Ten numer telefonu ratuje dzieciom życie. Rząd jednak nie będzie dłużej finansować infolinii
Pod numer telefonu 116 111 dzwonią dzieci, które chcą popełnić samobójstwo. Bywa, że pracownicy infolinii ratują im życie wzywając karetkę. Zdarzają się też mniej drastyczne telefony, kiedy dzieci chcą tylko pogadać. Często to jedyna szansa na rozmowę z dorosłym. Rząd Beaty Szydło przestał wspierać Telefon Zaufania Dla Dzieci.
19.05.2017 | aktual.: 19.05.2017 15:15
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nina Harbuz, Wirtualna Polska: Czy zdarzył się taki dyżur, który zapamięta pani do końca życia?
Katarzyna Romanowska-Gręda, specjalistka ds. pomocy online i konsultantka w Telefonie Zaufania 116111: Pamiętam telefon od szesnastoletniej dziewczyny, która na domowej imprezie u swoich znajomych została zgwałcona. Sprawca chodził z nią do jednej klasy. Wstydziła się i bała komukolwiek o tym powiedzieć, bo nie wiedziała, czy to nie ściągnie na nią jeszcze większych kłopotów. Narastało w niej poczucie napięcia, zaczęła myśleć, że coś z nią jest nie tak. Milczała przez kilka tygodni, aż problem całkowicie ją przerósł i zdecydowała się zadzwonić do nas, do Telefonu Zaufania pod numer 116111. Poprosiła o anonimowość i pełną dyskrecję. Zgodziliśmy się, pod warunkiem, że jej życie nie jest zagrożone. I w tym momencie zamilkła, co było dla nas jednoznacznym sygnałem, że coś złego się z nią dzieje. Zachęciliśmy ją do mówienia i okazało się, że pocięła się żyletką i zamierza odebrać sobie życie.
Dlaczego bała się powiedzieć o tym rodzicom?
Bo nie chciała ich martwić, obciążać swoimi problemami. To jest jeden z powodów, dla których dzieci nie zwiarzają się rodzicom. Dorośli, mimo że rozmawiają ze swoimi pociechami, spędzają z nimi czas, nie zdają sobie sprawy, że ich syn czy córka ma poważne problemy natury emocjonalnej. Dzieci doskonale potrafią to ukrywać. Jeśli nie chcą mówić o swoich kłopotach, to bardzo dobrze wiedzą, jak wymigać się od opowiedzi. Czasem nawet trudno rodzicom zauważyć, że coś niepkojącego dzieje się z ich dzieckiem, bo nastolatek, który zamyka się w swoim pokoju, nie chce rozmawiać, to nie jest egotyczny widok w wieku dorastania. Łatwo więc przeoczyć sygnały, kiedy dzieje się coś poważnego.
Przemoc w rodzinie - poruszająca historia tragicznego dzieciństwa
Co pani zrobiła w przypadku tej dziewczyny, która się cięła i miała myśli samobójcze?
Udało mi się ją przekonać, że najważniejsze jest jej bezpieczeństwo, zgodziła się podać swój adres i wezwaliśmy pogotowie. Innym razem zadzwoniła do mnie nastoletnia dziewczyna, która połknęła tabletki nasenne i popiła je alkoholem. Była skrajnie nieszczęśliwa, ale tak naprawdę nie chciała się zabić. Po półgodzinnej rozmowie, udało mi się ją namówić do zawiadomienia rodziców, którzy wezwali karetkę. Podkreślę, że w jednym i drugim przypadku to były dzieciaki ze zwyczajnych rodzin. Rodzice pracowali, z relacji nastolatek wynikało, że mieli z nimi dobry kontakt, w domach nie było przemocy i jedyne czego brakowało to czasu dla bliskich, a tego nam wszystkim brakuje.
Rodzice w takich sytaucjach są zdziwieni, że o niczym nie wiedzieli?
Rodzice rzadko z nami rozmawiają i dzielą się swoimi przemyśleniami. Pamiętam kontakt z jedną mamą nastolatki, której przyjaciółka cierpiała na zaburzenia odżywiania. Bardzo chciała jej pomóc, bo czuła się odpowiedzialna za to, że tamta po każdym posiłku wymiotuje, ale zupełnie nie wiedziała jak może ją wesprzeć. Całkowicie ją to przerosło. Matka powiedziała nam, że jej córka kontaktowała się z naszą infolinią i w czasie rozmy przekonaliśmy dziewczynkę, że nie musi radzić sobie sama z tą sytuacją. Nakłoniliśmy ją, żeby zaangażował w to właśnie matkę. Gdyby nie zadzwoniła na infolinię i nie opowiedziała nam o swoim problemie, który trzymała w sekrecie przed dorosłymi, bo chiała być lojalna wobec koleżanki, byłoby jej bardzo ciężko poradzić sobie z tą sytuacją. Poza tym, dzieci obawiają się, że rodzice nie uwierzą im na słowo albo zbagatelizują ich sprawę.
Często to się dzieje?
Bywa tak dość często, ale wynika to z chęci motywowania dziecka do samodzielności, a ono czasem potrzebuje wsparcia czy interwencji dorosłego. Zdarza się też, że dzieci nie mówią wprost o tym co je spotyka, tylko dzielą się informacjami przy okazji, mówią wyrywkowo, że na przykład kolega wyrzucił im plecak. Rodzice nie widząc szerszego kontekstu, mają wrażenie, że jest to sytuacja jednorazowa i dlatego brak im zrozumienia.
Pamiętam jak zadzwonił do mnie 12-letni chłopiec, odrzucany przez klasę, zaczepiany, szturchany, szarpany, wyzywany. Starał się powiedzieć o tym mamie, ale jedyne co od niej usłyszał to, że trzeba się starać z takimi zdarzeniami radzić, że musi się postawić grupie. Ale on nie potrafił i czuł się bardzo osamotniony w tej sytuacji. Przygotowaliśmy go na rozmowę ze szkolnym psychologiem i nawet ją przećwiczyliśmy. Później dzwonił i mówił, że uzyskał pomoc.
A jego mama dowiedziała się o tym?
Chyba nie. Rodzice w rozmowach z dziećmi często ograniczają się do pytań: "co w szkole?", "co masz zadane?". Brak jest przestrzeni i przede wszystkim czasu żeby zainteresować się swoim dzieckiem i poznać je. Z kim się przyjaźni, z kim lubi rozmawiać, do kogo dzwoni, co je ciekawi, jak się czuje. Dzieci są zadbane, niczego materialnie im nie brakuje, ale nie ma bliskości emocjonalnej. Infolinia bywa jedynym miejscem gdzie mogą porozmawiać o swoich sprawach i uzyskać pomoc albo informacje. Ostatnio dzwoniła do mnie 17-letnia para, która chciała rozpocząć współżycie ale jednocześnie bała się i miała wiele pytań. Wiadomościom w internecie nie ufali, a z rodzicami wstydzili się porozmawiać. Zdarza się, że pomagamy im w wyborze szkoły, bo od rodziców słyszą, żeby dokonali wyboru w zgodzie ze sobą. I to z jednej strony jest fantastyczne, ale z drugiej, dla nastolatka absolutnie nic nie znaczy. W sytuacji, kiedy mamy teraz wstrzymane rządowe dofinansowanie telefonu zaufania dla dzieci, będziemy robić wszytsko, żeby nie zamknąć całkowicie infolinii, bo widzimy jakie jest na nią zapotrzebowanie. Na stronie fundacji Dajemy Dzieciom Siłę uruchomiliśmy zbiórkę pieniędzy na ten cel, ale jeśli się nie uda uzbierać potrzebnej kwoty, będziemy zmuszeni działać w bardzo okrojonym składzie, a to odbije się na dzieciach, którym zdarza się, że ratujemy życie.