Tak rodzą znane Polki. Ginekolodzy ujawniają tajemnice swoich gabinetów
Nawet kilkanaście tysięcy złotych muszą zapłacić znane Polki za poród w prywatnej klinice. Ginekolodzy zdradzają, jakimi pacjentkami są kobiety z pierwszych stron gazet, ale i te całkiem zwyczajne. - Na izbę przyjęć zgłaszają się z bólem brzucha, a okazuje się, że ona rodzą - opowiada lekarz w książce Izy Komendołowicz "Ginekolodzy. Tajemnice gabinetów".
25.08.2018 | aktual.: 25.08.2018 16:37
Wirtualna Polska jako pierwsza publikuje fragmenty książki:
Poród w prywatnej klinice położniczej kosztuje od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Często wnętrza bardziej przypominają pięciogwiazdkowe hotele niż sale szpitalne. Eleganckie meble, nastrojowe dodatki, wanny i prysznice z hydromasażem. Do tego wszelkie możliwe udogodnienia: klimatyzacja, nawilżacze powietrza, Internet, telewizory. Zazwyczaj w skład pakietu porodowego wchodzą badania KTG przed porodem oraz dwie-trzy wizyty u położnej. W placówkach prywatnych odsetek porodów znieczulanych sięga niemal 100 procent. Stosunkowo łatwo też o cięcie cesarskie na życzenie.
Są ośrodki, gdzie w ogóle nie prowadzi się porodów drogami natury. Ale możliwe są też niekonwencjonalne rozwiązania, na przykład można mieć poród lotosowy, a więc bez przecinania pępowiny (sama odpada w ciągu kilku dni). Niektóre miejsca reklamują "pielęgnowanie transkulturowe", czyli przestrzeganie zasad obowiązujących w mniejszościach religijnych (judaizm, islam, świadkowie Jehowy) czy narodowych (Romowie).
W najlepszych szpitalach prywatnych (na przykład w warszawskim Medicoverze) są oddziały intensywnej opieki medycznej nad noworodkiem wyposażone w supernowoczesny sprzęt do resuscytacji niemowląt. Większość gwiazd i celebrytek rodzi w prywatnych klinikach. Niektóre jednak decydują się na poród w szpitalu państwowym. Kilkanaście lat temu sensacją był poród Edyty Górniak, która wybrała szpital miejski w Łomży. W 2004 roku aktorka Małgorzata Kożuchowska urodziła syna naturalnie w szpitalu Świętej Rodziny na Madalińskiego w Warszawie. Wokalistka Patrycja Markowska na miejsce porodu wybrała szpital Bielański. Pod koniec ubiegłego roku w jednym z warszawskich szpitali państwowych urodziła syna aktorka Magdalena Boczarska.
Gabinet prywatny na Mokotowie. W poczekalni czeka znana aktorka, mama trójki dzieci. Wiele pacjentek to znane kobiety, sporo jest aktorek, celebrytek, bizneswomen.
Sławne i bogate kobiety to chyba wyjątkowo wymagające pacjentki?
Najczęściej pacjentka chce być w ciąży, ale nie ma ochoty zmieniać swojego trybu życia. Jedna z bardzo znanych kobiet nie wyobrażała sobie, że miałaby przestać biegać. A to wcale nie był żaden krótki jogging, tylko długi bieg codzienny, po dziesięć, piętnaście kilometrów. Bardzo długo musiałem jej tłumaczyć, czym to może grozić.
Która jeszcze dała się panu we znaki?
Pewną nadaktywną bizneswoman musiałem, w cudzysłowie, niemal za nogę przywiązać do łóżka. Dwudziesty drugi tydzień ciąży, a ona chce jeździć po świecie, pracować za dwie. Tłumaczyłem, że może w ten sposób wywołać poród przedwczesny, i to za parę tygodni. Takie dzieci, owszem, przeżywają, ale w słabszej kondycji, po wielu operacjach.
Czy osoby zamożne oczekują nadzwyczajnego traktowania?
To nie zawsze idzie ze sobą w parze: zamożność i wyjątkowe wymagania. Moją pacjentką była pewna kobieta, która posiada kilkaset hektarów ziemi. Genialna. Przychodziła, badała się, współpracowała. Ale niekiedy spotykam się też z postawą "płacę i wymagam". Problem polega na tym, że nasza cywilizacja – dotyczy to również cywilizacji medycznej – nie znosi błędów. Coś na zasadzie: "Dlaczego ten samochód miał wypadek, skoro jest wyposażony we wszystkie systemy?" oraz "Dlaczego zjeżdżając na nartach, mając najlepsze buty, najlepsze deski, połamałem sobie nogi?". Polska pacjentka coraz częściej wymaga od lekarza, aby ciąża i poród przebiegały wzorcowo, a na to, niestety, wciąż nie mamy wielkiego wpływu…
Znane kobiety w ciąży…?
U pacjentek obowiązują tak zwane stereotypy charakterologiczne. Pani bizneswoman ma wszystko poukładane, to typ zadaniowy. Planuje macierzyństwo w konkretnym terminie. Pamiętam rozmowę, w której powiedziałem jednej pacjentce, że oczywiście z medycznego punktu widzenia uczynię wszystko, żeby ona w lipcu zaszła w ciążę, tak jak sobie życzy. Ale poprosiłem, by pamiętała, że mimo wszystko istnieje jeszcze tak zwany czynnik zewnętrzny. Nie mamy na pewne rzeczy wpływu i jednak może być tak, że kobieta zajdzie w ciążę w październiku, w listopadzie albo dopiero za rok. Albo w ogóle.
A cóż ona na to?
"Udowodnię panu doktorowi, że zajdę w ciążę w lipcu!"
I zaszła?
Nie pamiętam. Mogę tylko powiedzieć, że wiedza każdego z nas, ginekologów, pracujących z ludźmi z pierwszych stron gazet, jest tak ogromna, jeżeli chodzi o ich choroby, dolegliwości, i sytuacje życiowe, że gdybyśmy się skrzyknęli w kilka osób i napisali książkę, toby się Polska zatrzęsła w posadach (uśmiech).
Znajoma terapeutka par powiedziała, że najtrudniejszą grupą są prawnicy, a najbardziej elastyczną informatycy.
Zawód predysponuje do pewnego rodzaju systemów myślowych. Jeżeli aktor jest celebrytą, a celebryta jest ekshibicjonistą, to będzie się puszyć jak paw. Jeżeli przyjdzie typ naukowy, to może być niełatwym pacjentem, bo "wie lepiej". Niech pani sobie wyobrazi, że siedzi tutaj, w gabinecie, na moim miejscu, a ja jestem pacjentem. Pani opowiada mi o badaniach, o planowanej operacji, a ja biorę notes i wszystko notuję. Tak się zdarza, a ja za tym nie przepadam.
Kto tak robi?
Najczęściej prawnicy.
Jan, ginekolog z Warszawy
Co można znaleźć w pochwie?
Na przykład plik banknotów studolarowych.
Nie dziwię się, że pacjentka chciała go wyjąć.
Nie ona chciała, tylko boss, który ją przyprowadził, chciał odzyskać pieniądze. Może kazał jej przewieźć je przez granicę? Nie wiem.
Duży był ten plik?
Bardzo duży.
Nie mogła go wyciągnąć sama?
Nie wiem, czy nie mogła, czy się bała.
Co jeszcze potrafią sobie włożyć pacjentki?
Były jakieś spinki, koraliki, końcówka od dezodorantu.
Przez przypadek?
Myślę, że nie przez przypadek. Nie sądzę, żeby dezodorant przez przypadek znalazł się w pochwie.
Izabela Falkowska, ginekolog położnik ze Szpitala Klinicznego im. ks. Anny Mazowieckiej przy ul. Karowej
Izba przyjęć. Ostry stan zapalny u pacjentki, młodej dziewczyny. Razem z nią jest jej matka. Szybka decyzja, wypisanie recepty, po czym tekst mamusi: „Czy mógłby pan przepisać jeszcze jedno opakowanie, bo mamy tego samego partnera seksualnego?”.
Profesor dr hab. med. Romuald Dębski, szef Kliniki Ginekologii i Położnictwa CMKP w Szpitalu Bielańskim
Wigilia Bożego Narodzenia, godzina druga w nocy. SMS z nieznanego mi numeru: "Proszę pani, właśnie miałam stosunek i znalazłam w pochwie coś białego. Wydaje mi się, że mogę być w ciąży. Co pani o tym myśli? Wesołych świąt". Nie żartuję, na końcu dołączono życzenia. Następnego dnia ta kobieta do mnie zadzwoniła. Odebrałam i mówię: "Proszę pani, pani mi napisała jakiegoś SMS-a w noc". "No tak, bo się bardzo zmartwiłam". "Ile pani ma lat?" "Osiemnaście". "A czy pani nie wie, że do obcych ludzi nie pisze się i nie dzwoni z takimi problemami?". Nie rozumiała, o co mi chodzi…
Marta, Ginekolog z dużego miasta w centralnej Polsce
Młoda kobieta dzwoni i mówi, że zaszła w ciążę. Super, moje gratulacje. „Ale zaszłam w tę ciążę w czasie stosunku przerywanego”. „Proszę pani, to nie jest najlepsza metoda antykoncepcji” – odpowiadam. „Panie doktorze, czy jeśli mieliśmy stosunek przerywany, to dziecko urodzi się w całości?”. Ona nie żartowała.
Piotr, ginekolog ze szpitala powiatowego na Śląsku
Przez jakiś czas miałem dyżury w pogotowiu. Kiedyś, o trzeciej, czwartej nad ranem, otwierają się drzwi, patrzę – nikogo nie ma. Mówię do pielęgniarki: "Niech pani zobaczy, co się dzieje". Ona wygląda i krzyczy przerażona: "O Jezu, leżą na podłodze!". Ludzie z pierwszych stron gazet: znana aktorka i równie znany aktor. On prosi: "Panie doktorze, niech pan jej to wyjmie. To ja jej wsadziłem". I wyciągnąłem z pochwy kieliszek do wódki.
Marek, specjalista z zakresu ginekologii i położnictwa oraz endokrynologii
Raz mówię pacjentce: "Proszę pani, zakażenie wirusem HPV w pochwie jest tak rozległe, że nie wyleczy go pani samodzielnie, tylko stosując maści i kremy. Trzeba zrobić zabieg". Pacjentka kiwa głową, zapisuje się na zabieg, a trzy dni później dzwoni i mówi: "Pani doktor, ja to przemyślałam. Nie poddam się zabiegowi, ponieważ my z moim partnerem się kochamy i ufamy sobie. Nie będę się leczyła". I czuję, że pacjentka ma do mnie ukryte pretensje, bo sugerowałam, że partner mógł ją zdradzić (czego rezultatem było nasilenie zakażenia). Obraża się na mnie.
Anna, Ginekolog z Warszawy
Zdarzają się też inne historie. Na przykład pacjentka z cebulą włożoną do pochwy.
Co takiego?
Mąż jej włożył na siłę, bo się źle zachowywała w domu. Trafiają się pacjentki, którym trzeba wyjąć z pochwy prezerwatywę albo utknięte tampony. Różne rzeczy można znaleźć w pochwie. Kiedyś była żarówka, ale to akurat u mężczyzny, w odbycie. Włożona szkłem na zewnątrz. Ktoś mu to zrobił. Tego nie da się samemu wyjąć.
Dorota, ginekolog ze szpitala powiatowego
W gabinecie. Pacjentka z silnymi upławami. Smród okropny. Musiałam otworzyć okna. Delikatnie ją pytam: "Nie przeszkadza pani ten zapach?". A ona: "Trochę przeszkadza, ale mąż tak lubi".
Joanna, ginekolog ze szpitala klinicznego w Warszawie
W tamtym roku przyjechała do kliniki pacjentka, która nie wiedziała, że jest w ciąży, a była w dwudziestym ósmym tygodniu. Dziecko miało powyżej tysiąca gramów. Jej chłopak stoi pod porodówką, oburzony, że nikt go o niczym nie informuje, więc mu mówię: "Pana dziewczyna jest w ciąży, będziemy rodzić". "Aha – odpowiada. – A czy dziecko jest zdrowe?". "Dlaczego pan pyta?" "Bo gdybym wiedział o ciąży, tobyśmy tak nie imprezowali".
Profesor dr hab. med. Hubert Huras, szef Kliniki Położnictwa i Perinatologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie
Banalna sprawa. Przewlekły stan zapalny w pochwie. Pacjentka oświadcza, ma do tego prawo, że nie chce być badana. W takiej sytuacji w kartę wpisuje się: "odmowa badania". Najpierw przepisuję jedne leki dopochwowe, po jakimś czasie ona przychodzi i mówi, że jej nie pomagają. Przepisuję inne leki, też okazują się nieskuteczne. "Proszę pani, przepraszam bardzo, muszę jednak panią zbadać". Badam i co znajduję w pochwie? Gazę, a w środku zawinięty liść. Wyciągam to wszystko, może pani sobie wyobrazić, jak to pachniało, jak wyglądało. Włożyła sobie liść kapusty, bo koleżanka jej powiedziała, że pochwę najlepiej zakwasić kapustą.
Marek, specjalista z zakresu ginekologii i położnictwa oraz endokrynologii
Na izbę przyjęć zgłaszają się pacjentki z bólem brzucha, przychodzi chirurg na konsultację, a okazuje się, że ona rodzi. Donoszona ciąża. Dziewiąty miesiąc.
Nie wiedziała, że jest w ciąży?!
Mówi, że nie wiedziała. Nie wiem, jak to możliwe, że te kobiety nie czują ruchów płodu. Może wypierają to, że są w ciąży. Najczęściej rodzą zdrowe dzieci, chociaż przez całą ciążę były bez opieki, nie oszczędzały się. To przeważnie są pacjentki bardzo młode albo czterdzieści plus. Często bardzo otyłe, może dlatego ich rodziny czy znajomi nic nie zauważyli. Ale całkiem niedawno pogotowie przywiozło dziewczynę dwudziestoparoletnią. To była akurat mała ciąża, trzydzieści dwa tygodnie. Szczupła. Tak naprawdę tego brzucha było tylko odrobinę więcej. Pacjentka wjechała na porodówkę i urodziła. Z kolei ostatnio inna na obchodzie pyta, czy będzie mogła wyjść do domu po dwóch dobach. Mówimy, że jeśli z dzieckiem będzie wszystko w porządku, to naturalnie tak. A pacjentka tłumaczy: "Bo wie pani, jestem nieprzygotowana, ja się dopiero tutaj dowiedziałam, że byłam w ciąży". Oczywiście w takim przypadku pacjentka nie wychodzi ze szpitala szybko, bo u noworodka trzeba zrobić wszystkie badania.
Brak okresu przez dziewięć miesięcy, rosnący brzuch. Jak pacjentki to sobie tłumaczą?
Często mówią, że były plamienia, więc myślały, że to miesiączka. Jest mnóstwo kobiet, które w ogóle nie chodzą do ginekologa. Jedna z takich zaskoczonych porodem pacjentek miała pofarbowane włosy, makijaż permanentny. Na pierwszy rzut oka zadbana. Takie historie zdarzają się też w Warszawie, choć może rzadziej niż na prowincji.
Joanna, ginekolog w trakcie specjalizacji z warszawskiego szpitala klinicznego
Przychodzą z rzadka, zazwyczaj bardzo zawstydzone. Przełożona zakonu prosi o to, by przyjmować je po godzinach. Powód? Habit w poczekalni budzi niezdrową sensację, zupełnie jakby zakonnice nie miały żadnych narządów płciowych. A przecież to też człowiek, też pacjentka. Dla mnie nie ma żadnej różnicy. Wszystkie jesteśmy zbudowane podobnie. Oczywiście takie wizyty są nieco inne, bo zakonnice nie współżyją, nie proszą o środki antykoncepcyjne. Dla nich najważniejsze jest tylko to, czy są zdrowe, czy nic złego się nie dzieje. Kiedyś u jednej młodej zakonnicy znalazłam zmianę nowotworową. Powiedziała: "Będę się modliła, na pewno wyzdrowieję". Tej wiary im zazdroszczę, pewnie łatwiej się z nią żyje.
Krystyna, ginekolog z dużego miasta w centralnej Polsce
Jedną z najbardziej zdumiewających pacjentek była pani, którą przyjęliśmy zeszłego roku jesienią. Ósma ciąża, do ósmego cięcia cesarskiego, kobieta lat trzydzieści dwa. Wyszła od nas po tym cięciu z macicą, co jest rzadkie, bo przy tylu porodach zdarza się, że jest krwotok i trzeba macicę usunąć. Spodziewamy się, że ta pacjentka może jeszcze przyjść w niejednej ciąży.
Profesor dr hab. med. Anita Olejek, kierownik Katedry I Oddziału Klinicznego Ginekologii, Położnictwa i Ginekologii Onkologicznej w Bytomiu
Pewna młoda kobieta w ciąży przyszła do mojego gabinetu na pierwsze USG. Z przerażeniem stwierdziłem, że wygląda to na skomplikowaną wadę płodu, bezczaszkowca. Matka może podjąć próbę porodu, jednak musi mieć świadomość, że dziecko umrze. Napisałem, że zachodzi podejrzenie takiej wady, i mówię do pacjentki: "Bardzo panią proszę o pilne skontaktowanie się ze specjalistą (tu podałem nazwisko). Sprawa jest naprawdę bardzo poważna". Kobieta zabrała wyniki i poszła. Po wielu dniach do mojego gabinetu wchodzi pacjentka zapisana na USG, dwudziesty któryś tydzień ciąży. Patrzę na nią, przyglądam się jej i pytam: "A czy pani nie jest tą pacjentką, która miała pojechać pilnie do szpitala?". "Tak". "A zatem proszę mi pokazać wynik wykonanego tam USG". "Ale ja tam nie pojechałam". "A dlaczego nie?" "No bo myślałam, że nic złego się nie dzieje i że dziecko jakoś się naprawi". Horror. Musiała donosić tę ciążę z płodem bez głowy aż do porodu naturalnego.
Piotr, ginekolog z Warszawy