Tajemnicza śmierć Polki w USA. Nowe informacje
To już pewne. Ciało martwej kobiety odnalezione kilka dni temu w Baltimore należy do zaginionej 37-letniej Polki - Aleksandry Reeves. Informację potwierdziła policja, która ujawniła najnowsze szczegóły śledztwa. Tajemniczą sprawą śmierci kobiety na własną rękę zajmują się również lokalne media.
12.06.2017 | aktual.: 12.06.2017 19:46
Aleksandra Reeves ostatni raz była widziana 23 maja. Około godziny 14:30 zatrzymała się na stacji benzynowej w Elizabethtown, aby zatankować auto. Godzinę później zadzwoniła do bliskich. Od tamtej pory nie było z nią kontaktu.
6 czerwca w Baltimore odnaleziono ciało kobiety. Z wpisu męża Polki, Michaela, na Facebooku jednoznacznie wynikało, że to zaginiona Polka. "Poszukiwania zakończone (...) Zarówno ja, jak i cała rodzina, jesteśmy zrozpaczeni" - napisał mężczyzna.
"Nie było widać urazów"
Policja nie potwierdzała tych doniesień. Do dziś. Jak donosi baltimoresun.com wciąż nie jest jednak jasne, w jaki sposób kobieta zginęła. Policja prowadzi śledztwo, które ma wyjaśnić przyczyny jej śmierci.
Rzecznik policji w Baltimore w rozmowie z portalem ujawnił jednak, że na ciele Polki "nie było widać żadnych zewnętrznych oznak urazów". - Badania toksykologiczne wyjaśnią szczegółowo przyczyny i okoliczności jej śmierci. Na ten moment jednak nic nie wskazuje na udział osób trzecich - podkreślił.
Baltimore Sun ujawnia szczegóły na temat okoliczności odnalezienia zwłok 37-latki. Leżały one w zalesionej okolicy Baltimore - w miejscu, gdzie często zbierają sie bezdomni. Samochód kobiety został odnaleziony wcześniej, tego samego dnia - półtora kilometra od miejsca, w którym znajdowało się ciało.
Rzuciła pracę
Mnożą się spekulacje na temat stanu psychicznego Polki przed jej śmiercią. "Jesteśmy pewnymi sygnałami zaniepokojeni, ale czekamy na opinię lekarzy" - powiedzial w rozmowie z Baltimore Sun rzecznik policji w Harrisburg, która pomaga w śledztwie.
Aleksandra Reeves mieszkała w USA od piętnastu lat. Najpierw pracowała w parku rozrywki Hersheypark w departamencie bezpieczeństwa. Tam poznała swojego przyszłego męża. W 2003 roku para wzięła ślub.
Ostatnio kobieta pracowała jako analityk finansowy. Jak donosi pennlive.com, Polka - po wielu latach - 23 maja rzuciła pracę ze względu na "narastający stres". "Nie mogła się skupić na pracy. Wcześniej nie było oznak jej niestabilności psychicznej" - pisze portal. Znajomi z pracy podkreślają, że była bardzo lubiana i zaskoczyła ich jej nagła decyzja.
Chciała wrócić do Polski?
Według męża kobiety, Polka od pewnego czasu hciała wrócić do Polski, gdzie mieszka jej ojciec. Pennlive.com podkreśla jednak, że w dniu zaginięcia nie miała przy sobie paszportu, co więcej - nie spakowała rzeczy osobistych, nie miała też przy sobie gotówki, którą trzymała w domu. Trzymała przy sobie tylko portmonetkę i telefon, który w dniu jej zaginięcia został wyłączony albo rozładowała się w nim bateria.
23 maja Polka zadzwoniła do swoich bliskich.Miała powiedzieć, że jest wielce prawdopodobne, iż nigdy ich już nie zobaczy. Była roztrzęsiona. Od tamtej nie można się było z nią skontaktować.
Rodzina "oszołomiona"
Mąż Polki podkreśla w rozmowie z Pennlive, że była ona bardzo towarzyska, kochała góry i prace ogrodowe. Para nie miała dzieci.
Wcześniej szwagierka Aleksandry, Nancy Reeves-Valasquez, przyznała, że jest "oszołomiona" informacją o jej śmierci. "Nasza rodzina jest przerażona i próbuje zrozumieć, co się stało" - pisała na Facebooku do jednego z lokalnych dziennikarzy.
Zobacz również również:
Oto mity, które udało się obalić ws. tajemniczej śmierci Magdaleny Żuk