Tajemnicza torba przyczyną paniki na łódzkim lotnisku
Po odnalezieniu w toalecie tajemniczej torby na równe nogi postawiono służby na lotnisku na Lublinku w województwie łódzkim. Ewakuowano wszystkich pracowników i pasażerów. Okazało się, że bagaż pozostawił podpity pasażer, który do Łodzi przyleciał z Edynburga.
W męskiej toalecie terminalu nr II łódzkiego portu lotniczego znaleziono w wtorek ok. godz. 11 torbę. Ponieważ mimo komunikatów nikt się po nią nie zgłosił, zarządzono ewakuację - najpierw terminalu nr II, a następnie terminalu nr I. Na nogi postawione zostały wszystkie służby: pogotowie, straż pożarna, policja, straż graniczna i służba ochrony lotniska.
Wreszcie do akcji wkroczyli policyjni pirotechnicy. Sytuacja była napięta, ponieważ psy wyszkolone do szukania materiałów pirotechnicznych (policyjne i straży granicznej) nie zachowywały się jednoznacznie. Na dodatek prześwietlenie torby wykazało, że znajdują się w niej kable i elektroniczne urządzenia.
Ponad dwie godziny po ogłoszonej ewakuacji w rejonie lotniska pojawił się podpity mężczyzna ubrany w skórzaną kurtkę. Twierdził, że to jego torba znajduje się w lotniskowej toalecie. Gdy zorientował się, że spowodował wielkie zamieszanie, chciał odejść. Został jednak zatrzymany, a następnie dokładnie wypytany o zawartość torby i przeszukany.
- Mistrzu! - zwracał się do jednego z policjantów. - To jest naprawdę moja torba! Przyleciałem do Łodzi z Edynburga i po wyjściu z samolotu byłem z nią chyba w toalecie. Zresztą dokładnie nie pamiętam, bo z kolegą wypiliśmy po litrze szkockiej na głowę... Ale tam jest mój paszport, aparat fotograficzny, telefon komórkowy i ładowarka do niego. Mistrzu, no przysięgam! Wystarczy otworzyć i zobaczyć moje nazwisko - przekonywał.
Pierwsze decyzje dowodzących akcją mówiły o zdetonowaniu torby w budynku terminalu. Dlatego w rejon lotniska zostały wezwane dodatkowe wozy straży pożarnej. Ostatecznie jednak zadecydowano, że torba zostanie otwarta. Jej zawartość była dokładnie taka, jak opisał jej właściciel.
W akcji na lotnisku pirotechnicy używali specjalnego robota, służącego m. in. do transportu podejrzanych pakunków. Właściciel torby - 45-letni mieszkaniec województwa lubelskiego - odpowie za swoje "gapiostwo" przed sądem grodzkim.