Oto mity, które udało się obalić ws. tajemniczej śmierci Magdaleny Żuk
We wtorek w Bogatyni odbędzie się pogrzeb Magdaleny Żuk. Rodzina tragicznie zmarłej dziewczyny zaprasza jej bliskich i znajomych, ale prosi jednocześnie, aby w uroczystość nie ingerowały osoby z zewnątrz, w tym media. Historią 27-letniej turystki, która zmarła 3 tygodnie temu, żyje cała Polska. Jakie fałszywe teorie udało się w tym czasie obalić?
Msza żałobna w intencji Magdaleny Żuk odbędzie się o godz. 15 w Domu Pogrzebowym w rodzinnej Bogatyni, a ceremonia pogrzebowa na Cmentarzu Komunalnym w tej samej miejscowości.
W rozmowie z Wirtualną Polską przyjaciółka dziewczyny apeluje, by znajomi planujący przybycie na uroczystość przynieśli ze sobą słoneczniki, które Magda uwielbiała.
"Miło by jej było zobaczyć je przy pożegnaniu. To ostatnia rzecz, jaka by ją bardzo ucieszyła i jaką ja mogę jej podarować, i podziękować za ten krótki czas razem" - wyznaje.
Zweryfikowaliśmy wersje rozpowszechniane w sieci
25 kwietnia wieczorem Magdalena Żuk sama wyleciała na wakacje do Egiptu. Już pierwszej nocy zaczęła tam zwracać na siebie uwagę innych gości hotelu. Po 6 dniach pełnych niezrozumiałych zachowań i wyskoczeniu z okna szpitala w Port Ghalib dziewczyna zmarła, a internet zalała fala domysłów i opisów nieprawdziwych zdarzeń.
Po pierwsze, nieprawdą okazały się informacje na temat wydarzeń w szpitalu. W sieci pojawiały się sugestie, że "upadek z pierwszego piętra na trawnik nie mógł zakończyć się śmiertelnymi obrażeniami".
Jak ustalili dziennikarze Wirtualnej Polski, którzy badali sprawę na miejscu w Egipcie, Magdalena Żuk spadła na twardy betonowy chodnik i nie z pierwszego piętra, ale z aż około 7-8 metrów.
Zabójstwo czy samobójstwo?
Wielu internautów sugerowało także, że Polka została z pewnością "odurzona narkotykami i wypchnięta przez okno". Jak wynika z naszych ustaleń, gdy podczas pobytu w szpitalu 29 kwietnia wielokrotnie próbowała uciec lekarzom, ci przywiązali ją do łóżka ręcznikami.
Gdy Magda wyswobodziła się około godziny 2:30, w pokoju przebywała wyłącznie pielęgniarka Faten Ahmed. Polka zaatakowała ją prętem od kroplówki, kopnęła i przewróciła, a następnie sama ruszyła w stronę okna. Była bardzo przestraszona, ale jednocześnie agresywna.
– Robiłam co mogłam. Podbiegłam i mocno złapałam ją jeszcze za nogi, ale w końcu mi się wyślizgnęła i wypadła – mówi WP Egipcjanka.
Ta wersja wydaje się tym bardziej prawdopodobna, że wcześniej w hotelu Three Corners Magdalena Żuk dwukrotnie sprowadzana była już z dachu. Z relacji świadków i informacji pracujących na miejscu detektywów wynika, że wchodząc tam i dziwnie się zachowując sprawiała wrażenie osóby, która jest gotowa skoczyć.
Czytaj także: Rutkowski wyjaśnia, co jego partnerka ustaliła w Egipcie
Choroby psychiczne z przeszłości?
W sieci pojawiało się też wiele opinii, że Magdalena Żuk musiała być chora psychicznie i z pewnością leczyła się w przeszłości z powodu jakiś zaburzeń.
Jak ustaliła WP, dziewczyna faktycznie była w przeszłości pacjentką poradni i oddziału psychiatrycznego w Sieniawce koło Bogatyni. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że korzystała tam jedynie z pomocy psychologa w ramach terapii DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików)
.
Jak potwierdził wicedyrektor szpitala w Zgorzelcu, pod który placówka w Sieniawce podlega, dokumenty w tej sprawie i historia leczenia zostały już przekazane policji.
Samobójstwo modelki z Karpacza
Śmierć Magdaleny Żuk przywołała również tragiczną historię innej dziewczyny. Ponad rok temu, podczas wyjazdu do Karpacza, samobójstwo popełniła młoda modelka Karolina Kaczorowska.
Internauci powiązali tę sprawę z chłopakiem Magdaleny Żuk i jego kolegami. Wśród znajomych nieżyjącej modelki miał być Kamil nazywany "Złotym". Jednym z kolegów Markusa jest osoba o takim samym imieniu i przezwisku.
Teorie dotyczące związku między dwoma tajemniczymi samobójstwami młodych i pięknych dziewczyn szybko wykluczyła jednak prokuratura.
Szefowa zespołu powołanego w tej sprawie, prokurator okręgowy Ewa Węglarowicz-Makowska zapewniła, że sprawa śmierci Magdaleny Żuk nie łączy się z wątkiem z Karpacza.
Czytaj także: Krzysztof Rutkowski: ciało Magdaleny Żuk zostało zabalsamowane. To mogło zatuszować część śladów
Nad wyjaśnieniem sprawy pracuje aż 30 osób
Aby ze stuprocentową pewnością wykluczyć jednak wersje o podaniu dziewczynie narkotyku lub gwałcie, niezbędne są wyniki sekcji zwłok.
Wciąż nie wiadomo, czy formalnie nadal toczy się w tej sprawie śledztwo w Egipcie. W Polsce nad wyjaśnieniem okoliczności całej sprawy pracuje już specjalny zespół śledczy składający się z prokuratorów, policjantów i funkcjonariuszy ABW. Szef Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze Marek Gołębiowski zapewnia, że zaangażowanych jest w sumie 30 osób.
Przeprowadzono już także dwie sekcje zwłok. Jedna odbyła się w Egipcie - z udziałem polskiego prokuratora i specjalisty medycyny sądowej. Druga sekcja miała miejsce w piątek we Wrocławiu.
Kluczowe będą przede wszystkim wyniki badań toksykologicznych, na które poczekać trzeba jeszcze kilka tygodni.
"Brakuje zeznań rezydenta"
Prokurator Gołębiowski mówi, że śledczy mają swoje podejrzenia, ale nie mogą ich jeszcze upubliczniać. Ujawnia także, że bardzo różne są relacje świadków.
- Niektórzy mówią, że nic nie wskazywało na to, że z kobietą dzieje się coś niepokojącego, inni mówili zupełnie odwrotnie - informuje. Nie wskazywali jednak nic, co nie było ujawniane na filmach w internecie. - Zrobiliśmy "fotografię dnia" zmarłej jak i wszystkich uczestników tej wycieczki. Brakuje zeznań rezydenta - dodaje. Został jedynie przesłuchany przez śledczych egipskich.
Nic nie wskazuje jednak, żeby Magdalena zachowywała się dziwnie już na lotnisku w Katowicach.