Dowódcy ściągają policjantów na marsz. Protestujący ujawniają rozmowy, sprawę bada prokuratura
Groźba cofnięcia awansu i kilkaset złotych pensji mniej, albo postępowanie służbowe. Protestujący policjanci ujawniają rozmowy, z których ma wynikać, że siłą przymusza się ich do powrotu na służbę. Jest problem z ochroną planowanego na 11 listopada marszu.
08.11.2018 | aktual.: 09.11.2018 10:23
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Szefowie stołecznej policji mają poważny problem ze ściągnięciem do pracy policjantów, gotowych nadstawić karku przy zabezpieczeniu Marszu Niepodległości. Po zakazie prezydent Hanny Gronkiewicz-Walz, ripoście prezydenta Andrzeja Dudy, a także sprzeciwie środowisk narodowych, marsz odbędzie się. Temperatura wydarzeń na imprezie zapowiada się gorąco. W dodatku szef MSWiA Joachim Brudziński obiecał, że komenda stołeczna zadba o bezpieczeństwo. A przecież jeszcze nie dogadał się z policjantami, którzy masowo poszli na zwolnienia lekarskie.
"Psia grypa" dotknęła również warszawskie oddziały prewencji - nie wiadomo jeszcze w jakiej skali. To wyspecjalizowana jednostka przeznaczona do zabezpieczenia imprez masowych. Stamtąd pochodził policjant "Kulson" - bohater ubiegłorocznego marszu. Dowódcy oddziałów prewencji mają dzwonić do podwładnych, przymuszając ich do powrotu na służbę. Relacje z rozmów uczestnicy protestu w policji publikują na forach policjantach i poprzez aplikację WhatsApp.
Jak udało nam się dowiedzieć, dowódca kompanii OPP czuje się pokrzywdzony. Już złożył doniesienie do prokuratury w sprawie ujawnienia jego danych osobowych. Twierdzi, że rozmowa jest nieprawdziwa, a ktoś podszył się pod niego, wykorzystując nazwisko i funkcję. Skarży się też na hejt, którego stał się celem.
Komenda Stołeczna Policji odniosła się do tej sprawy: "Screen z rozmowy na WhatsApp'ie nie jest zapisem rozmowy z prawdziwym dowódcą jednego z plutonów Oddziału Prewencji w Warszawie" - podano.
- Z jednej strony mamy do czynienia z podwładnym, z drugiej z jego przełożonym. Z jednej strony lojalność wobec kolegów, z drugiej odpowiedzialność za powierzone zadanie. Niepotrzebne jest dodatkowe napięcie i tak należy spojrzeć na tę sprawę - komentuje kom. Sylwester Marczak, rzecznik prasowy Komendanta Stołecznego Policji. - Obecnie na zwolnieniach jest więcej osób jak na co dzień. Nie jest to sytuacja prosta, jednak jesteśmy przygotowani do zabezpieczenia uroczystości 11 listopada - dodaje.
Wśród policjantów krąży też nagranie:
Dowódca: - Halo! Do kiedy ty masz to zwolnienie?
Policjant: - Do 15. [listopada]
(...)
D: Dowódca był u Kubiaka [ red. - ins. Daniel Kubiak, szef Oddziałów Prewencji Policji w Warszawie]. Kubiak przekazał, że jeśli wrócicie na 10. i 11. [listopada] to się bez żadnych konsekwencji temat kończy. Więc jak się zapatrujesz, czy zapatrujecie? Bo podejrzewam, że jesteście na łączach.
P: Nie wracam na pewno, dowódco
D: Aha, mhm. To dobra. Jak tak. To widzę, że wniosek na referenta był przedwcześnie chyba napisany. Byłeś rozmawiałeś, napisaliśmy.
P: Nie będę chłopaków zostawiał.
D: Aha. To chyba nie mamy o czym rozmawiać. Do piętnastego.
Z rozmowy można wywnioskować, że dotyczy perspektywy awansu na referenta. I znacznie wyższych zarobków. Szeregowy policjant zarabia około 2600 zł. Referent ma wyższa grupę zaszeregowania i pensję 3353 zł (średnia pensja na tym stanowisku w Polsce).
Kto z policji pójdzie na marsz?
- Sytuacja związana z L4 nie jest łatwa, ale to nie znaczy, że nie będziemy w stanie zabezpieczyć Marszu Niepodległości - przekonywał w radiu TOK FM Sylwester Marczak, rzecznik prasowy KSP. Podał, że w niektórych komórkach policji jest tylko kilka procent chorych policjantów, a gdzie indziej powyżej 20 proc. Nie chciał podać dokładnych danych.
Według Dariusza Lorantego, było nadkomisarza policji, obecnie eksperta bezpieczeństwa policja ma jeszcze rezerwy do zabezpieczenia marszu 11 listopada. - Nawet przy 30 procentach osób na zwolnieniach można tworzyć nieetatowe oddziały prewencji z policjantów, którzy wciąż pracują. To funkcjonariusze sztabowi, dowódcy kompanii, którym można przydzielić funkcjonariuszy z wydziałów kryminalnych, dochodzeniowych innych wydziałów - mówi WP Dariusz Loranty.
Pytany czy popiera protest odpowiada: - Rozumiem rozczarowanie policjantów, którzy są przeładowani obowiązkami, a dodatkowo słabo wynagradzani. Widzą, że pieniądze idą do wojska żandarmerii, wielu innych służb. Mam jednak wrażenie, że sporo osób poszło do policji oczekując spokojnej pracy. W moich czasach nikt nie narzekał, kiedy o godzinie 17 trzeba było jeszcze jechać 200 km, aby zatrzymywać przestępcę. Jak się jest na pierwszej linii, nie ma mowy o dyskusji z rozkazami, praca jest nielimitowana - dodaje.
Do zabezpieczenia marszu niepodległości potrzebnych jest minimum 5-6 tys. policjantów. Taka ich liczba była obecna podczas marszu w ubiegłym roku. Nie skutkuje specjalna zachęta, czyli 1000 zł oferowane przez komendanta głównego za pozostanie na służbie 11 listopada. Nieoficjalnie, w Szkole Policji w Słupsku chęć wyjazdu do Warszawy zadeklarowało 6 policjantów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl