Tego Durczok nie wiedział. Prokurator to żona byłego posła PiS
Piotrkowska prokuratura postawiła dwa zarzuty dziennikarzowi Kamilowi Durczokowi i chciała go tymczasowo aresztować. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, iż szefową Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim jest Magdalena Witko, żona byłego posła PiS, a obecnie prezydenta Tomaszowa Mazowieckiego Marcina Witko.
Witko ma 43 lata i stoi na czele piotrkowskiej prokuratury od 25 kwietnia 2016 roku. Pełnienie funkcji powierzył jej osobiście prokurator generalny i minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Jej nominacja wywołała spore kontrowersje. W fotelu szefowej prokuratury zastąpiła bowiem doświadczoną Jadwigę Bissinger-Kopanię, która była prokuratorem okręgowym od 2007 roku.
Witko ukończyła aplikację prokuratorską, rozpoczynała pracę jako oskarżyciel skarbowy w Urzędzie Skarbowym w Tomaszowie. Jako śledcza pojawiła się najpierw w Prokuraturze Rejonowej Łódź-Bałuty w Łodzi, a później przeniosła się do Prokuratury Rejonowej w rodzinnym Tomaszowie Mazowieckim.
Z kolei jej mąż to od 2006 r. działacz Prawa i Sprawiedliwości, były radny Tomaszowa Mazowieckiego. W 2011 roku dostał się z list PiS do Sejmu. Trzy lata później został wybrany na prezydenta Tomaszowa Mazowieckiego (pełni tę funkcję do dzisiaj), a od 2015 roku członek Narodowej Rady Rozwoju działającej przy prezydencie Andrzeju Dudzie. Nieoficjalnie mówi się, że polityk dobrze się zna z prezydentem.
Po nominacji żony, Marcin Witko zaprzeczał, że w jakikolwiek sposób pomógł swojej partnerce. - Zdecydowanie przeceniacie państwo moje możliwości. Żona od wielu lat pracuje w prokuraturze, wiem, jak dużo czasu poświęca pracy i jak mocno się w nią angażuje. Cieszę się z jej sukcesów, tak jak ona cieszy się z moich. Jestem przekonany, że będzie bardzo rzetelnie, uczciwie i fachowo wykonywać swoje obowiązki – mówił "Dziennikowi Łódzkiemu" Marcin Witko.
O piotrkowskiej pani prokurator zrobiło się głośno, kiedy okazało się, że to ona dostała do prowadzenia sprawę ewentualnej korupcji politycznej Bartłomieja Misiewicza, ówczesnego szefa gabinetu politycznego Antoniego Macierewicza. Według "Newsweeka", Misiewicz miał na spotkaniu z radnymi Platformy Obywatelskiej w Bełchatowie obiecywać im pracę w jednej ze spółek zbrojeniowych. Warunkiem było jednak przystąpienie do koalicji z PiS i porzucenie Platformy.
O przeniesienie postępowania z Piotrkowa, z obawy o brak bezstronności, apelowali wówczas posłowie PO. Ostatecznie prokurator Witko odmówiła wszczęcia śledztwa w tej sprawie.
Durczok usłyszał nie jeden, a dwa zarzuty
W sprawie Kamila Durczoka kontrowersje wywołał drugi zarzut "sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, którego dopuściła się osoba będąca w stanie nietrzeźwości". Grozi za to kara od 9 miesięcy do 12 lat więzienia. To nawet dla wojującego z piratami drogowymi portalu BRD24.pl. "zaskakująco mocne zarzuty”.
Przypomnijmy, Durczok po spowodowaniu kolizji miał 2,6 promila w wydychanym powietrzu. Został przewieziony do policyjnej Izby Zatrzymań, gdzie spędził 48 godzin. W niedzielę dowieziono go do prokuratury w Piotrkowie Trybunalskim, w której usłyszał dwa zarzuty. Pierwszy dotyczy kierowania pojazdem w stanie nietrzeźwości. Może grozić za to kara do 2 lat pozbawienia wolności. Dziennikarz przyznał się do tego zarzutu, ale do drugiego, znacznie mocniejszego - już nie.
Śledczy chcieli też, by za swój występek dziennikarz trafił na 3 miesiące za kratki. Sąd jednak wniosek prokuratury odrzucił.
- Bardzo, bardzo wszystkich przepraszam. Wszystkich, którzy we mnie wierzyli i mi ufali. To są bardzo trudne dni dla mnie. To co się wydarzyło jest karygodne - powiedział Kamil Durczok po wyjściu z sali sądowej. Dziennikarz dodał: "ani przez moment nie zaprzeczałem faktom, które zgromadziła policja i prokuratura".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl