Nie nadawał się na księdza? "Był niedojrzały, taki dzidziuś, ciepłe kluchy, podlizywał się komu popadnie"
"Nie zostaje przyjęty do liceum, bo ma same tróje. Ze względu na słabe oceny nie chcą go też w niższym seminarium w Katowicach, gdzie przyjmują już po podstawówce. Tadeusz idzie do zawodówki, uczy się piłować metal - fach przyda się w fabryce garnków. Boi się, że jeśli zaraz czegoś nie zmieni, to na zawsze zostanie w Olkuszu. Czuje, że Bóg powołuje go do wyższych rzeczy niż robienie garnków, czuje, że mógłby szlifować dusze. Wiedział, że w Tuchowie są redemptoryści. Znalazł też chrystusowców, ale ktoś mu powiedział, że chrystusowcy muszą się nauczyć aż ośmiu języków.
Mówi mamie o powołaniu. Mama na to: - Dziecko, jeżeli się pójdzie drogą kapłaństwa, to już się nie wraca. Nie możesz zmieniać decyzji, jak powiesz Panu Bogu 'tak'. Nie może być sytuacji, że pójdziesz i potem zrezygnujesz. To musi być dojrzała decyzja. Ty na nią jesteś jeszcze za mały, dziecko. - Nie. Ja muszę teraz iść za mym powołaniem.
(...) Redemptoryści proponują Tadziowi niższe seminarium w Braniewie. Tam pomogą mu nadrobić braki w nauce i przygotują do matury. Po maturze, jak będzie chciał, to wstąpi do wyższego seminarium. 1 lutego 1971 r. Rydzyk złożył śluby zakonne, mimo że starszym ojcom nie podobało się, jak rozhulał seminaryjny chór. Dla ojców przyzwyczajonych do przedsoborowych organów pojawienie się gitar i bandżo to wyzwanie.
Wójcik zapytał księdza Jerzego Galińskiego, byłego już zakonnika, który przez prawie 60 lat należał do zakonu redemptorystów, czy prawdą jest, że zakon kazał Rydzykowi wyrzucić z domu ojca, bo ten nie miał z matką ślubu? Taki ponoć miał być warunek święceń. Rydzyk tego nie prostuje. "Nie prostuje, bo jemu na rękę zwalić winę na zakon. Nie, nie wierzę, że zakon kazał mu wyrzucić ojca z domu. To raczej Rydzyk kazał mu odejść. O ich fatalnym kontakcie świadczy to, że dzisiaj ojciec Rydzyka nie ma grobu, że grób został rozparcelowany, bo nikt nie opłacał miejsca na cmentarzu" - opowiada były redemptorysta.
Galiński zetknął się z Rydzykiem w Braniewie. "Dawałem mu korepetycje z matematyki. Po kilku lekcjach powiedziałem prefektowi, że Rydzyk nie nadaje się na księdza. Nie chodziło mi tylko o to, że w ząb nie umiał liczyć, ale o to, że był niedojrzały, taki dzidziuś, ciepłe kluchy, podlizywał się komu popadnie. Prefekt powiedział, że może i Rydzyk nie jest mądry, ale przynajmniej pobożny, i że księdzu nie jest potrzebna matematyka. Dość ładnie śpiewał, chyba chór prowadził, na bandżo grał i może to go uratowało" - mówi.