Tajemnice rosyjskich miliarderów

Oligarchowie - pieniądze i władza w kapitalistycznej Rosji...

Obraz

/ 19Tajemnicza śmierć rosyjskiego miliardera

Obraz
© Okładka książki

Claes Ericson, szwedzki ekonomista i komentator specjalizujący się w zagadnieniach gospodarczego rozwoju Rosji w swojej książce "Oligarchowie. Pieniądze i władza w kapitalistycznej Rosji", która właśnie ukazała się w Polsce opisuje, jak doszli do majątku, i wyjaśnia, dlaczego żaden nie jest już tym najbogatszym.

Ericson (ur. w 1977 r.) od 1996 r. mieszkał w Rosji i zjechał ją wzdłuż i wszerz. "Oligarchowie" to jego trzecia książka poświęcona Rosji. Poznaj niezwykłą historię wielkich pieniędzy i władzy w kraju, w którym dokonał się najśmielszy w świecie eksperyment kapitalistyczny! Jak grupka młodych przedsiębiorców trafiła do grona najbogatszych ludzi świata i przejęła kontrolę nad prezydentem upadłego supermocarstwa?

Co naprawdę działo się podczas realizacji projektów prywatyzacyjnych w latach 90. i jak kapitalizm państwowy oraz niezwykły rozwój gospodarki na początku XXI w. zrodził rosyjskich oligarchów?

Fragmenty książki publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa MUZA S.A.

(js)

/ 19Borys Bieriezowski: od asystenta na uczelni do najpotężniejszego człowieka w Rosji

Obraz
© PAP / EPA / Karel Prinsloo

Jak sam to określił, miał "bardzo szczęśliwe radzieckie dzieciństwo", które spędził w Moskwie. Studiował informatykę i przez 25 lat pracował jako matematyk w Akademii Nauk ZSRR. Nigdy nie uważał się za szczególnie utalentowanego naukowca. Jego mocną stroną były wyjątkowy talent do nawiązywania kontaktów oraz niepohamowana ambicja.

Pod koniec lat 80. miał dwa wielkie marzenia: zdobyć Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki i kupić samochód. Oba były wtedy trudne do zrealizowania, ale to drugie okazało się bardziej kuszące. W 1989 r. Bieriezowski porzucił pracę naukową, by zostać konsultantem w przemyśle motoryzacyjnym. Nawiązał kontakty z dyrekcją wielkiego kombinatu AwtoWAZ w Togliatti nad Wołgą. Produkowane w nim łady były raczej kiepskiej jakości, choć wytworzenie takiego samochodu trwało mniej więcej 30 razy dłużej niż forda w Stanach.

Bieriezowski przede wszystkim zaoferował AwtoWAZ-owi opracowany przez siebie program komputerowy do analizy sprzedaży. Nie poprzestał jednak na tym. Niemal od razu udało mu się wykorzystać nowo nawiązane kontakty i doprowadzić do tego, żeby jego firma LogoWAZ sprzedawała samochody AwtoWAZ-u. Dzięki stosunkom z dyrekcją uzyskał monopol na sprzedaż ład za granicę. Niebawem eksportował ich już 45 tys. rocznie. Przynosiło to LogoWAZ-owi ogromny zysk, ponieważ fabryka sprzedawała subsydiowane przez państwo samochody po bardzo niskiej cenie, zwykle ze stratą, a Bieriezowski pobierał cenę rynkową. Ponadto końcowi klienci musieli płacić LogoWAZ-owi bezpośrednio przy zakupie, ale fabryka czekała pół roku na płatność, co w ogarniętej inflacją Rosji czyniło wielką różnicę. Dyrekcja fabryki otrzymywała rzecz jasna swoją dolę. Chodziły plotki, że łapówki były tak wielkie, iż pliki dolarów mierzono w calach.

Rozrastające się imperium samochodowe Bieriezowskiego zwróciło na siebie uwagę przestępczości zorganizowanej. W 1993 r. kilka salonów zaatakowano nawet granatami. Prawdopodobnie stała za tym bratwa z Sołncewa. Bieriezowski nigdy jednak nie uległ mafii, choć niektóre źródła twierdzą, iż zwrócił się o pomoc do innej grupy.

/ 19Wypłacił równowartość dwóch mln dolarów czeczeńskiemu terroryście Szamilowi Basajewowi

Obraz
© PAP / EPA / Karel Prinsloo

Kiedy już został królem samochodowym Rosji, zaczął mierzyć jeszcze wyżej. W 1995 r., dzięki umieszczeniu biznesowych partnerów na ważnych stanowiskach kierowniczych, udało mu się przejąć kontrolę nad płatnościami Aerofłotu. Dopilnował, żeby dochody ze sprzedaży biletów przechodziły przez niewielkie "firmy finansowe" w Lozannie i Genewie, które pobierały sute prowizje. Pieniądze te rzadko trafiały do Rosji.

Bieriezowski, jak na prawdziwego oligarchę przystało, nie mógł się nie zainteresować eksportem surowców. Z pomocą szwajcarskich spółek i kontaktów na Kremlu zawarł całą serię umów handlowych. W 1993 r. w grę wchodziły już setki tys. ton aluminium, ropy naftowej i innych surowców wartych miliardy dolarów. Bieriezowski z zawiścią obserwował sukces telewizji NTW należącej do jego konkurenta Gusińskiego. Dostrzegł wielki potencjał w ogólnokrajowym, ale nieznaczącym kanale telewizyjnym, który wkrótce przekształcił się w ORT.

Rok po tym, jak "pomógł" Jelcynowi opublikować pamiętniki - książkę, o którą bez wątpienia walczyłby każdy wydawca - otrzymał w nagrodę pakiet kontrolny akcji ORT warty ponad 300 tys. dolarów. W 1995 r. młody handlarz ropą Roman Abramowicz pomógł Bieriezowskiemu nabyć większość akcji spółki Sibnieft. Wszystko układało się po jego myśli. Jeszcze rok wcześniej Bieriezowski był prawie nieznany, mało kto podejrzewał, że wkrótce zostanie jedną z najważniejszych postaci rosyjskiego biznesu i polityki. Obdarzony stalową wolą i całkowicie pozbawiony skrupułów zbudował imperium, jakiego dotąd nie widziano. W 1995 r. odebrał Władimirowi Gusińskiemu, swojemu głównemu rywalowi, tytuł najbogatszego człowieka Rosji. Elokwentny, żywo gestykulujący, bez skrępowania przechwalał się swoimi sukcesami. Istotną rolę w przejęciu Aerofłotu i Sibnieftu odegrały stosunki Bieriezowskiego z generałem Korżakowem. Szef ochrony prezydenta, zajmujący wysokie stanowisko w KGB, był na początku lat 90. jednym z najpotężniejszych ludzi w
Rosji i miał bezpośredni wpływ na Jelcyna.

Ale około 1995 r. Korżakow stał się niebezpiecznym partnerem. Rozsadzała go żądza władzy, a w ekstrawaganckich przedsięwzięciach prześcignął nawet Bieriezowskiego, który zdał sobie sprawę, że pora zmienić towarzystwo. Po opublikowaniu pamiętników Jelcyna - za które autor zaczął zgarniać niezłe tantiemy - Bieriezowski stał się przyjacielem prezydenta, o czym wszystkich powiadomił. Niebawem zyskał przydomek "Rasputin" i zajął kluczowe miejsce w "Rodzinie", najbliższym kręgu Jelcyna. Od tamtej pory uczestniczył w podejmowaniu większości decyzji wagi państwowej, zwłaszcza dotyczących nominacji.

Walnie przyczynił się do ponownego wyboru Jelcyna na urząd prezydenta w 1996 r. W nagrodę został mianowany zastępcą sekretarza Rady Bezpieczeństwa Rosji odpowiedzialnym za sprawy Czeczenii. Sprawowanie tego urzędu było niemożliwe do pogodzenia z działalnością biznesową, co zakrawa na paradoks, jeśli wziąć pod uwagę, ile spółek podlegało Bieriezowskiemu. Jako główny negocjator w Czeczenii Bieriezowski stosował kontrowersyjne metody - prowadził na przykład rokowania z terrorystami i płacił okup za zakładników. Kiedy pod koniec 1996 r. osiągnięto porozumienie pokojowe, był przekonany, że to jego zasługa. "Jeśli znów wybuchnie wojna, kraj będzie zgubiony. A ja jestem jedynym człowiekiem zdolnym zaprowadzić pokój. Możecie wierzyć lub nie". Oligarcha przyznał, że w 1997 r. wypłacił - z własnych pieniędzy - równowartość dwóch milionów dolarów czeczeńskiemu terroryście Szamilowi Basajewowi, ówczesnemu premierowi Czeczenii. Odbyło się to pod przykrywką budowy cementowni. Mimo wszystko metody te się opłaciły,
Bieriezowski często występował w wieczornych wiadomościach ORT, opowiadając widzom o udanych negocjacjach albo witając uwolnionych jeńców.

/ 19Tym rozwścieczył Putina. Popełnił samobójstwo?

Obraz
© PAP / EPA / Gerry Penny

W latach 90., ze względu na swoją powszechnie znaną pozycję finansową i polityczną oraz prowokacyjny sposób zachowania, wiele ryzykował. Kilkakrotnie doszło do zamachów na jego życie, między innymi w 1994 r. bomba podłożona w samochodzie zniszczyła jego mercedesa 600 i zabiła kierowcę. Sam Bieriezowski cudem uszedł z życiem. Pojawiło się wiele podejrzeń co do jego udziału w matactwach finansowych, od malwersacji po transakcje z mafią.

Kiedy w 1999 r. premierem został popularny polityk Jewgienij Primakow, pozycja Bieriezowskiego się zachwiała. Jego bezczelny urok i uśmiech stale goszczący na twarzy przestały automatycznie otwierać drzwi, a na "Rodzinę" nie dało się już tak łatwo wpływać. Niebawem Primakow oskarżył go o pranie pieniędzy w związku z operacjami dotyczącymi Aerofłotu, w końcu wydano nakaz aresztowania oligarchy za "nielegalną działalność gospodarczą". Co prawda dochodzenie zawieszono, kiedy Jelcyn niespodziewanie zdymisjonował Primakowa (co Bieriezowski uznał za swoje "osobiste zwycięstwo"), ale kłopoty oligarchy bynajmniej się nie zakończyły.

Bieriezowski powiedział kiedyś, że "może i z małpy zrobić prezydenta". Prawdopodobnie odegrał kluczową rolę w wyborze Władimira Putina na następcę Jelcyna w 2000 r. Wykorzystawszy jednak swoją pozycję i kanał telewizyjny do zapewnienia poparcia Putinowi, skwapliwie dał do zrozumienia, że nowy prezydent został wybrany przez niego i że może to być rozwiązanie tymczasowe, co rozwścieczyło Putina. Bieriezowski, który na początku 1999 r. wciąż był najpotężniejszym człowiekiem w Rosji, mimowolnie oddał ten tytuł. Gdy rozdrażnił nowo wybranego prezydenta, znów pojawiły się nieuchronne oskarżenia o uchylanie się od płacenia podatków i korupcję. Stało się jasne, że jeśli oligarcha chce pozostać na wolności, musi sprzedać swoje aktywa w postaci ropy naftowej i mediów, co bardzo szybko uczynił.

W 2000 r. ich nabywcą został jego protegowany, o dwadzieścia lat młodszy Roman Abramowicz. Bieriezowski utracił jednak mandat poselski, a tym samym immunitet. Dlatego pół roku później musiał uciec z kraju, żeby uniknąć nowych zarzutów o oszustwa podatkowe i pranie brudnych pieniędzy. Nawet jeśli nadal mógł się nazywać bogaczem, przypadł mu w udziale gorzki los wygnańca. Zamieszkał w Londynie. Sądy rosyjskie skazały go na blisko 20 lat pozbawienia wolności za malwersacje w AwtoWAZ-ie i Aerofłocie. Nie zanosiło się jednak na to, żeby Bieriezowski wrócił do Rosji, dopóki władzę sprawuje Putin.

Miał też wielu wrogów poza Putinem. W jego rezydencji w południowo-wschodniej Anglii zainstalowano podobno kuloodporne okna, a strzegli jej weterani Legii Cudzoziemskiej. Tam od lat pracował nad obaleniem moskiewskiego reżimu i stamtąd apelował do Rosjan, żeby zaczęli "rewolucję". Oskarżano go o wiele rzeczy - od finansowania pomarańczowej rewolucji na Ukrainie do otrucia dysydenta Aleksandra Litwinienki. Fama głosi, że zbierał wszystko, co o nim napisano, i że miał dwa tysiące stron wycinków prasowych. Nigdy już jednak nie uzyskał takich wpływów jak podczas wyborów prezydenckich w 1996 r. 23 marca 2013 r. popełnił samobójstwo w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach.

/ 19Król luksusu, najbardziej ekstrawagancki oligarcha

Obraz
© PAP / EPA / Andy Rain

Urodził się w 1966 r. w Saratowie nad Wołgą. Zanim skończył trzy lata, stracił w wypadkach oboje rodziców. Wychowywał się u różnych krewnych, niekiedy na dalekiej północy. Dla większości ludzi był kimś zupełnie nieznanym, kiedy w 1995 r. niespodziewanie sprzymierzył się z nim Bieriezowski, żeby przejąć kontrolę nad spółką naftową Sibnieft, gdy przyszła jej kolej na aukcjach zastawnych. Alex Goldfarb opisywał Abramowicza z tamtych lat jako "nieśmiałego, trochę pulchnego 29-letniego mężczyznę o rumianych policzkach, ubranego w dżinsy i T-shirt. Do Klubu [biura Bieriezowskiego] przyjeżdżał na motorze. Nikt nie wiedział, jak zdobył swoje 50 milionów dolarów".

Krążyły pogłoski, że wszystko zaczęło się od dwóch tysięcy rubli (wówczas równowartość dwóch tysięcy dolarów), które Abramowicz i jego żona Olga dostali w prezencie ślubnym w 1987 r. W latach pieriestrojki przyszły oligarcha kupił za te pieniądze produkty pierwszej potrzeby, takie jak pastę do zębów i rajstopy, które potem sprzedał na czarnym rynku w Moskwie. Wkrótce podwoił swój kapitał, a w następnym roku założył razem z żoną mały zakład produkujący lalki. W 1992 r. został aresztowany pod zarzutem uprowadzenia pociągu z olejem napędowym. Zwolniono go jednak, gdy podjął współpracę z milicją. Od tamtej pory utrzymywał dobre stosunki z władzami, choć pojawiły się przeciw niemu nowe zarzuty. Oskarżano go między innymi o działanie na szkodę właścicieli mniejszościowych, a w 2008 r. przyznał się w wywiadzie dla "Timesa", że kiedy został właścicielem wielkich przedsiębiorstw państwowych, płacił łapówki w wysokości milionów dolarów za usługi polityczne i ochronę.

Niebawem ropa naftowa okazała się atrakcyjniejsza od zabawek. Mimo że Abramowicz wcześnie dał się poznać jako przedsiębiorca, w 1996 r. pracował jako niezbyt doświadczony handlarz ropą w firmie, która wkrótce miała się stać Sibnieftem. Tutaj, dzięki znajomości z pewnym celnikiem, uzyskał licencję eksportową, co umożliwiło mu przeprowadzenie bardzo korzystnej operacji. Jak mogliśmy się przekonać, odpowiednie koneksje były w Rosji przesłanką sukcesu. Na sukces Abramowicza złożyło się niewątpliwie i to, że wszedł w partnerstwo biznesowe z zięciem Jelcyna, Leonidem Diaczenko.

Istotna była również jego ścisła współpraca z Bieriezowskim. Poznali się w 1994 r. podczas przyjęcia noworocznego na jachcie. W związku z transakcją z Sibnieftem Bieriezowski wprowadził Abramowicza do bliskiego kręgu Jelcyna. Niebawem Abramowicz został przezwany Skarbnikiem, a krótko po tym zbliżył się do Jelcyna jeszcze bardziej niż Bieriezowski. Kiedy w 2000 r. ten ostatni wypadł z łask Putina, Abramowicz wykorzystał sytuację i wykupił udziały Bieriezowskiego w Sibniefcie. Położyło to kres ich przyjaźni. Siedem lat później Bieriezowski pozwał Abramowicza, domagając się czterech milionów dolarów rekompensaty za to, że pogróżki związane z tą transakcją poważnie - jego zdaniem - obniżyły cenę.

/ 19"Szczęścia się za pieniądze nie kupi, ale trochę swobody - owszem"

Obraz
© PAP / Twinpics / Retna Pictures

W latach 2000-2008 Abramowicz był gubernatorem odległej prowincji Czukotka, gdzie zainwestował w tym okresie około miliarda dolarów. Mimo to nie zamieszkał na dalekiej północy, ale przeniósł się do Londynu. W 2003 r. kupił londyński klub piłkarski Chelsea. Ocenia się, że wydał później na niego ponad 700 milionów dolarów. Chociaż uchodził za nieśmiałego i nazywano go "cichym oligarchą", stał się bardzo widoczny. Jako jeden z najbogatszych Europejczyków, z eskadrą własnych samolotów, największym w świecie jachtem i jedną z najlepszych drużyn piłkarskich, trafia na czołówki gazet, czy chce tego, czy nie. W książce "Londongrad" znajdziemy historię o tym, jak Roman Abramowicz zgłodniał, przebywając w Baku. W stolicy Azerbejdżanu można znaleźć wiele rzeczy, ale nie ma tam sushi. Miała je ulubiona restauracja Abramowicza w Londynie, oligarcha zamówił więc kilka porcji i kazał przywieźć swoim prywatnym samolotem do odległego o prawie pięć tysięcy kilometrów Baku. Autorzy książki, Mark Hollingsworth i Stewart
Lansley, piszą, że "całkowity koszt tej operacji wyniósł 40 tysięcy funtów, było to więc najdroższe w historii świata zamówienie na wynos".

Sam Abramowicz mówi o sobie, że mieszka w samolocie. Faktem jest, że mnóstwo czasu spędza na pokładzie Bandyty, jak ochrzcił swojego boeinga 767. Samolot ma wszystkie udogodnienia, jakie tylko można sobie wyobrazić, oraz system przeciwrakietowy podobny do zainstalowanego w Air Force One, samolocie prezydenta Stanów Zjednoczonych. Powodem nie jest jednak to, że Abramowicz nie ma gdzie mieszkać. Poza apartamentem w centrum Londynu, z wewnętrznym basenem i salonem o powierzchni boiska piłkarskiego (kosztował podobno około 150 milionów dolarów), ma też luksusowy apartament w Moskwie, pałac w Petersburgu, zamek w Bawarii, winnicę w Toskanii, willę na wyspie St. Barts na Karaibach, ranczo w Aspen w stanie Kolorado, hotele w Antibes we Francji i kilka ekskluzywnych domów na południu tego kraju. Zapytany, czy pieniądze dają szczęście, odpowiedział: "Szczęścia się za pieniądze nie kupi, ale trochę swobody - owszem".

Odpowiednio do swego statusu, będąc najbardziej rzucającym się w oczy oligarchą przedsiębiorcą, Abramowicz otoczył się prywatną armią. Podobno liczy ona 40 osób, z których większość odbyła specjalne przeszkolenie, dzięki czemu Abramowicz należy do najlepiej chronionych ludzi na świecie. Zaprzeczył jednak pogłoskom, że ma sobowtóra, który mógłby zmylić potencjalnych prześladowców.

W 2008 r. "Forbes" oceniał majątek Abramowicza na 23,5 miliarda dolarów, co po aresztowaniu Chodorkowskiego w 2003 r. uczyniło go kolosem wśród miliarderów. Ale po kryzysie finansowym pojawiły się plotki, że jego fortuna szybko topnieje, a on sam został strącony ze szczytów (W 2011 r. Abramowicz ubiegał się o mandat deputowanego w Czukockim Okręgu Autonomicznym. Ze złożonego z tej okazji zeznania wynikało, że majątek oligarchy wynosił nieco ponad 18 mld dolarów. Na "własne wydatki" odłożył blisko 120 mln dolarów. Posiadał też akcje o wartości 41,5 mln dolarów oraz był właścicielem sześciu firm. W deklaracji majątkowej zabrakło jednak luksusowego jachtu Eclipse, wartego 300 mln funtów, boeinga, helikopterów oraz dwóch łodzi podwodnych). Zapowiadało się nawet na to, że wystawi na sprzedaż klub Chelsea, do czego jednak nie doszło. Ze względu na swoje obyczaje Abramowicz jest też najbardziej ekstrawaganckim oligarchą.

/ 19Daria Żukowa: córka i żona miliardera

Obraz
© AFP / Yuri Kadobnov

Nazywana Daszą, córka magnata naftowego Aleksandra Żukowa, stała się symbolem dzieci oligarchów. Jest młoda i piękna, zajmuje się modą, sztuką i muzyką, a jako przyjaciółka jednego z najbogatszych Rosjan ucieleśnia marzenia wielu rodaczek. Nic dziwnego, że rosyjska edycja magazynu "GQ" nadała jej tytuł Kobiety Roku.

Choć dorastała w czasach pieriestrojki, niewiele pamięta z życia w komunizmie, a jej ojciec był już zamożny, kiedy była nastolatką. Nie po raz pierwszy bogactwo przyciągnęło bogactwo - w 2006 r. Żukowa i najbogatszy Rosjanin Roman Abramowicz - tak się składa, że był znajomym jej ojca - zostali parą. Pomimo 14 lat różnicy oboje zostali ukształtowani przez pieriestrojkę i niespokojne lata 90.

Można się spodziewać, że kiedy Daria i Roman połączą się węzłem małżeńskim, świat zobaczy wesele nad weselami. Plotkarskie magazyny już spekulują na temat szczegółów - od sukni ślubnej za ponad 250 tysięcy dolarów do imprezy z sześcioma błogosławieństwami. Ich pierwsze (a Abramowicza szóste) dziecko urodziło się pod koniec 2009 r. Obecnie mają już dwójkę dzieci - syna Aarona Alexandra, a 8 kwietnia 2013 r. w jednym z nowojorskich szpitali Dasza urodziła córkę Leah Lou.

Żukowa, urodzona w 1981 r., należy do pierwszych osób ze swojego pokolenia, których młodość upłynęła w luksusowych warunkach. Jedynaczka, której rodzice się rozwiedli, wkrótce po upadku Związku Radzieckiego wyjechała do Los Angeles, gdzie jej matka, biolog molekularny, dostała pracę na UCLA. Wtedy Daria potrafiła powiedzieć niewiele więcej niż hello, dziś posługuje się nienaganną angielszczyzną.

/ 19Pracowała jako fotomodelka, "Vogue" zaliczył ją do dziesiątki najelegantszych kobiet świata

Obraz
© PAP / EPA / Hendrik Ballhausen

Na początku drogi zawodowej Żukowa pracowała jako fotomodelka, później ukończyła kurs homeopatii w londyńskim College Naturopathic Medicine. Wkrótce zainteresowała się projektowaniem mody. Pieniędzy jej nie brakowało i w 2006 r. Żukowa razem z koleżanką ze studiów, Christiną Tang, stworzyły markę Kova & T. Ich kolekcje, utrzymane w stylu "swobodnego luksusu", najbardziej znane są chyba z lateksowych legginsów. Żukowa wprowadza teorię w czyn i w 2008 r. została zaliczona przez "Vogue" do dziesiątki najelegantszych kobiet świata. Dziś prowadzi życie nomady, kursując między Londynem, Moskwą i Los Angeles.

W Rosji często spędza czas w towarzystwie Kseni Sobczak, córki polityka i ozdoby przyjęć. W Moskwie Żukowa zrobiła kolejny krok na drodze zawodowej, porzucając modę dla sztuki. Jesienią 2008 r. otworzyła Centrum Kultury Współczesnej "Garaż" mieszczące się w zajezdni autobusowej na północy miasta. W wywiadzie dla "New York Timesa" przyznała, że w świecie sztuki jest nowicjuszką. "Nie studiowałam historii sztuki i nie pamiętam nazwisk artystów, ale jeśli jakiś obraz mi się spodoba, pamiętam go".

Garaż stał się od razu jedną z najmodniejszych sal wystawowych sztuki współczesnej. Grupą docelową wystawców była młoda rosyjska publiczność. Nie jest tajemnicą, że większą część inwestycji sfinansował Abramowicz, ale niejedna firma działająca w segmencie produktów luksusowych zgłosiła gotowość do sponsorowania tego przedsięwzięcia non profit. Współczesna sztuka rosyjska wspierana przez piękną miliarderkę okazała się hitem.

Po niespełna pół roku Żukową czekało nowe wyzwanie. W lutym 2009 r. została redaktor naczelną magazynu kulturalnego "Pop". Wydawca Ashley Heath, który dziesięć lat wcześniej pomagał go zakładać, powiedział: "Czasy są ciężkie, ale zarazem szalenie ekscytujące. Dasza fantastycznie łączy w sobie styl, inteligencję, młodość i wpływy w sferze kultury". Niewykluczone, że i możliwości finansowe istotnie wpłynęły na tę ocenę. W ciągu dwóch lat Żukowa wydała tylko trzy numery magazynu mody "Pop", a następnie w 2010 r. porzuciła posadę, by rozpocząć pracę nad swoim autorskim magazynem "Garage". Jego pierwszy numer ukazał się w sierpniu 2011 r.

/ 19Michaił Prochorow: najbardziej pożądany w Rosji kawaler do wzięcia

Obraz
© AFP / RIA-NOVOSTI / Alexei Nikolsky

Kontrowersyjny i prostolinijny (ur. w 1965 r.) zaczął karierę oligarchy jako przyboczny Władimira Potanina. Potanin odkrył młodego bankiera, kiedy Prochorow pracował w osławionym Międzynarodowym Banku Współpracy Gospodarczej w Moskwie. Potanin i Prochorow przechwycili w 1992 r. aktywa banku i choć późno zaczęli, byli dobrze przygotowani do włączenia się w epopeję oligarchów lat 90.Dzięki aukcjom zastawnym każdy z nich stał się właścicielem jednej czwartej akcji Norylskiego Niklu, który Prochorow przemienił z nierentownego dinozaura przemysłu w jedną z największych w świecie spółek surowcowych. Nie przejmował się, że działa w cieniu Potanina.

Odkąd zarobił pierwszego dolara, prowadził ekstrawaganckie życie, przyznając: "Intensywnie żyję i intensywnie imprezuję. Jestem ekstremistą, zwłaszcza w życiu prywatnym". W światowych mediach zadebiutował zimą 2007 r., kiedy gazety zainteresowały się zarzutami, że założył we francuskim kurorcie Courchevel wyjazdowy dom publiczny. Wkrótce po aresztowaniu został jednak zwolniony, ale odmówił powrotu do tego ośrodka sportów zimowych, dopóki władze francuskie go nie przeprosiły.

Afera ta oznaczała wszakże koniec pomyślnej współpracy playboya Prochorowa z Potaninem, koneserem kultury wysokiej. Ich poglądy na prowadzenie interesów rozeszły się w pierwszej dekadzie XXI w., a partnerstwo skończyło się w 2007 r. przykrym rozstaniem i podziałem wspólnego imperium. Pierwotny plan przewidywał, że konserwatywny Potanin pozostanie właścicielem firm przemysłowych, a bardziej skłonny do ryzyka Prochorow przejmie spółki energetyczne. Dżentelmeńska umowa została jednak zerwana, bo nie potrafili uzgodnić wycen. Rozpoczął się długi, przewlekły konflikt.

Zdaniem Potanina kroplą, która przepełniła czarę, był skandal w Courchevel. Wyraził się o Prochorowie, że "biznesmen o takiej pozycji powinien być człowiekiem konsekwentnym i przewidywalnym, a nie (...) Żyrinowskim świata biznesu". Prochorow przyznał wprawdzie: "Biznesmeni - ze mną włącznie - z pewnością mają swoje wady", ale nie spodobało mu się porównanie z kontrowersyjnym skrajnym nacjonalistą Władimirem Żyrinowskim i wytoczył Potaninowi sprawę o zniesławienie.

10 / 19Założył we francuskim kurorcie Courchevel wyjazdowy dom publiczny

Obraz
© AFP / Jean-Pierre Clatot

Zerwanie nastąpiło w momencie nadzwyczaj korzystnym dla Prochorowa. Sprzedał w końcu swoje udziały w Norylskim Niklu oraz inne aktywa. Stało się to wiosną 2008 r. Oświadczył z dumą, że przewidział nadciągający kryzys finansowy, ale zdaniem obserwatorów został raczej zmuszony do sprzedaży z powodu ciągnącej się między właścicielami walki o władzę.

Dzięki temu, że zamienił akcje na pieniądze w banku, jego majątek zachował w większości swoją wartość przez 2009 r., kiedy inni oligarchowie wpadli w wielkie tarapaty. Te okoliczności zadecydowały, że w rankingu magazynu "Forbes" w 2009 r. uzyskał tytuł Najbogatszego Człowieka Rosji, z majątkiem szacowanym na 9,5 miliarda dolarów. Ponieważ większość najbogatszych oligarchów przedsiębiorców była już żonata, media w połowie pierwszej dekady XXI w. zaczęły nazywać Prochorowa najbardziej pożądanym kawalerem do wzięcia. W 2008 r. założył ekskluzywny portal społecznościowy Snob (www.snob.ru), wydający własny magazyn i skupiający ludzi zbyt bogatych, by się pospolitować na Facebooku. Dziś konkuruje z Potaninem w dziedzinie dobroczynności, zwłaszcza poprzez swoją fundację na rzecz inicjatyw kulturalnych. W 2010 r. kupił za 200 milionów dolarów amerykański klub koszykarski New Jersey Nets. Wielu kibiców nie było zachwyconych osobą nowego właściciela, ale Prochorow powiedział, że jest "pierwszym właścicielem drużyny
NBA, który naprawdę umie wrzucać piłkę do kosza". Przyrzekł, że się ożeni, jeśli jego drużyna w ciągu pięciu lat nie zdobędzie mistrzowskiego tytułu (30 kwietnia 2012 r. New Jersy Nets przeprowadzili się do Brooklynu, zmieniając przy tym nazwę na Brooklyn Nets. Nadal nie zdobyli mistrzostwa NBA).

Prochorow, tak przebojowy w dziedzinie biznesu i kick-boxingu, stronił od polityki. Wielu obserwatorów było więc zaskoczonych, kiedy zaangażował się w nią w 2011 r. Ukoronowaniem roku aktywnej działalności politycznej była jego deklaracja, że w 2012 r. stanie do wyborów prezydenckich jako niezależny kandydat, choć nie miał szans w konkurencji z Władimirem Putinem. Niektórzy uznali to posunięcie Prochorowa za próbę oczyszczenia reputacji z oligarchicznej przeszłości. Oznajmił bez ogródek: "Słowo 'oligarcha' od dawna nie ma już sensu. Tamte dni minęły".

11 / 19Aleksander Lebiediew: pierwsze pieniądze zarobił, sprzedając do Somalii buty i drut kolczasty

Obraz
© PAP / EPA / Daniel Deme

Dorastał w środowisku radzieckiej inteligencji w Moskwie. W połowie lat 80. obronił pracę doktorską pod tytułem "Globalizacja finansowa w kontekście problemów światowego, regionalnego i krajowego (rosyjskiego) rozwoju". Temat ten okazał się później bardzo aktualny w jego działalności biznesowej. Krążą pogłoski, że pierwsze pieniądze zarobił, sprzedając do Somalii buty i drut kolczasty, ale rychło wybrał karierę w KGB i przez kilka lat był attache handlowym w Londynie. Po powrocie do Rosji w 1992 r. odszedł ze służb specjalnych w randze podpułkownika, mając niespełna tysiąc dolarów oszczędności. Zaczął pracować jako doradca różnych firm zagranicznych. Za zarobione pieniądze założył Rosyjską Spółkę Inwestycyjno-Finansową, która w 1995 r. kupiła Narodowy Bank Rezerw. Pod kierownictwem Lebiediewa stał się on jednym z największych banków w Rosji.

Być może Lebiediew nauczył się czegoś z własnej rozprawy doktorskiej, ponieważ jego bank jako jeden z nielicznych przetrwał bez większych strat kryzys finansowy w 1998 r. Wykorzystując bank, zdołał zbudować konglomerat posiadający w swym portfelu prawie jedną trzecią akcji Aerofłotu i nieznaną liczbę udziałów w Gazpromie. W latach 90. Lebiediew, niczym mini-Gusiński, zaczął tworzyć własne imperium medialne, choć ograniczył się do mediów drukowanych. W 1993 r. razem z byłym sekretarzem generalnym Michaiłem Gorbaczowem (obaj na zdjęciu) założył dziennik "Nowaja Gazieta", finansowany częściowo z Pokojowej Nagrody Nobla, którą Gorbaczow otrzymał w 1990 r. "Nowaja Gazieta" należała w pierwszej dekadzie XXI wieku do najodważniejszych gazet w Rosji. Otwarcie krytykowała Kreml.

Nie wszyscy jednak docenili upodobanie Lebiediewa do krytycznego i śledczego dziennikarstwa. Telefony "Nowoj Gaziety" były na podsłuchu, z redakcyjnych komputerów konfiskowano twarde dyski. Od 2000 r. co najmniej czworo jej dziennikarzy, w tym ciesząca się międzynarodową sławą Anna Politkowska, zostało zamordowanych lub zmarło w niejasnych okolicznościach. Sam Lebiediew coraz bardziej poświęcał się polityce, opowiadał się za niezależnym sądownictwem, wolną prasą i wolnymi wyborami. W 2003 r. dostał się do Dumy Państwowej i kilkakrotnie zmieniwszy przynależność partyjną, został jednym z liderów partii Sprawiedliwa Rosja, ściśle związanej z Kremlem.

W tym samym roku stanął przeciwko Jurijowi Łużkowowi, ubiegając się o stanowisko mera Moskwy, ale zdobył tylko 13 procent głosów. Konflikt z Łużkowem ciągnął się jeszcze długo po wyborach. Może właśnie dlatego Lebiediew pomógł opracować projekt ustawy zakazującej lukratywnego hazardu, która okazała się osobistym ciosem dla Łużkowa, zwolennika kasyn, kiedy została wprowadzona w życie w 2009 r.

Aresztowanie Chodorkowskiego w 2003 r. położyło kres wspieraniu opozycyjnych inicjatyw prywatnymi pieniędzmi, sponsorzy obawiali się bowiem, że popadną w niełaskę Kremla. Do nielicznych wyjątków należał Lebiediew, który razem z Gorbaczowem założył we wrześniu 2008 r. Niezależną Demokratyczną Partię Rosji. Wiodła ona jednak słabo widoczny żywot w słabo widocznym świecie rosyjskiej opozycji.

12 / 19Zakochał się w niej, kiedy pomagał złagodzić wyrok, jaki dostała za rozprowadzanie narkotyków.

Obraz
© AFP / Thomas Samson

Większą uwagę przyciągały przedsięwzięcia medialne Lebiediewa. W 2007 r. zaczął wydawać gazetę "Moskowskij Korriespondent", będącą w znacznym stopniu orężem w przeciągającym się konflikcie z Łużkowem. Pismo wpadło w kłopoty, kiedy w kwietniu 2008 r. na jego łamach ukazała się wiadomość o tym, że Putin się rozwodzi, żeby poślubić 25-letnią gimnastyczkę Alinę Kabajewą. Redaktor naczelny stracił pracę, a niedługo potem gazetę zamknięto (coś było jednak w tej plotce, ponieważ w czerwcu 2013 r. zdumieni rosyjscy telewidzowie usłyszeli z ust samego prezydenta i jego żony Ludmiły, że po 30 latach się rozwodzą. W kwietniu 2014 r. prawnie sfinalizowano ich rozstanie. Nie ustają też medialne plotki na temat ślubu prezydenta z młodszą od niego o 30 lat piękną byłą gimnastyczką Aliną Kabajewą, która od lutego 2014 r. pokazuje się z obrączką na palcu. Serwisy prasowe opublikowały fotografię Putina w obrączce podczas spotkania z ministrem obrony Egiptu, ale zdjęcie to szybko wycofano. Spekuluje się też, o czym pisał m.in.
plotkarski "The New York Post", że Kabajewa jest matką dwojga dzieci prezydenta Rosji, syna i córeczki).

Lebiediew zwrócił wzrok na zachód. W styczniu 2009 r. kupił za jednego funta zadłużony angielski dziennik "The Evening Standard". Oświadczył, że ma zamiar wykorzystywać gazety, żeby "pomagać Putinowi w walce z korupcją", ale powszechnie podejrzewano, że używa ich do własnych celów. Rzeczywiście, pomimo zadeklarowanych zamiarów Lebiediew okazał się coraz bardziej krytyczny wobec Rosji Putina. W kręgu oligarchów była to odosobniona postawa. Podczas kryzysu finansowego w latach 2008-2009 uznał, że przyjęta przez Putina strategia ożywienia gospodarki opiera się na nagradzaniu kilku jednostek i doprowadzi do nasilenia korupcji. W konsekwencji "setki milionów dolarów zostaną zmarnowane albo ukradzione ze skarbu państwa". Zapytany o to, jakich reakcji się spodziewa na swoje krytyczne uwagi, odparł: "Tylko media mogą interweniować. Nie sądzę, że Putin będzie zadowolony, ale co może zrobić? Nie ma żadnego planu, a jako szef rządu robi złą robotę".

Od otwarcia "Nowoj Gaziety" Lebiediew starał się zrobić wrażenie oświeconego intelektualisty. Poza zajmowaniem się polityką i biznesem przeznaczał pokaźną część swojego majątku na cele kulturalne i dobroczynne, popularyzując to na swoim sumiennie prowadzonym i często uaktualnianym blogu. Oceniano, że w 2010 r. były to dwa mld dolarów. W 2009 r. 22-letnia fotomodelka Jelena Pierminowa (na zdjęciu) urodziła syna 50-letniemu biznesmenowi. Zakochał się w niej rok wcześniej, kiedy pomagał złagodzić wyrok, jaki dostała za rozprowadzanie narkotyków. Pierminowa jest teraz żoną Lebiediewa i mają troje dzieci.

13 / 19Michaił Chodorkowski: od barona rabusia do krytyka reżimu

Obraz
© PAP / Tomasz Gzell

Urodził się w Moskwie w 1963 r. Rodzice byli inżynierami, ale zarabiali mało, gnieździli się w niewielkim mieszkaniu, dzieciństwo przyszłego oligarchy było spartańskie. Michaił od najmłodszych lat chciał zarządzać dużą fabryką, lecz podczas studiów musiał się zadowolić dorywczymi pracami, na przykład w piekarni. W 1986 r. ukończył chemię w Moskiewskim Instytucie Chemiczno-Technicznym im. Mendelejewa. Specjalizował się w paliwie rakietowym. Był najlepszym studentem na roku, ale ze względu na żydowskie pochodzenie nie dostał się na studia doktoranckie. Otwarta była jednak dla niego droga do młodzieżowej organizacji komunistycznej, Komsomołu.

Komsomoł, do którego w latach 80. należało prawie 40 milionów młodych obywateli Związku Radzieckiego, zaczął funkcjonować jako swego rodzaju szkoła biznesu. Najambitniejsi członkowie mieli szanse wypróbować swoje zdolności przywódcze i popisać się przed partyjnymi funkcjonariuszami, co mogło ułatwić dalszą karierę w szeregach radzieckiej biurokracji. Było naturalne, że pierwsze możliwości rozpoczęcia dochodowej działalności gospodarczej pojawiły się w ramach Komsomołu. Dla Chodorkowskiego, tak jak w tym samym mniej więcej czasie dla Michaiła Fridmana, oznaczało to otwarcie kawiarni połączonej z dyskoteką. Nazwał ją Menatep.

W Komsomole Chodorkowski miał okazję zaprzyjaźnić się z komunistycznymi szychami, a nawet funkcjonariuszami KGB. Stworzył sieć kontaktów, która okazała się niezwykle ważna, kiedy rozpoczął śmielsze przedsięwzięcia. W 1991 r. powiedział w wywiadzie dla "Miami Herald", że "każdy rozpoczynany wtedy projekt miał szanse powodzenia tylko pod warunkiem, że wspierali go wpływowi ludzie. Nie chodziło o pieniądze, ale o patronat. Protekcja polityczna była w tamtych czasach nieodzowna".

Chodorkowski nie zarobił oczywiście pierwszych większych pieniędzy na sprzedaży biletów do dyskoteki Menatep. Nauczył się jednak pobierać wynagrodzenie za swoją działalność i dobrze wykorzystał tę umiejętność w Instytucie Wysokich Temperatur. Przekonał szefa instytutu, żeby płacił mu za "konsultacje i badania". Przedtem było to w Związku Radzieckim niemożliwe, ale teraz niejeden raczkujący oligarcha przedsiębiorca wykorzystywał nową sytuację. Badań prawdopodobnie nikt nigdy nie prowadził, lecz nie o to chodziło. Ważne było, że Chodorkowskiemu udało się wymienić płatności bezgotówkowe, bieznalicznyje, na prawdziwe pieniądze, które mogły zostać wykorzystane w prawdziwej gospodarce. Za honoraria konsultanta założył w 1989 r. jeden z pierwszych w Związku Radzieckim prywatnych banków o takiej samej nazwie jak jego kawiarnia. Niedługo po tym zajął się programowaniem, importem towarów, których brakowało na rynku (między innymi komputerów i fałszywego koniaku) oraz obsługą firmowych transakcji. Menatep zatrudniał
już wkrótce tysiące osób. Dzięki tym kapitalistycznym eksperymentom Chodorkowski zyskał zarówno doświadczenie, jak i sieć kontaktów. Organizował przyjęcia dla wpływowych gości w ekskluzywnych klubach w Moskwie i na dyskretnych daczach pod miastem. Jako paradygmatyczny pionier kapitalizmu zwrócił na siebie uwagę premiera republiki rosyjskiej i w 1991 r. został gospodarczym doradcą rządu. Zaczynał poza establishmentem, ale w ciągu kilku lat przeszedł całą drogę do ośrodków radzieckiej polityki.

14 / 19Jako szef firmy był bezwzględny: zainstalował kamery we wszystkich pomieszczeniach i zwolnił ponad jedną trzecią pracowników

Obraz
© PAP / DPA / AAPimages / Ulrike Panckow

Po upadku Związku Radzieckiego posiadanie banku było wielkim atutem. Menatep zdołał za własne i cudze pieniądze szybko wykupić pewną liczbę tanich przedsiębiorstw, głównie dzięki prywatyzacji czekowej. Chodorkowski był jednym z pierwszych Rosjan, którzy zdali sobie sprawę z jej potencjału. Warunkiem sukcesu były śmiałość i bezczelność, a Chodorkowskiemu nie brakowało ani jednej, ani drugiej cechy. Tak jak inni oligarchowie przedsiębiorcy działał w wyjątkowej strefie bezprawia, gdzie zatarła się granica między legalnością a korupcją, a nawet poważniejszymi kryminalnymi działaniami. Gazety, pisząc o baronach rabusiach, miały na myśli takich jak Chodorkowski.

W 1995 r. na jednej z największych aukcji zastawnych Chodorkowski przejął kontrolę nad spółką naftową Jukos. Jako szef firmy był bezwzględny. Zainstalował kamery we wszystkich pomieszczeniach, żeby mieć pracowników na oku, i zwolnił ponad jedną trzecią z nich, uznawszy, że nie pracują tak ciężko, jak uważał za stosowne. Dla pracowników zmiany okazały się bezlitosne, ale odniosły skutek. Po radykalnych działaniach mających na celu zwiększenie wydajności - lecz także dzięki ponaddwukrotnemu wzrostowi cen ropy - wartość spółki poszybowała w górę.

Wkrótce Chodorkowski przestał nosić stare flanelowe koszule i okulary w radzieckim stylu. Jako najjaśniejsza gwiazda na finansowym firmamencie Rosji na początku pierwszej dekady XXI wieku zaczął nagle paradować w szytych na miarę włoskich garniturach i perorować na temat praw mniejszości oraz przejrzystego prowadzenia ksiąg. Bardzo się starał, by zatrzeć dawny wizerunek barona rabusia.

Mimo ogromnego majątku zachował bezpretensjonalne obyczaje i wyzbywał się stopniowo agresywnych metod, dzięki którym zyskał swoją pozycję. Jednocześnie uczył się wykorzystywać siłę polityczną, jaką dało mu bogactwo. Przejął kontrolę nad swoją kryszą, a na początku pierwszej dekady XXI wieku napomknął, że ma na swoich listach płac stu deputowanych do Dumy, gotowych głosować zgodnie z jego instrukcjami.

W wywiadzie udzielonym u szczytu kariery w 2003 r. powiedział, że jest zbyt młody, by pamiętać, jak źle skończyli ci, którzy wykorzystywali okres przejściowej liberalizacji w latach 60. - tak zwanej odwilży Kosygina - kiedy też można było robić pieniądze w prywatnym biznesie. Śmiejąc się, dodał: "Nie mogę tego pamiętać! Byłem za młody! Poszedłem więc na całość!". Miał się jednak boleśnie przekonać, że historia lubi się powtarzać. Problemy zaczęły się w 1999 r., kiedy anonimowy Menatep, zarejestrowany w Gibraltarze i podający jako adres numer skrytki pocztowej, został oskarżony o pomoc w wyprowadzeniu za granicę państwowych pieniędzy o równowartości kilku miliardów dolarów przez American Bank of New York. Amerykanie odnotowali, że "kagiebowska operacja prania zdefraudowanych pieniędzy przechodziła przez Menatep Chodorkowskiego, będący fasadą pod nadzorem KGB". Skandal ten nazwano Kremlingate, ale nikogo nie oskarżono.

Choć Bieriezowski i Gusiński musieli z podkulonym ogonem uciec z kraju, Chodorkowski przejawiał coraz większe ambicje polityczne. W 2001 r. założył fundację Otwarta Rosja, mającą realizować projekty filantropijne. Wkrótce pojawiły się jednak pogłoski, że płaci miliony dolarów różnym partiom opozycyjnym, w tym partii komunistycznej. Poważnie zanosiło się na to, że w 2004 r. wystartuje w wyborach prezydenckich.

W 2002 r. Chodorkowski nawiązał bliższe kontakty z ExxonMobil i ChevronTexaco, próbując znaleźć dla Jukosu zagranicznych inwestorów. Krążył między Rosją a Wschodnim Wybrzeżem Stanów Zjednoczonych, gdzie spotykał się z różnymi osobistościami - od szefów korporacji po prezydenta. "Pana aparat urzędniczy roi się od łapówkarzy i złodziei", powiedział autorytatywnym tonem do Putina wiosną 2003 r. Dla prezydenta mogła być to kropla, która przepełniła czarę.

15 / 19"Raczej zgniję w więzieniu, niż pójdę na kompromis z tymi kryminalistami"

Obraz
© PAP / EPA / Sergei Ilnitsky

Najbogatszy człowiek w Rosji, z majątkiem szacowanym na 15 mld dolarów, został aresztowany przez uzbrojony oddział elitarnej jednostki 25 października 2003 r. podczas międzylądowania jego prywatnego samolotu w Nowosybirsku. Przy wielu okazjach mógł wyjechać z kraju, ale z nich nie skorzystał. "Raczej zgniję w więzieniu, niż pójdę na kompromis z tymi kryminalistami", oznajmił kilka miesięcy wcześniej. Formalnie Chodorkowski został oskarżony o nadużycia związane z Jukosem, ale wielu obserwatorów uważa, że prawdziwym powodem aresztowania było jego poparcie dla grup krytycznych wobec rządu. O fatalnej reputacji oligarchów świadczy znamienny fakt, że jedyne poważne zastrzeżenia wobec zatrzymania Chodorkowskiego wysunęła finansowana przezeń partia komunistyczna oraz znajdujący się już na emigracji Bieriezowski.

Chodorkowski został skazany na osiem lat pobytu w kolonii karnej koło miasta Czyta na granicy Syberii z Chinami. Był chyba najbogatszym więźniem na świecie, ale uznał, że ma obowiązek pracować, i szył rękawice. Co więcej, został później oskarżony o malwersacje i 30 grudnia 2010 r. wyrok przedłużono mu do 2017. 20 grudnia 2013 r. Chodorkowski został ułaskawiony przez prezydenta Putina, który chciał złagodzić tym gestem międzynarodową krytykę swoich rządów przed zimowymi igrzyskami olimpijskimi w Soczi 2014. Wypuszczony na wolność Chodorkowski jeszcze tego samego dnia opuścił Rosję. Obecnie mieszka w Szwajcarii. 18 lipca 2014 r. Trybunał Arbitrażowy w Hadze podjął decyzję, że Rosja ma zapłacić byłym akcjonariuszom Jukosu 50 mld dolarów za bezprawne przejęcie majątku spółki w następstwie decyzji politycznej Władimira Putina. Moskwa zapowiada odwołanie się i wniosek o kasację.

Poglądy na temat Chodorkowskiego bardzo się różnią, co jest świetną ilustracją ambiwalentnego wizerunku oligarchów przedsiębiorców. Uznany dziennikarz Jewgienij Kisieliow wychwalał Chodorkowskiego, ojca czworga dzieci, jako "byłego właściciela największej rosyjskiej spółki naftowej odnoszącej największe sukcesy, patrona sztuki, filantropa i oddanego rzecznika demokratycznych przemian w Rosji". Są też jednak całkiem odmienne opinie, przedstawiające nieuznającego prawa oportunistę technokratę, gotowego iść po trupach, by osiągnąć zamierzony cel. Na przykład amerykański zarządca funduszu Bill Browder stwierdził: "Po tym wszystkim, co zrobił, z pewnością nie zasługuje na sympatię jako więzień polityczny". Historia Chodorkowskiego świadczy o tym, że oligarchów przedsiębiorców nie sposób zaklasyfikować do jednej kategorii.

16 / 19Waldemar Gusiński: od taksówkarza do magnata medialnego

Obraz
© PAP/EPA / Yuri Kadobnov

Ur. w 1952 r. żył za młodu z rodzicami w Moskwie w mieszkaniu o powierzchni 63 metrów kwadratowych. Rzucił studia w Instytucie Nafty i Gazu im. Gubkina i już w latach 70. zaliczał się do pierwszych farcowszczyków, czyli radzieckich spekulantów, choć na czarnym rynku nie odniósł większych sukcesów. "Skończyło się na tym, że sprzedawałem dżinsy taniej, niż je kupiłem", przyznał się później. Po odbyciu służby wojskowej kształcił się na reżysera, ale przekonał się, że i z tego fachu trudno wyżyć. Sam uznał, że powodem niepowodzenia było jego żydowskie pochodzenie oraz "niedostatek talentu". W połowie lat 80., jak wielu innych Rosjan, zarabiał na życie, wykorzystując swój prywatny samochód w charakterze taksówki.

Zająwszy się w pierwszych latach pieriestrojki działalnością gospodarczą, zarobił pierwsze ruble na bransoletkach wyrabianych z miedzianego drutu, który udało mu się nabyć. Twierdził, że mają zdrowotne właściwości. Okazało się, że cieszą się ogromnym wzięciem. Gusiński nadal wykorzystywał rosnący popyt na towary, których brakowało na rynku. Produkował na przykład fałszywe znaczki Jaguara. Gdy zauważył rosnące zainteresowanie firm zagranicznych, założył w 1988 r. firmę konsultingową Infeks, która była niewielką spółdzielnią, a jej moskiewskie biuro znajdowało się w pomieszczeniu bez okien. Pomagała zagranicznym biznesmenom, którzy chcieli robić interesy w Związku Radzieckim. Gusiński nawiązał dzięki temu międzynarodowe kontakty. Nadarzyła mu się okazja podróży do Waszyngtonu na spotkanie z jednym z klientów. Pewnego razu jego gospodarz wyjmował pieniądze z bankomatu, co zrobiło na Gusińskim wielkie wrażenie - "gotówka znikąd". Po powrocie do Moskwy założył bank pod taką samą nazwą, jak amerykański bankomat -
Most.

Przyjaźń z późniejszym merem Moskwy Jurijem Łużkowem połączyła go na wiele lat przedtem, zanim obaj uzyskali władzę. Razem pojechali do Stanów Zjednoczonych, gdzie Gusiński przypatrywał się z podziwem restauracjom dla zmotoryzowanych i sklepom ze słodyczami na wagę. Zgodnie uznali, że przyszłość należy do kapitalizmu.

O sukcesach działalności biznesowej Gusińskiego przesądziło to, że wkrótce po upadku Związku Radzieckiego Moskwa (w osobie mera Łużkowa) wybrała bank Most do obsługi swoich transakcji. Następnym krokiem było przyznanie priorytetu należącej do Gusińskiego agencji nieruchomości, kiedy rozpoczęła się ostrożna prywatyzacja niektórych terenów należących do miasta. Jak pisze Michaił Leontiew, dziennikarz liberalnego czasopisma "Kommiersant", Łużkow i Gusiński uzgodnili, że ten ostatni zostanie współwłaścicielem najatrakcyjniejszych miejskich parceli w zamian za odremontowanie niszczejących budynków merostwa, na co nie było stać zbiedniałego urzędu.

17 / 19Niegdyś najbogatszy człowiek w Rosji musiał uciekać do Izraela

Obraz
© PAP / EPA / Yuri Kadobnov

Stan emocjonalny Gusińskiego jako człowieka określany był jako skrajny, bliski manii. Może między innymi dlatego nie zdołał rozbudować w Rosji sieci kontaktów sięgającej dalej poza mera Łużkowa. Ale jako jeden z pierwszych oligarchów przedsiębiorców korzystających z owoców kapitalizmu zajmował wyjątkową pozycję na samym początku istnienia nowej Rosji.

Ostatecznie miał pozostać w tyle, kiedy ustawiane aukcje na udziały w największych rosyjskich spółkach surowcowych wzbogaciły ludzi o bliższych związkach z Kremlem. Na kilka lat stał się jednak najbogatszym człowiekiem w kraju - było to około 1994 r., kiedy pieniądze przyciągały jak magnes element przestępczy. "Miałem dwie opcje do wyboru", zauważył Gusiński. "Albo opłacać się bandytom, albo wynająć ochronę", wyjaśnił. Wybrał to drugie, niebawem otoczył się oddziałem liczącym blisko tysiąc osób. Nie gwarantowało to jednak stuprocentowego bezpieczeństwa, Gusiński nigdy nie był zadowolony. "Zatrudniłbym samego diabła, gdyby mógł zapewnić mi bezpieczeństwo", stwierdził. Od większości oligarchów przedsiębiorców różniło go to, że zdołał stworzyć z niczego imperium medialne niemające sobie równych. Kierował się nie tylko zyskiem, i to dawało mu siłę. "Jeśli jakiś polityk źle postąpi, mogę zaatakować go w swojej gazecie i ujawnić prawdę o pieniądzach, jakich zażądał" - zapowiedział i przy wielu okazjach nie zawahał
się wykorzystać w taki sposób swoich mediów.

Pierwszym z nich była gazeta "Siegodnia" (Dzisiaj) o bardzo małym nakładzie, którą założył na początku 1993 r. Ale zawsze mierzył wysoko i kiedy znany prezenter Jewgienij Kisieliow poprosił go o sfinansowanie telewizyjnego show, Gusiński w ciągu zaledwie kilku tygodni przygotował biznesplan całkiem nowego kanału telewizyjnego o ogólnokrajowym zasięgu. Z pomocą Szamila Tarpiszczewa, osobistego doradcy (i trenera tenisa) Borysa Jelcyna, udało mu się namówić prezydenta, żeby oddał mu zawieszony Kanał 4, na którego bazie powstała w 1993 r. telewizja NTW. Ta pierwsza w Rosji niezależna stacja telewizyjna stała się najważniejszym środkiem przekazu krytykującym rząd. A także najpopularniejszym. Gusiński wyciągnął z tego wniosek, że "każdego, kogo zechce, może uczynić prezydentem".

Z powodu krytycznego stosunku do wojny w Czeczenii i w ogóle do polityki Kremla podpadł wkrótce Jelcynowi. Im bardziej na niego naciskano, tym agresywniej się zachowywał. Ale Władimir Putin, następny prezydent Rosji, nie został wybrany przez Gusińskiego, przeciwnie, był jego oponentem. Objął urząd w marcu 2000 r., a już po niespełnatygodniach Gusińskiemu złożyli wizytę inspektorzy skarbowi w maskach, uzbrojeni w pistolety maszynowe. Wkrótce oskarżono go o przestępstwa podatkowe i malwersacje. Aresztowanie Gusińskiego odbiło się szerokim echem, zwłaszcza za granicą. Niebawem został zwolniony, ale wojnę przegrał i nie minęły dwa miesiące, jak zgodził się sprzedać NTW państwu. Sprzedał tanio, a zarzuty przeciw niemu zostały wycofane. Wkrótce jednak wysunięto nowe i przed końcem roku Gusiński uciekł z Rosji do Izraela. Dziś ma obywatelstwo izraelskie i hiszpańskie. Większość czasu spędza podobno w Stanach Zjednoczonych, gdzie kieruje między innymi kanałem satelitarnym dla Rosjan za granicą.

Na archiwalnym zdjęciu z czerwca 1998 r. spotkanie prezydenta Rosji Borys Jelcyn z grupą biznesmenów i bankierów: Jelcyn ściska dłoń prezesa grupy Alfa Michaiła Fridmana, z lewej prezes holdingu medialnego Most" Władimir Gusinski, z prawej szef grupy "Rosprom-JUKOS" Michaił Chodorkowski, drugi od prawej Władimir Potanin z grupy Interros.

18 / 19Zaczynał jako kelner, został mafijnym bossem

Obraz
© PAP / EPA

Siergiej Michajłow, pseudonim "Michaś" (ur. w 1958 r.), dorastał w środowisku, w którym przestępstw nie uważano za czyny naganne. Przez długi czas prawdziwymi przestępcami byli skorumpowani milicjanci i politycy. Naruszenie prawa oznaczało odmowę podporządkowania się establishmentowi. "Michaś" pracował za młodu jako kelner w różnych moskiewskich restauracjach. W latach 80. pensje w Związku Radzieckim były nędzne. Wkrótce Michajłow porzucił uczciwe i przyzwoite życie, by wkroczyć na drogę drobnej przestępczości. Najpierw działał na czarnym rynku, później stał się znanym szulerem. Szczęście go jednak opuściło i w 1984 r. został aresztowany za kradzież. Pobyt za kratami nie wybił mu z głowy przestępczej kariery, wręcz przeciwnie. W więzieniu nauczył się nowych sztuczek od najbardziej doświadczonych kryminalistów i nasiąkł ich brutalną mentalnością. Nawiązał też cenne kontakty.

Wkrótce po wyjściu z więzienia założył sołncewską brać (bratwa). Wzięła nazwę od swojej siedziby, Sołncewa, niebezpiecznej podmoskiewskiej miejscowości położonej na południowy zachód od stolicy. "Michaś" rekrutował członków, łącząc "kluby sportowe". Michajłow ignorował niepisane zasady i tradycje worow w zakonie. Członkowie jego grupy byli w przestępczej społeczności prekursorami biespriediełu, gdzie siła i władza zajęły miejsce tradycji. Za naruszenie dyscypliny groziło wykluczenie, a w najgorszym razie śmierć. "Michaś" sam siebie określał jednak mianem biznesmena. "Biznes" dobrze szedł, a grupa się rozrastała, aż w 1989 r. szefa i kilku innych członków aresztowano pod zarzutem udziału w przestępczości zorganizowanej. Michaś spędził półtora roku w areszcie, ale został w końcu zwolniony, bo główny świadek odmówił składania zeznań.

Całkiem nowy świat stanął teraz otworem przed Michajłowem, który skwapliwie zaczął wykorzystywać zamieszanie, jakie nastało po upadku Związku Radzieckiego. Wkrótce sołncewska brać weszła w posiadanie kasyn, banków, a nawet jednego z moskiewskich lotnisk.

Po trudnym początku lat 90., którego kulminacją była w latach 1993-1994 wielka wojna gangów, gdy wielu mafijnych bossów zostało zamordowanych lub aresztowanych, sołncewska brać umocniła swoje wpływy w moskiewskim świecie przestępczym. Nikt nie podważał jej statusu najpotężniejszej z grup przestępczych. W niezliczonych bandyckich razborkach pokonała inne gangi. Władze nie potrafiły przeciwstawić się ludziom "Michasia", a poza tym większość ich przedstawicieli, którzy zetknęli się z mafią, zdążyła zmienić fronty. Brać, mająca zapewnione dojścia do kręgów rządzących w Moskwie, wydawała się nie do pokonania. Akcjami nie kierowano już z piwnic, ale z luksusowego biura na Leninowskim Prospekcie. "Michaś" miał nadzwyczajną władzę. Wkrótce rozszerzył zakres swoich działań daleko poza granice Rosji. Jak podaje Russian Mafia Blog (russianmafiablog.blogspot.com), utrzymywał w Miami jednostkę do zadań specjalnych, oddział szturmowy, który można było wysłać samolotem w każde miejsce, gdzie był potrzebny.

Jednocześnie chciał umocnić swoją pozycję szanowanego biznesmena. Korzystając z fałszywego paszportu, wyjechał w 1994 r. do Izraela, a rok później przeniósł się do Szwajcarii. Kupił zamek nieopodal Genewy, zapisał dwójkę swoich dzieci do prywatnej szkoły, chciał zacząć spokojniejsze życie.

19 / 19Świadkowie padali ofiarą spektakularnych morderstw, innym grożono śmiercią

Obraz
© PAP / EPA / Patrick Aviolat

Władze szwajcarskie nie doceniły jednak faktu, że ich kraj przyciąga mafijne rodziny. "Michaś", figurujący na niejednej międzynarodowej liście poszukiwanych przestępców, został w październiku 1996 r. aresztowany na genewskim lotnisku. Oskarżono go głównie o pranie brudnych pieniędzy, ale w jego zamku policja znalazła wszystko - od urządzeń podsłuchowych po dokumentację fikcyjnych spółek. Okazało się jednak, że w Rosji trudniej znaleźć obciążające go dowody, a przede wszystkim namówić ludzi do złożenia zeznań. Niejeden potencjalny świadek padł ofiarą spektakularnego morderstwa, innym grożono śmiercią. Kiedy po dwóch latach rozpoczął się wreszcie proces w Szwajcarii, pozostali przy życiu świadkowie ubrani byli na sali sądowej w kamizelki kuloodporne.

Oskarżyciel musiał poprzestać na przedstawieniu "Michasiowi" zarzutów mniejszej wagi, jak "przynależność do tajnej organizacji przestępczej", czyli sołncewskiej braci. Kiedy w grudniu 1998 r. sąd wreszcie ogłosił wyrok, było to prawie uniewinnienie, jeśli pominąć skazanie za najmniej znaczące zarzuty. "Michaś" ciągle twierdził, że jest tylko "zwyczajnym biznesmenem" i podziękował sędziom tymi słowami: "Pokazaliście całemu światu, że w tym kraju nadal istnieje demokracja, prawo i porządek". Jednak w rzeczywistości wyrok ten uznaje się za jedno z najgorszych pogwałceń prawa, jakich kiedykolwiek dopuścił się szwajcarski sąd. W dodatku "Michaś" z powodzeniem pozwał kanton Genewy za dochód utracony podczas przebywania w areszcie.

W 1999 roku znów znalazł się na wolności. W tym czasie oceniano, że sołncewska brać liczy około pięciu tys. członków w różnych krajach świata. Jednakże brać, tak jak cała rosyjska mafia, coraz bardziej schodziła w cień, ponieważ przestępczość zorganizowana przeniosła się w pierwszej dekadzie XXI w. na salony władzy. O "Michasiu" wspominało się w wiadomościach coraz rzadziej, choć jego nazwisko wiązano z szeregiem przestępstw w Stanach Zjednoczonych i gdzie indziej.

Fragmenty książki "Oligarchowie. Pieniądze i władza w kapitalistycznej Rosji" Claesa Ericsona publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa MUZA S.A.

(js)

Wybrane dla Ciebie

Nawrocki w szatni piłkarzy. "Piękny mecz"
Nawrocki w szatni piłkarzy. "Piękny mecz"
Zełenski skomentował spotkania Trumpa z Putinem. "To jest wstyd"
Zełenski skomentował spotkania Trumpa z Putinem. "To jest wstyd"
Przełom w Strefie Gazy? Hamas chce powrotu do rozmów
Przełom w Strefie Gazy? Hamas chce powrotu do rozmów
Nie tylko zakłócają sygnał GPS. Coraz bardziej zuchwałe działania Rosji
Nie tylko zakłócają sygnał GPS. Coraz bardziej zuchwałe działania Rosji
Wyniki Lotto 07.09.2025 – losowania Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Wyniki Lotto 07.09.2025 – losowania Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Trump stawia ultimatum Hamasowi. "Ostatnie ostrzeżenie"
Trump stawia ultimatum Hamasowi. "Ostatnie ostrzeżenie"
Rekordowa liczba migrantów pokonała nielegalnie kanał La Manche
Rekordowa liczba migrantów pokonała nielegalnie kanał La Manche
Mocne słowa Zełenskiego i stanowcze oczekiwania. "Putin testuje świat"
Mocne słowa Zełenskiego i stanowcze oczekiwania. "Putin testuje świat"
Będą kolejne sankcje wobec Rosji? Trump wyraził gotowość
Będą kolejne sankcje wobec Rosji? Trump wyraził gotowość
Tragedia podczas czytania Koranu. Zawalił się dach, trzy osoby zginęły
Tragedia podczas czytania Koranu. Zawalił się dach, trzy osoby zginęły
"FAZ": prawicowo-populistyczna rewolucja na Zachodzie
"FAZ": prawicowo-populistyczna rewolucja na Zachodzie
Izrael zbombardował kolejny wieżowiec w Gazie. Mieszkali tam uchodźcy
Izrael zbombardował kolejny wieżowiec w Gazie. Mieszkali tam uchodźcy