Tam było prawdziwe piekło
Tam, pod ziemią było prawdziwe piekło. Dlatego musimy liczyć na cud i walczyć o życie kolegów – tak ratownicy mówią o katastrofie w Halembie - czytamy w "Życiu Warszawy". Tłumy zrozpaczonych matek, ojców, żon, dzieci i przyjaciół do rana okupowały wejście do Halemby.
Byli wściekli, że dyrekcja kopalni nie przekazuje im informacji o tym, co się dzieje na dole. – Więcej dowiadujemy się od tych, którzy siedzą przed telewizorem. Niech tu w końcu ktoś do nas wyjdzie – krzyczeli.
22.11.2006 | aktual.: 22.11.2006 09:15
Zobacz więcej zdjęć:
Tragedia w kopalni Halemba
Przyszło około 200 osób. Nie tylko ci, których najbliżsi zostali pod ziemią. Czuwali. Wspierali się. Płakali. Łzy płynęły z oczu największym nawet twardzielom. Pod bramą większość z nich stała całą noc. – Powiedzcie mi, czy on żyje?– rozpaczała pod bramą kopalni Jolanta Toczek. Jej mąż Mirosław wczoraj do pracy przyjechał koło 12.30. Dzień jak każdy inny. Po 18 Jolanta dowiedziała się, że w kopalni dzieje się coś złego. Natychmiast tam pobiegła. – Mąż ma 45 lat. Od 25 pracuje pod ziemią. Mamy troje dzieci. Boże, co ja mam robić? Niech mi ktoś powie, czy on żyje! Tylko tyle! Czy żyje? – krzyczała roztrzęsiona.
Ślązacy są oswojeni ze śmiercią
Dzisiaj w śląskich autobusach i pociągach będzie cisza. - Ludzie, mimo że obyci z katastrofami górniczymi, są solidarni z rodzinami ofiar. Ten rok był dla Śląska wyjątkowo nieszczęśliwy. Zaczęło się 28 stycznia, kiedy runęła hala Międzynarodowych Targów Katowickich. - Na Śląsku było już wiele tragicznych wydarzeń, jednak żadne nie miało takich rozmiarów - uznał później arcybiskup Damian Zimoń. Do tragedii doszło podczas międzynarodowej wystawy gołębi pocztowych. Zginęło 65 osób. - Ludzie wówczas na bardzo długo pogrążyli się w smutku. Ślązacy poddawani są skrajnym emocjom. W marcu radość po ocaleniu górnika Zbigniewa Nowaka z kopalni Halemba zbiegła się z rozpaczą po tragicznej śmierci jego kolegi z kopalni Siltech. Radość - i zaraz potem smutek.
Co dzieje się pod ziemią tuż po wybuchu metanu?
Metanu nie da się wyczuć - to gaz bezwonny. Zwykle nic nie zapowiada tragedii. Nagle jest potworny ogień, uderzenie ciepła i mocna fala uderzeniowa. Chwilę później pojawiają się duszące gazy. W chodniku utrzymuje się wysoka temperatura. Metan jest niewyobrażalnie niebezpieczny. Człowiek, który znajduje się w centrum wybuchu, nie ma szans przeżycia - powiedział w "Gazecie Wyborczej" prof. Juliusz Jakubaszka, krajowy konsultant medycyny ratunkowej i katastrof.