Katastrofa w Stroniu Śląskim. Tak runęła tama, pojawiło się nagranie
TVP Wrocław opublikowała pięciominutowe nagranie przedstawiające moment przerwania zapory na zbiorniku w Stroniu Śląskim. - Ta wyrwa wygląda potwornie. Drzewa łamią się jak zapałki. Wszystko poszło - mówi autor filmu.
Tama na potoku Morawka runęła w niedzielę 15 września. Fala spustoszyła Stronie Śląskie, Lądek-Zdrój, Kłodzko i mniejsze miejscowości.
Przerwana tama w Stroniu Śląskim
27 września rzecznik Prokuratury Okręgowej w Świdnicy prok. Mariusz Pindera przekazał, że śledztwo prowadzone jest w kierunku nieumyślnego sprowadzenia katastrofy budowalnej na tamie w Stroniu Śląskim.
- Katastrofy, polegającej na rozmyciu wałów, czego konsekwencją było zalanie Stronia Śląskiego i kolejnych miejscowości - powiedział prokurator.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Prokuratura zbiera dokumentację w tej sprawie od Wód Polski, samorządów, organów nadzoru budowalnego. Ustalane są też kwestie techniczne związane z możliwością przeprowadzenia oględzin tamy i okolicy. Prok. Pindera powiedział też, że powołano już biegłych, którzy mogą uczestniczyć w oględzinach zniszczonej tamy.
"Jest tragedia, jeszcze tak nie było"
TVP Wrocław opublikowała pięciominutowe nagranie przedstawiające początek katastrofy. - Nie chcę być złym wróżbitą, ale wydaje mi się, że tama puści. Zobaczcie jak już bokiem, wałem idzie woda. Już rwie tamę (...) Jest tragedia, jeszcze tak nie było. Tama jest w rozsypce. Zobaczcie, co się dzieje. Tama puszcza - mówi autor nagrania Damian Aniszkiewicz.
- Tama nie wytrzymała. Rozerwało wały - mówi kilka minut później pan Damian. - Ta wyrwa wygląda potwornie. Patrzcie, jak wyrwało wały - dodaje.
Tłumaczenie Wód Polskich i chaos po pęknięciu tamy
We wtorek Wody Polskie wydały oświadczenie ws. zniszczenia tamy w Stroniu Śląskim. Podkreślono, że prace prowadzone wcześniej na zbiorniku w Stroniu Śląskim nie mogły mieć wpływu na stabilność konstrukcji zapory i nie mogły przyczynić się w żaden sposób do zniszczenia obiektu.
W oświadczeniu Wód Polskich przedstawiono przebieg wydarzeń z 15 września. "W niedzielę około godz. 10.35, ze względu na ciągły napór wody na konstrukcję zbiornika, doszło do rozmycia zapory ziemnej i woda przelała się przez obiekt w całkowicie niekontrolowany sposób. Zbiornik w Stroniu Śląskim był przygotowany na przepływ rzędu 70-80 m3/s, a przyjął falę powodziową 320 m3/s, czyli czterokrotnie większą. Należy podkreślić, że dokładne przyczyny awarii zbiornika muszą zostać szczegółowo zbadane" - podano.
Wody Polskie wskazały również, że w momencie przelania się wody przez zaporę ziemną zbiornika, poinformowano centrum zarządzania kryzysowego w Stroniu Śląskim za pomocą obecnej na miejscu straży miejskiej. "To była jedyna możliwa droga komunikacji w tym momencie, ponieważ wystąpił całkowity brak łączności telefonicznej i komunikacji w całym regionie. Nadzór wodny w Kłodzku otrzymał nieoficjalne informacje, że nastąpiło przebicie zapory ziemnej zbiornika w Stroniu Śląskim około godziny 11:45. Niestety, nie można było potwierdzić tych informacji z powodu braku łączności. Dopiero o godzinie 13.05 potwierdzono te informacje" - poinformowano.
Podkreślono, że do czasu utraty łączności operatorzy zbiornika informowali co godzinę centrum zarządzania kryzysowego w Stroniu Śląskim o sytuacji. "Ponadto kierownik nadzoru wodnego w Kłodzku poinformował Burmistrza Stronia Śląskiego o koniecznej ewakuacji już w sobotę 14 września o godzinie 22.52. Informację o koniecznej ewakuacji ludności przekazał również operator zapory Stronie Śląskie w niedzielę 15 września, tuż po godzinie 7:00" - podkreślono.
"Nie miałem takiej informacji"
Jednak burmistrz Stronia Śląskiego Dariusz Chromiec uważa, że w tej sprawie zabrakło komunikacji. W jego opinii tama nie była przygotowana na przyjęcie tak dużej ilości wody. - Wymagała modernizacji, przebudowy. Nie spełniała swojej roli. Okazało się, że kanały przelewowe nie pracowały - twierdzi Chromiec. O tym, że wał został przerwany, nie został zaalarmowany. - Nie miałem takiej informacji - powiedział na antenie TVN24.
Także burmistrz Kłodzka Michał Piszko powiedział, że nie dostał informacji na temat nadciągającej fali od służb, tylko od dziennikarki. - Potwierdzam, że chwilę po godzinie 12 otrzymałem taką informację od jednej z redaktorek lokalnego portalu. Ale też nie mogłem do końca dać wiary tym informacjom - mówił w TVN24 Michał Piszko, który o pęknięciu tamy w pobliskiej miejscowości - co skutkowało zalaniem jego miasta - nie dowiedział się od władz powiatowych ani od Wód Polskich.