Studolarowe banknoty, cebula, czy kieliszek w ciele znanej aktorki. Ginekolodzy ujawniają tajemnice gabinetów

Do szpitala przyjeżdża kobieta z bólem brzucha. Po badaniu i pacjentka, i lekarz są tak samo zaskoczeni, gdy okazuje się, że właśnie rodzi, choć nie miała pojęcia, że jest w ciąży. Takie sytuacje wcale nie należą do wyjątków. Ginekolodzy w książce Izy Komendołowicz ujawniają tajemnice, jakie kryją ich gabinety.

Studolarowe banknoty, cebula, czy kieliszek w ciele znanej aktorki. Ginekolodzy ujawniają tajemnice gabinetów
Źródło zdjęć: © PAP
Magda Mieśnik

Plik studolarowych banknotów. Do tego spinki, koraliki. Znanej aktorce lekarze wyciągali kieliszek od wódki. Innej cebulę, którą kazał jej włożyć za karę partner. W twojej książce ginekolodzy ujawniają wstydliwe tajemnice Polek.

Takie sytuacje się po prostu zdarzają. Tak wygląda życie. Lekarze opowiadają o swoich doświadczeniach z wielu lat pracy. Niektórzy mówią, że widzieli już wszystko, ale tak naprawdę wciąż zaskakuje ich coś nowego.

Jak choćby kobieta, która leczyła się umieszczając w pochwie liść kapusty, bo tak doradziła jej koleżanka?

Niestety, prawda jest taka, że część Polek się nie bada, nie leczy i trafiają do lekarza w bardzo zaawansowanym stadium choroby.

Cytujesz lekarza, który twierdzi, że kobiety przychodzą do ginekologa w czterech przypadkach: gdy chcą zajść w ciążę, zaszły w ciążę lub chcą usunąć ciążę oraz gdy mają raka. Rzeczywiście nie dbamy o siebie?

To było słynne powiedzenie legendarnego ginekologa Ferdynanda Czyżewicza. Chodziło mu o to, że najważniejsza jest diagnostyka, ustalenie przyczyny, dla której kobieta przyszła na wizytę. Wtedy będzie można jej pomóc w najbardziej skuteczny sposób. W czasach, gdy praktykował prof. Czyżewicz, kobiety przychodziły do ginekologa, jeśli miały ku temu konkretny powód. Gdy wkroczyły w menopauzę, wiele z nich uważało, że wizyty u lekarza są zbędne. Pojawiały się dopiero, gdy zaczynały im dokuczać poważne dolegliwości, na przykład krwawienia. Niestety, dziś też wiele kobiet tak postępuje.

Izabela Komendołowicz przed napisaniem książki rozmawiała z wieloma ginekologami

Obraz
© Materiały prasowe

Kobiety chodzą do lekarza tylko, gdy muszą?

Na szczęście nie wszystkie. Część kobiet przychodzi, by zrobić kontrolne badania. Jednak wciąż przeważająca część trafia do gabinetu ginekologa w związku z ciążą. Lekarze zwracają uwagę, że częściej dbają o siebie, robią badania pacjentki z dużych miast. Są bardziej świadome i mają lepszy dostęp do specjalisty. Ale i tu są wyjątki. Chyba wszyscy moi rozmówcy mówią, że zdarzają się sytuacje, gdy kobiety pojawiają się w zaawansowanym stadium raka w dużych ośrodkach, w Warszawie.

Jak lekarze to tłumaczą?

Trudno znaleźć wytłumaczenie, dlaczego ktoś tak postępuje. Być może te kobiety stosują mechanizm wyparcia. Bagatelizują ewidentne sygnały świadczące o chorobie. Może boją się usłyszeć, że są poważnie chore? Słyszałam też historie o pacjentkach, które zgłosiły się do szpitala rzekomo z bólem brzucha, a od lekarza dowiedziały się, że właśnie rodzą. To też się dzieje w dużych miastach i wcale nie dotyczy środowisk patologicznych.

Jak kobieta może nie zdawać sobie sprawy z tego, że jest w zaawansowanej ciąży?

Szczerze mówiąc, też tego nie rozumiem. Być może one wypierają ciążę. Prawdopodobnie jej nie chcą. Same przed sobą udają, że to nie ciąża. Część z nich nie ma typowych objawów, mają jakieś plamienia. Niektóre są otyłe, więc przyrost wagi nie jest aż tak widoczny.

Lekarze przyznają, że często mają do czynienia z bardzo młodymi matkami.

Zdarzają się dziewczynki, które zostają matkami w wieku 13, 14, 15 lat. W wielu przypadkach pochodzą ze środowisk romskich, a tam panują trochę inne obyczaje. Nie tłumaczę tego, tylko wyjaśniam. Takie przypadki zawsze się zdarzały. Ginekolodzy zwracają uwagę na inne zjawisko, którego jeszcze kilka lat temu nie było. Matkami zostają kobiety, które przekroczyły 50 lat.

Cała Polska niedawno żyła historią aktorki, która urodziła bliźnięta w wieku 60 lat.

I to nie jest wyjątek. W każdym dużym szpitalu, który prowadzi trudne ciąże, coraz więcej jest takich pacjentek. To są oczywiście ciąże z in vitro.

Lekarze pomagają zajść w ciążę kobietom w zaawansowanym wieku?

Regulacje prawne dotyczące in vitro w Polsce nie są do końca jasne. Wynika z nich, że kobieta, która chce się poddać procedurze in vitro, powinna mieć partnera. Może skorzystać z nasienia z banku spermy, ale musi być mężczyzna, który formalnie będzie ojcem dziecka. Nie może zostać matką kobieta samotna. Drugi warunek: kobieta zakwalifikowana do in vitro powinna być przez menopauzą. 50-latki raczej nie zostają matkami w naturalny sposób. Te wymogi można jednak prosto obejść. Wystarczy pojechać na Słowację, gdzie lekarze wykonują taki zabieg. W tym przypadku komórka jajowa pochodzi oczywiście od anonimowej dawczyni.

Polscy lekarze są przeciwni zabiegom in vitro u 50-letnich kobiet?

Są w tej sprawie podzieleni. Jedni uważają, że to wbrew naturze, że kobieta w dojrzałym wieku nie da rady wychować dziecka, ale druga grupa mówi, że przecież żyjemy coraz dłużej, w coraz lepszej kondycji i skoro medycyna nam to umożliwia, to czemu nie. Z zagranicznych klinik korzystają także kobiety, które chcą usunąć ciążę.

Z twojej książki wynika, że w Polsce dość łatwo usunąć niechcianą ciążę, mimo że jest to zakazane.

W Polsce zgodnie z obowiązującym prawem nie można usunąć ciąży na życzenie. Według mojej wiedzy nie jest to wcale łatwe. Natomiast w internecie bez problemu można kupić tabletki, które doprowadzą do poronienia. Tyle że można się narazić na powikłania. Do szpitali trafiają pacjentki z krwotokami. Wiele kobiet, które chcą usunąć ciążę, decyduje się na zabieg w klinikach zagranicznych, właśnie na Słowacji albo w Niemczech. Taki zabieg kosztuje około 350-450 euro. Te kliniki reklamują się zupełnie jawnie. Trudno oszacować, ile Polek dokonuje aborcji za granicą. Moim zdaniem jednak jest ich o wiele mniej, niż w latach 60., 70., 80., kiedy w Polsce aborcja była dostępna na życzenie. To wynika z wielu powodów. Kiedyś zabieg aborcji był traktowany jako… zabieg. Usuwało się ciążę. Nikt, albo prawie nikt nie mówił, że…

Zabija się człowieka.

Jeśli będziemy używać takich słów to znaczy, że opowiadamy się za opcją pro life. Gdy z kolei mówimy o usunięciu płodu, to stajemy w grupie pro choice. Każde środowisko ma swoje argumenty. Polska ustawa aborcyjna jest dość restrykcyjna i nie wydaje się, żeby w najbliższym czasie mogło dojść do jej zaostrzenia. Nie będzie też prawdopodobnie złagodzenia. Według badań, większość ludzi w Polsce jest przeciwko aborcji na życzenie. Na pewno wszyscy jesteśmy bardziej świadomi, co oznacza taki zabieg.

Ginekolog przyznaje w twojej książce, że gdy aborcja jest przeprowadzana w bardziej zaawansowanej ciąży, dziecko rodzi się żywe i umiera na stole. Jak lekarze sobie z tym radzą?

Aborcja zabija dziecko. W bardziej zaawansowanych ciążach, kiedy wykonanie zabiegu zgodnie z prawem jest niemożliwe, lekarze wywołują poród. Czasem faktycznie rodzi się żywe dziecko. Te dzieci, które są ciężko chore, zazwyczaj szybko umierają. Nie można im pomóc. Jak sobie radzą z tym lekarze? Różnie, ale nie zapominajmy, że walka o życie, niestety także śmierć, jest niejako wpisana w zawód lekarza.

W czasach, gdy w Polsce aborcja była legalna, zdecydowana większość ginekologów wykonywała zabiegi aborcji.

Postępowali zgodnie z obowiązującym wówczas prawem. Jeżeli zdarzył się ginekolog, który odmawiał wykonania aborcji, bardzo często musiał odejść z pracy. Takie były realia.

Prof. Bogdan Chazan przyznaje, że wykonał kilkaset zabiegów aborcji, a teraz sprzeciwia się usuwaniu ciąży. Jak tłumaczy tę zmianę poglądów?

Wiele osób zarzuca mu hipokryzję i koniunkturalizm. Zmienił się klimat polityczny, a on zmienił poglądy. I jeszcze dodają, że dorobił się na aborcjach. Cóż, nie można nikomu zabronić zmiany poglądów. Profesor Chazan wykonywał aborcje w czasach, gdy pozwalało na to prawo. On sam powiedział mi, że jego poglądy ewoluowały stopniowo. Ostatni zabieg przerwania ciąży wykonał pod koniec lat 80.

Jakiś czas temu głośna była historia pacjentki, której prof. Chazan, wówczas dyrektor warszawskiego szpitala przy ul. Madalińskiego, odmówił wykonania aborcji, pomimo że posiadała skierowanie. Dużo jest lekarzy, którzy kierują się w pracy przekonaniami, wiarą?

Na przykład na ścianie wschodniej prawie w ogóle nie wykonuje się zabiegów aborcji. Dyrektorzy szpitali tłumaczą, że nie dysponują lekarzami, którzy chcieliby się podjąć wykonania takiego zabiegu. W takiej sytuacji pacjentki są odsyłane do innych placówek. Jednak większość ginekologów respektuje obowiązujące w Polsce prawo. Swoją drogą, niewykonanie zabiegu pomimo skierowania może się wiązać z pozwem o wielomilionowe odszkodowanie. Takie procesy już się w Polsce zdarzają.

Pytasz lekarzy ginekologów, czy lepszy jest poród naturalny, czy cesarskie ciecie. Co odpowiedzieli?

Opowiadają się w większości za porodem naturalnym i do tego przekonują pacjentki. Tyle, że lekarki przeważnie same rodzą przez cesarskie cięcie. To mówi samo za siebie.

Książka Izy Komendołowicz "Ginekolodzy. Tajemnice gabientów" ukaże się nakładem Wydawnictwa W.A.B. 19 września

Obraz
© Materiały prasowe

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (310)