Tarnowscy sprzedawcy dopalaczy bezkarni. Sanepid rozkłada ręce
Sanepid nie daje sobie rady z tarnowskim sklepem z dopalaczami. Jak dowiedziało się Radio Kraków - to prawdopodobnie z lokalu przy ulicy Krakowskiej pochodził dopalacz, którym w weekend zatruł się nastolatek z okolic Brzeska. Sanepid wielokrotnie konfiskował niebezpieczne substancje z tego miejsca i nakładał wysokie kary. Kar nikt nie płaci, bo sklep co parę miesięcy formalnie zmienia właściciela.
14.07.2015 | aktual.: 14.07.2015 14:51
Kierownik sekcji higieny pracy Teres Gwóźdź podkreśla, w rozmowie z Radiem Kraków, że podczas każdej kontroli Sanepidu w sklepie przy ulicy Krakowskiej znajdywano podejrzane substancje. Po przebadaniu za każdym razem okazywało się, że zawierały składniki psychotropowe albo odurzające.
Sanepid nie może zamknąć tarnowskiego sklepu z dopalaczami, bo w świetle prawa jego właściciel jednocześnie prowadzi legalną działalność. Po zatruciu dopalaczami nastolatka z Brzeska, w poniedziałek na witrynie wisiała informacja o urlopie. Lokal nie był jednak zamknięty, można było w nim kupić m.in. e-papierosy.
Od 1 lipca weszła w życie nowelizacja o przeciwdziałaniu narkomanii, która zalicza substancje znajdywane w produktach sklepu przy ulicy Krakowskiej w Tarowie do narkotyków. Podczas ogólnopolskiej kontroli w tym dniu nie znaleziono żadnych podejrzanych substancji. Właściciel zrobił porządki.
Sanepid może nałożyć wysoką karę na sklep sprzedający dopalacze. To od 20 tysięcy nawet do 1 miliona złotych. Jak pokazuje tarnowski przypadek, kary są nieskuteczne, właściele ich nie płacą. W staraniach sanepidu nie pomaga też prokuratura, która już raz umorzyła postępowanie przeciwko właścicielom sklepu. Śledczy, w sprzedaży towarów powszechnie uważanych za niebezpieczne dla zdrowia, nie dopatrzyli się czynu zabronionego. Prokuratura wyjaśniała, że biegły tylko w jednym przypadku stwierdził, iż mogło dojść do nieznacznych kłopotów zdrowotnych. Sprzedawcy z kolei tłumaczyli, że informowali swoich klientów o potencjalnym zagrożeniu.