Talibowie: zabiliśmy 25 komandosów
Wideo Departamentu Obrony USA - amerykański samolot nad celem w Afganistanie (AFP)
Rządzący Afganistanem talibowie przekazali w niedzielę, że w pierwszych starciach na afgańskiej ziemi ich ludzie zabili 20-25 amerykańskich komandosów oraz rozbili śmigłowiec. Na pewno zestrzeliliśmy helikopter - powiedział minister edukacji Amir Khan Muttaqi.
21.10.2001 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Nasza wiadomość dla Amerykanów jest taka; jeśli chcą być bezpieczni, to nie wolno im wchodzić do Afganistanu - oświadczył Muttaqi. Już dzień wcześniej władze talibanu zagroziły, że na ataki odpowiedzą długą wojną partyzancką.
W sobotę, po zakończeniu pierwszej akcji lądowej - w 13. dniu amerykańskiej kampanii przeciwko arabskiemu terroryzmowi - szef Kolegium Szefów Sztabów USA Richard Myers powiedział, że siły amerykańskie w nocy z piątku na sobotę zaatakowały i zniszczyły cele w Afganistanie. Misję jednostek specjalnych Myers uznał za zakończoną sukcesem.Jak powiedział, akcja, którą przeprowadziły m.in. grupy "rangersów", przebiegła bez zakłóceń.
Pentagon upublicznił film wideo z zapisem przygotowań do ataku i działań oddziałów lądowych, przeczesujących afgańskie budynki.
Jednocześnie jednak siły USA poniosły pierwsze straty w ludziach. Zginęło dwóch żołnierzy, gdy helikopter Blackhawk rozbił się w sąsiednim Pakistanie.
Talibowie przypisują sobie zestrzelenie śmigłowca. Tymczasem Myers zarzucił im kłamstwo, informując, że katastrofa maszyny byłą wypadkiem. Generał podał również, że Amerykanie przejęli talibańskie magazyny z bronią oraz amunicją i zniszczyli je, po czym wycofali się przy pomocy śmigłowców.
Głównymi celami wojsk USA były lotnisko i centrum dowodzenia niedaleko Kandaharu, w którym miał znajdować się duchowy przywódca afgańskich talibów, mułła Omar. W obu obiektach atakujący napotkali słaby opór zbrojny.
Żołnierze przeprowadzili też wstępne rozpoznanie terenu. Gen. Myers ocenił misję jako udaną i podsumował amerykańskie osiągnięcia (od piątku 100 samolotów zaatakowało 15 celów, przeprowadzono 4 misje humanitarne, podczas których zrzucono 68 tys. racji żywnościowych). Nie chciał jednak powiedzieć, czy piątkowe działania jednostek specjalnych są początkiem wojny lądowej. Stwierdził, że niektóre akcje wojskowe USA w Afganistanie są widoczne - a inne niewidoczne.
Jak podało amerykańskie ministerstwo obrony, oprócz dwóch żołnierzy, którzy zginęli w katastrofie śmigłowca, podczas desantu spadochronowego rany odniosło jeszcze dwóch Amerykanów. Tymczasem niedzielny pakistański dziennik The Frontier Post podał, że amerykańskie siły powietrzne straciły do tej pory w operacji w Afganistanie siedmiu żołnierzy, a nie dwóch jak oficjalnie utrzymują. Gazeta, powołując się na anonimowe źródła dyplomatyczne, podaje, że pięciu Amerykanów zginęło w katastrofie śmigłowca bojowego w Beludżystanie (zachodnia prowincja Pakistanu), zaś dwóch poniosło śmierć, gdy na lotnisku w Dalbandin rozbił się podchodzący do lądowania samolot AC-130.
Z kolei oficjalna agencja prasowa talibów, Bakhtar, podała że 4 amerykańskie śmigłowce wylądowały w górskim regionie Kohi Baba, na północny zachód od Kandaharu. W relacji afgańskiej agencji, rejon ten - zniszczony wcześniej przez bombardowania - był pusty i siły USA wycofały się, nie nawiązując kontaktu z żołnierzami talibów. To samo źródło poinformowało w niedzielę, że w ciągu ostatnich dni w wyniku amerykańskich nalotów na miasto Herat zginęło 50-60 cywilów. 150 osób miało zostać rannych. Według agencji, w zbombardowanej wsi Eszak Salajman, położonej kilkanaście kilometrów od Heratu, miało ostatniej nocy zginąć 8 osób, a co najmniej 15 odniosło rany.
Działająca w Pakistanie afgańska agencja AIP podała, że podczas porannych nalotów na Kandahar zginęły 3 osoby cywilne, a 8 zostało rannych. Informacji tych nie potwierdziły inne źródła.
Cytowany przez zachodnie agencje Noor Mohammed, afgański uchodźca, który dotarł do Pakistanu, poinformował, że amerykański atak wymierzony był w Qila Jadeed, garnizon talibów położony ok. 30 km. na północny wschód od Kabulu. Podał też, że 25 żołnierzy talibów zostało zabitych.
W ramach przygotowań do ataku lądowego, amerykańskie oddziały specjalne zostały w miniony weekend ulokowane na lotniskowcu USS "Kitty Hawk", pływającym na Oceanie Indyjskim.
Stany Zjednoczone przeprowadziły w sobotę szereg nalotów na cele w Afganistanie. W atakach brały udział m.in. bombowce F-15E. Jak podała katarska telewizja Al-Dżazira, w wyniku obrażeń spowodowanych bombardowaniem, w szpitalu w Dżalalabadzie zmarł bliski współpracownik Osamy bin Ladena, Bassir El-Mesri.
Grupy "rangersów" to nie jedyne jednostki specjalne działające na terenie Afganistanu. W akcjach biorą również udział oddziały Zielonych Beretów, które towarzyszą siłom opozycyjnego Sojuszu Północnego i prowadzą misje wywiadowcze. Siły zbrojne USA są wspomagane przez CIA, które dąży do nakłonienia przywódców pasztuńskich do zerwania kontaktów z talibami.(kar)