniczne szpiegostwo Ameryki Francuzi przegrali walkę z amerykańską firmą Raytheon o sprzedaż radarów do
Brazylii. Natomiast Airbus z podobnych przyczyn miał przegrać z Boeingiem przetarg na sprzedaż samolotów do Arabii Saudyjskiej.
Inwigilacja nie omija także Polski. Na początku 2003 roku Ministerstwo Infrastruktury nakazało operatorom sieci telekomunikacyjnych budowę systemów szpiegowskich. Owe systemy mieli instalować wszyscy dostawcy usług telefonicznych oraz małe firmy oferujące dostęp do Internetu. Organami uprawnionymi do podsłuchiwania miały być Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Żandarmeria Wojskowa, Straż Graniczna, Policja i Wywiad Skarbowy, a operatorzy mieli na własny koszt poprowadzić łącza do tych instytucji. Rozporządzenie nakazywało podsłuchiwanie i archiwizowanie wszystkich przekazywanych rozmów i danych. – Na szczęście dla nas zostało ono na razie zawieszone. Było niewykonalne, gdyż poszczególne służby używają różnych systemów łączności – cieszy się Jolanta Ciesielska, rzecznik Netii. Jednak zapowiadane utworzenie jednolitego systemu łączności przez spółkę Tetra spowoduje zapewne, że sprawa wkrótce powróci.
Coraz częściej pojawiają się głosy o potrzebie przystąpienia Polski do Echelonu. Przed kilkoma tygodniami wyszło na jaw, że angielski wywiad podsłuchiwał Leszka Millera (donosił o tym na łamach Wprost Gordon Thomas, brytyjski publicysta piszący na temat wywiadu). Być może udział Polski w międzynarodowym systemie inwigilacji pozwoliłby uniknąć takich sytuacji w przyszłości. Wielki Brat wcielony Wszędobylskie kamery, elektroniczne karty ułatwiające śledzenie każdego kroku inwigilowanego… Najmniejsze odchylenie od normy, nieoczekiwane zachowanie i już następuje odpowiednia interwencja – tak wyobrażali sobie przyszłość George Orwell, Aldous Huxley czy w Polsce Janusz Zajdel. “Permanentna inwigilacja!” darł się wniebogłosy bohater Seksmisji. Permanentna inwigilacja łączy wszystkie opisy przyszłego doskonałego, a strasznego świata. Jakkolwiek różny był stopień potworności wizji antyutopistów, ten element pozostawał niezmienny. Okazuje się, że ich proroctwa się spełniają. Widmo ataków terrorystycznych sprawiło, że
duża część zachodnich społeczeństw zgadza się na ograniczenie swojej prywatności w imię bezpieczeństwa. W sytuacjach zagrożenia wolność z reguły schodzi na plan drugi. Tylko czy permanentna inwigilacja będzie przeciwdziałać wyłącznie terroryzmowi i przestępczości? Jak na razie ani w USA, ani nigdzie indziej nie stworzono skutecznych narzędzi kontroli wywiadu elektronicznego. A to oznacza, że systemy, takie jak Echelon czy TIA, mogą być z powodzeniem wykorzystywane w innych, mniej zbożnych celach.
Wiktor Świetlik