Sejm pod osłoną nocy. Rząd tnie pieniądze na zdrowie i luzuje regułę finansową

Posłowie – większością głosów PiS - przegłosowali w środę dwie ustawy, które budzą kontrowersje. Pierwsza rozluźnia stabilizującą regułę wydatkową, czyli wyłącza bezpiecznik, który ma chronić nasz budżet przed nadmiernymi wydatkami i zadłużaniem. Nie będzie on dotyczył mrożenia cen energii, dodatkowych emerytur, inwestycji w obronność i wsparcia dla Ukrainy. Druga ustawa wypycha wydatki z budżetu państwa na niektóre świadczenia czy leki i przenosi je do budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia.

Premier Mateusz Morawiecki podczas obrad Sejmu
Premier Mateusz Morawiecki podczas obrad Sejmu
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/Rafał Guz
Patryk Michalski

Prawo i Sprawiedliwość w obu ustawach nie widzi kontrowersji, lecz opozycja mówi o nocnym skoku na kasę. Poważne zastrzeżenia mają też eksperci. Obie ustawy, które szczegółowo omawiamy w dalszej części tekstu, to zabiegi, które pomagają rządzącym ułożyć budżet na przyszły rok. To budżet pod znakiem nadciągającego kryzysu finansowego.

Wydatki na zdrowie do NFZ

O 23:41 posłowie Prawa i Sprawiedliwości – przy sprzeciwie wszystkich klubów opozycyjnych – uchwalili nowelizację ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty oraz niektórych innych ustaw. Najbardziej poważne zmiany nie dotyczą – jak sugeruje nazwa – samych lekarzy, ale mogą budzić obawy pacjentów. Wypychają one bowiem wydatki na określone świadczenia i leki poza budżet państwa i przerzucają obowiązek płacenia na NFZ.

Ustawa zakłada przeniesienie finansowania m.in. świadczeń wysokospecjalistycznych i leków dla osób powyżej 75. roku życia oraz leków dla kobiet w ciąży. Wyłącza też finansowanie ratownictwa medycznego z budżetu wojewodów do planu finansowego Funduszu. Po wejściu przepisów w życie to NFZ będzie musiał płacić za Narodowy Program Leczenia Chorych na Hemofilię i Pokrewne Skazy Krwotoczne na lata 2019-2023 oraz rządowy program polityki zdrowotnej Leczenie antyretrowirusowe osób żyjących z wirusem HIV w Polsce na lata 2022-2026.

Na tym nie koniec kontrowersji. Ustawa zakłada, że w przyszłym roku Funduszu Przeciwdziałania COVID-19 – z którego finansowany jest m.in. dodatek węglowy – będzie mógł być jednorazowo zasilony z funduszu zapasowego NFZ, który powinien być przeznaczony na realizację zadań z zakresu ochrony zdrowia. Wiceszef sejmowej komisji zdrowia Rajmund Miller z Koalicji Obywatelskiej ma poważne obawy w tej sprawie. – Jeżeli zabiorą pieniądze z NFZ na leczenie pacjentów, to oznacza, że potencjalnie będą mogli płacić nimi za dodatek węglowy - mówi.

Opozycja: "Zagrożenie dla pacjentów". PiS: "nic się nie zmieni"

- Ustawa to potężne zagrożenie dla pacjentów i rozpaczliwe ratowanie budżetu państwa. Zmiany będą kosztowały NFZ 13 mld zł rocznie, czyli świadczenia medyczne, za które dotychczas były opłacane przez Ministerstwo Zdrowia, trafią do NFZ bez przekazania dodatkowych środków. Po pandemii mamy potężny dług zdrowotny, co najmniej w wysokości 11 mld zł. Dodatkowo szpitale mają problemy ze sfinansowaniem własnego działania: wzrosły ceny energii, paliwa i dziesiątek innych rzeczy. Kolejki do zabiegów są bardzo długie, więc zabranie tych środków spowoduje, że pacjenci będą czekali jeszcze dłużej – mówi Rajmund Miller.

Odmienne zdanie ma szef sejmowej komisji zdrowia Tomasz Latos z PiS. Poseł przyznaje, że rozumie emocje pacjentów, ale uważa, że są one nieuzasadnione.

- Finansowanie zadań i procedur przeniesionych do NFZ się nie zmieni. Gdybyśmy nie mieli ustawy o 6 proc. PKB, opozycja miałaby rację, bo przeniesienie oznaczałoby mniej środków na ochronę zdrowia. Tak jednak nie jest, bo mamy ustawę o 6 proc. PKB, która gwarantuje w przyszłym roku takie właśnie nakłady na ochronę zdrowia. One pochodzą z NFZ oraz Ministerstwa Zdrowia. Z punktu widzenia całej kwoty na ochronę zdrowia nic się więc nie zmieni, poza źródłem finansowania. Trzeba będzie tak uzupełnić budżet na zdrowie, żeby ustawy obowiązek nakładów 6 proc. PKB został spełniony – mówi Latos.

W Sejmie pacjentów uspokajał też wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski. - Nieprawdą jest, że komukolwiek cokolwiek odbieramy, nieprawdą jest, że pacjenci odczują te zmiany, pacjenci będą mieli sfinansowane leczenie, bo to się każdemu należy - stwierdził.

Naczelna Izba Lekarska zaniepokojona

Skoro z punktu widzenia pacjentów nic się nie zmieni, to po co ta zmiana? Na to pytanie Latos nie chce odpowiedzieć. - O intencje proszę pytać Ministerstwo Zdrowia - ucina. Naczelna Izba Lekarska nie podziela takiej opinii i podkreśla, że rozwiązanie będzie niekorzystne z punktu widzenia pacjentów. "Pula pieniędzy na leczenie się pomniejszy. To z kolei ograniczy dostęp pacjentom do świadczeń" - czytamy na Twitterze.

Grzegorz Wrona z NIL w oświadczeniu w mediach społecznościowych stwierdził: "Dziwi mnie, że przepisy tak głęboko ingerujące w dostępność do świadczeń dla chorych występują pod nazwą projektu ustawy o zmianie ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty oraz niektórych innych ustaw, podczas gdy w praktyce nie odnoszą się do wykonywania tych zawodów. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że jeśli te zmiany wejdą w życie, to pacjent za brak dostępności do świadczeń winą obarczy lekarzy. Wielu lekarzy może to uznać jako próbę zrobienia z nas kozła ofiarnego przez polityków".

Dodatkowo strona społeczna jest oburzona, że projekt wprowadzający tak istotne zmiany nie został z nimi skonsultowany.

Wyłączony bezpiecznik

Wcześniej Sejm przegłosował inną ustawę, która również budzi zastrzeżenia opozycji. Wspólnym mianownikiem są pieniądze. Przyjęta nowelizacja w ustawach o podatku od niektórych instytucji finansowych, finansach publicznych i prawo ochrony środowiska to rodzaj sztuczki księgowej, która wydatki związane ze wsparciem dla podmiotów dotkniętych kryzysem energetycznym, emerytów i rencistów w związku z inflacją oraz z finansowaniem sił zbrojnych ma wyłączyć z reguły wydatkowej. Mówiąc wprost, to, co PiS teraz wyda poza regułą wydatkową, nie będzie musiał zapisać w wydatkach na 2023 r.

Opozycja zwraca uwagę, że projekt był procedowany ekspresowo. Wiceminister finansów Piotr Patkowski mówił podczas debaty w Sejmie, że nowe prawo wcale nie da rządzącym zielonego światła na dowolne wydawanie pieniędzy - Każdy wydatek musi być realizowany tylko na podstawie ustawy przyjętej przez Sejm i Senat. Jeśli będzie taka potrzeba, by te wydatki realizować, to właściwy minister musi przyjść z ustawą i wtedy te środki mogą być wydane - podkreślał.

Posłowie Koalicji Obywatelskiej, Lewicy, PSL, Polski 2050, Konfederacji przekonywali, że rząd chce kolejny wyprowadzać wydatki poza budżet i w konsekwencji pozbawia parlament możliwości jakiejkolwiek kontroli nad wydatkami, tworząc fikcję.

Zmiany pozwolą rządowi na wydanie około 30 mld zł bez martwienia się o hamulec bezpieczeństwa, jakim jest reguła wydatkowa.

Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2234)