PolskaKoziński: Terlecki, brutalizując język polityki, szkodzi sobie. Ale też szkodzi nam wszystkim

Koziński: Terlecki, brutalizując język polityki, szkodzi sobie. Ale też szkodzi nam wszystkim

Ryszard Terlecki stał się Stefanem Niesiołowskim PiS-u. W dodatku zachowuje się tak, jakby kompletnie nie miał tego świadomości.

Ryszard Terlecki
Ryszard Terlecki
Źródło zdjęć: © PAP | Leszek Szymański
Agaton Koziński

"Ten, kto ma władzę, nie musi nikogo za nic przepraszać" – pisał w "Księciu" Niccolo Machiavelli. Ryszard Terlecki potraktował tę sentencję bardzo dosłownie. Odkąd został wicemarszałkiem Sejmu i szefem klubu parlamentarnego PiS (a pełni te funkcje od listopada 2015 r.), regularnie pokazuje, w jaki sposób rozumie ten fakt posiadania władzy. Przy okazji pokazuje, jak łatwo jest pomylić siłę argumentu z argumentem siły. Siły rozumianej w sposób najbardziej wulgarny.

Wpisem w miękką siłę przyciągania

To nie przypadek, że wpis w mediach społecznościowych Terleckiego, nawiązujący do decyzji liderki białoruskiej opozycji, jest w Polsce dyskutowany od chwili jego opublikowania tydzień temu. "Jeżeli Cichanouska chce reklamować antydemokratyczną opozycję w Polsce i występować na mityngu Trzaskowsiego, to niech szuka pomocy w Moskwie, a my popierajmy taką białoruską opozycję, która nie staje po stronie naszych przeciwników" - napisał Terlecki (błędy wpisu zgodne z oryginałem).

Te słowa ściągnęły na niego potężną krytykę.On sam się chyba nawet nią przejął, bo uznał za stosowane napisać list do Cichanouskiej, wyjaśniający jego motywacje (niejako przypadkiem treść listu stała się znana wszystkim – co sugeruje, że wcale nie o nią w tym wszystkim chodziło). Trudno uznać, że ten list cokolwiek wyjaśnił. Faktem jest, że wpis sprzed tygodnia zaczął żyć własnym życiem. Zaczął żyć w sposób – co mniej istotne – dyskredytujący Terleckiego. Co bardziej istotne – w sposób dyskredytujący Polskę.

Bo zaangażowanie naszego kraju w przemiany na Białorusi musi budzić szacunek. Pod tym względem mamy w Polsce wyraźne ponadpartyjne porozumienie. Bez względu na to, czy dany polityk jest w obozie rządzącym, czy po stronie opozycji – wszyscy solidarnie wspierają Białorusinów w walce z reżimem Aleksandra Łukaszenki. W tej sytuacji mamy rzadko spotykany przykład solidarności – i Polaków z Białorusinami, i polskich polityków między sobą. Różnice można dostrzec jedynie w stylu, w formie. Treść generalnie jest taka sama.

To szalenie istotne – z dwóch powodów. Po pierwsze, bo pokazuje, że totalna polaryzacja polskiej sceny politycznej ma swoje granice. To sygnał, że są kwestie, które można uznać za polską rację stanu – i że tę rację stanu tak samo definiują zarówno obóz władzy, jak i opozycyjny. Po drugie, bo w ten sposób budujemy swoje aktywa. Przecież tak solidarne wsparcie dla Białorusinów ze strony Polaków pozostanie w pamięci na lata.

Załóżmy, że teraz zryw białoruskiej opozycji nie przyniesie żadnego efektu. Ale już dziś wiemy, że w takiej sytuacji oni go – za jakiś czas – ponowią. A pamięć o solidarnej pomocy Polaków pozostanie u nich. Gdy będą szukali pomocy, instynktownie zwrócą się w naszym kierunku. W ten sposób państwa budują swoją miękką siłę przyciągania, tworzą swoją – by użyć terminu Josepha Nye’a – soft power. Niezwykle trudno ją wygenerować, trzeba mieć do tego niezwykłe wyczucie chwili. Polska je ma, wspierając teraz białoruską opozycję.

Ale tę siłę przyciągania bardzo trudno się buduję, za to bardzo łatwo psuje – właśnie takimi agresywnymi komentarzami, jak zaprezentował Terlecki. Ten jeden jego wpis ma potencjał zmarnowania dużej części trudu, jaki cała Polska włożyła we wspieranie Białorusi w ciągu ostatniego roku.

Czytaj również:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (421)